Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2012

Express czyli Koleje Śląskie

Nie wiem jak to się stało, że zupełnie zapomniałem pokazać Wam moje fotografie z kalendarza dla Kolei Śląskich. Może dlatego, że problemy Kolei przysłoniły wszystko inne. Może też dlatego, że jeszcze sam nie widziałem na oczy gotowego kalendarza :) Wszystko jednak wskazuje na to, że kalendarz istnieje i niedługo zobaczę go na własne oczy :) Trzeba przyznać, że była to praca zupełnie nie w stylu do jakiego jestem przyzwyczajony. Bez mojego oświetlenia ( poza jednym wyjątkiem ), bez wizażystki, bez fryzjera, bez stylistki. Tylko ja, aparat w ręku z ustawioną czułością 1600 ISO, obiektyw 50/1,4 najczęściej z otwartą na maksa przesłoną i żadnego kreowania rzeczywistości. Po prostu musiałem pracować jak dokumentalista :) Poczułem się trochę jakbym zaczynał od nowa i na świeżo podchodził do mojej pracy. Nie znaczy to bym miał zostać dokumentalistą czy reporterem, to jednak nie moja bajka, ale dobrze jest czasem zrobić coś zupełnie inaczej niż do tej pory. To daje trochę oddechu i pozwala

Biało na Święta

Zasypało dzisiaj całe Katowice, samochody jeżdżą powoli, ludzi coraz mniej na ulicach, wreszcie wszystko zwalnia. Zawsze mam nadzieję, że grudzień będzie spokojny i tym razem wreszcie będę miał dużo czasu przed świętami. Powysyłam kartki zamiast smsów, spotkam się z ludźmi i będę miał czas by poczytać mądre książki o fotografii. A jak jest to sami wiecie. Zawsze jest do zrobienia tyle rzeczy, że nawet jakby grudzień miał 100 dni, to i tak nie uda się wszystkiego na czas zrobić :) Na szczęście teraz przed nami Święta i będziemy mieli czas na wszystko co jest znacznie ważniejsze niż FB i inne cudowne wynalazki, bez których już prawie nie da się żyć. A potem czas, który bardzo lubię, ten między Świętami, a Nowym Rokiem. Już po całej przedświątecznej gonitwie, a jeszcze przed  nowym okresie pracy. Mam zamiar odpoczywać ile się da, a od stycznia zabrać się za zdjęcia, które sprawiają mi najwięcej przyjemności :) Życzę Wam na te Święta by Wasze komputery odpoczywały, aparaty rej

500 pikseli

Od dłuższego czasu obiecuję sobie, że zainteresuję się portalami gdzie można pokazać swoje zdjęcia całemu światu. Ten dłuższy czas to powiedzmy... jakieś kilka lat....  Udało mi się jakimś cudem przekonać do Facebooka, ale dalej już ani rusz... I oto właśnie dzisiaj pod wpływem jakiegoś impulsu, spiąłem się w sobie i w akcie desperacji otworzyłem konto na 500px . Przegryzłem się przez stos informacji czym w ogóle ten portal jest i wrzuciłem pierwsze zdjęcia. Na początek wybrałem 10 fotografii z różnych dziedzin. Ledwo je wysłałem, a już otrzymałem 11 maili z serwisu z pierwszymi komentarzami ludzi : Świetne, wspaniałe, rewelacyjne !!!! OK, wzleciałem jakiś metr nad ziemię, ale wcale potem nie spadłem bo takich maili przychodziło całe mnóstwo. W zasadzie to nie nadążałem z czytaniem bo ciągle przychodziły nowe. A ja wznosiłem się coraz wyżej i wyżej. Jedno ze zdjęć, zresztą całkiem fajne, cieszyło się szczególną popularnością i po godzinie wylądowało w Popularnych, Poczułem się już

Cruze od środka

Ciągnie mnie ostatnio do samochodów. A dzisiaj zaciągnęło mnie do Chevroleta Cruze'a. Razem z agencją Mediatec przygotowujemy reklamę opartą o zdjęcie wnętrza tego samochodu. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, iż wygląda on tak dobrze. Do tej pory miałem wyobrażenie, że Cruze to samochód raczej budżetowy, bardziej kojarzący się ze starymi Daewoo niż z nowoczesnym samochodem. Gdy dzisiaj wszystko sobie dotknąłem i obejrzałem, stwierdziłem, że to całkiem fajny samochód. Zdjęcie we wnętrzu samochodu to same problemy, ciągle coś przeszkadza, a to oparcia siedzeń, a to słupek, albo jeszcze coś innego. Producenci czasem radzą sobie przecinając samochód na pół tak aby nic nie zasłaniało kadru. Wtedy zrobienie zdjęcia nie jest wielkim problemem. Ja natomiast nie mogłem sobie na to pozwolić, powiedzmy, że nie miałem dostatecznie dużej piły :) Jak sobie wtedy poradzić? Po pierwsze zrobiliśmy solidny research i obejrzeliśmy dokładnie wszystkie możliwe zdjęcia wnętrza Cruze'a, ja

Fryzura na japoński medal

Robi się już to trochę nudne. Jest konkurs fryzjerski. Tomek Szabelka startuje. Robimy sesję. Tomek jedzie i wygrywa. Znowu.   Złoty medal od Tima Hartley'a to jest coś ! Każdemu życzę takiej nudy :))) Tak naprawdę to wielka frajda brać udział w czymś co kończy się sukcesem. No i fajnie jest pracować z najlepszymi :) Inspiracją Tomka były klasyczne fryzury z lat pięćdziesiątych. Ja więc musiałem też zrobić na zdjęciach klimat tamtych lat. To oznaczało mało rafinowane ostre światło. Jedna ostra czasza i mały strip jako wypełnienie. Prawie nie da się już tego jeszcze uprościć. No i oczywiście zdjęcia musiały być czarno białe. Tylko jedno zrobiliśmy w kolorze, aby pokazać w pełni stylizację modelki. Sukienkę uszyła na specjalne zamówienie,  Kamila Gawrońska-Kasperska  .

Rysiu robi karierę ( prawdziwą )

Widzieliście to już? Szanse są duże, że tak. Ale nawet jeśli widzieliście, to i tak warto zobaczyć jeszcze raz :) Przyznam, że spadłem z krzesła gdy to zobaczyłem. Wreszcie reklama społeczna przy której się nie usypia z nudów. Licznik na You Tubie pokazuje już prawie 1.300.000 odsłon i to zdaje się od wczoraj :) Czyżby nastąpił przełom w polskiej reklamie? Czyżby zleceniodawcy dali wolną rękę reżyserowi? Oby tak dalej :) Poproszę teraz drugą wersję. O kotach :)

Abstrakcja czyli kalendarz grupy Węglokoks

Lubię zwykłe, niepozorne przedmioty. Mogą być przemysłowe albo codziennego użytku. Wystarczy tylko popatrzeć na nie trochę inaczej i wtedy zmieniają się nie do poznania. Wystarczy podejść bliżej i użyć małej głębi ostrości. I wtedy to co zwykłe nagle nieoczekiwanie wygląda jak coś zupełnie innego. A gdy dodać do tego kolor przemiana jest całkowita. Każdy widzi coś innego, ale najczęściej nie to co w rzeczywistości jest na zdjęciu. Zawsze bardzo lubiłem tworzyć abstrakcje ze zwykłych przedmiotów więc propozycję zrobienia tego typy zdjęć dla Węglokoksu przyjąłem z dużym entuzjazmem. Kilka najbardziej ulubionych chcę Wam tu pokazać. Ciekawy jestem z czym się Wam kojarzą?

Odzyskania kasy próba nr 753

Minął już prawie rok od czasu gdy napisałem Tych klientów nie obsługujemy   i od dawna nie liczyłem na szczęśliwe zakończenie mojej historii z niepłacącym klientem. 16 grudnia 2012 miną 2 lata od wystawienia faktury, a tym samym z powodu przedawnienia, możliwości sądowej walki o zapłatę. W zasadzie to już dawno się pogodziłem, że faktura nigdy nie będzie zapłacona. Wezwania do zapłaty nie przynosiły skutku, maile czy telefony tym bardziej. Po tamtym poście dostałem nawet telefon z informacją, że dostanę zapłatę gdy zdejmę z bloga ten wpis. Odparłem, że zrobię to z przyjemnością gdy tylko dostanę przelew. Zażądano jednak ode mnie bym najpierw zdjął post, a wtedy oni zapłacą. Odpowiedziałem grzecznie, że chyba wątpia w moją inteligencję i na tym sprawa się zakończyła... Nawet prawie już się zdecydowałem by skorzystać z usług jakiejś kancelarii zajmującej się odzyskiwaniem długów w zamian za skromny procent. Szczerze jednak mówiąc ciągle nie miałem czasu by się tym zająć. Parę miesięc

Widzenie na światłach

Czasem potrafi nas zaskoczyć coś co w zasadzie nie powinno. Jadę wczoraj gdzieś samochodem, spieszę się, myślę o sprawach, które muszę załatwić. Staję na światłach i obok widzę coś znajomego. Zaraz, skąd ja to znam? No tak! To przecież moje zdjęcie !!! Znam ten billboard bo przecież widziałem projekt gdy obrabialismy to zdjęcie. Wiedziałem , że lada chwila zawiśnie na ulicach, a jednak byłem bardzo zaskoczony gdy go zobaczyłem ;) Jutro następna premiera. O 9:30 na dworcu w Katowicach kalendarz Kolei Śląskich ujrzy światło dzienne. Znowu sie nie wyśpię ;)

Alfa na pocieszenie czyli o kalendarzu, którego nie zrobiłem

Od połowy września żyłem kalendarzem, który miałem zrobić. Temat był dla mnie arcyciekawy. Kalendarz z samochodami i kobietami. Na dodatek chodziło o samochody przez duże S. Wprawdzie zamawiającym  nie był przedstawiciel na Polskę, a tylko dealer, ale wiedziałem, że mam szansę zrobić coś naprawdę fajnego. Wymyśliłem sobie koncepcję w stylu "no limit", wszystko co tylko uważałem za fajne i możliwe do zrobienia. A ograniczeń było mnóstwo. Przede wszystkim czas, pogoda była coraz gorsza i nieprzewidywalna, a ja zakładałem pracę w plenerze. Malutkim też ograniczeniem były koszty.... Potrzebowałem dużą ekipę, świetne modelki, stylizację, konkretną architekturę, płytę lotniska i... konia. Ale szybko znalazłem rozwiązanie. Mam jednak dużą siłę przekonywania, więc przekonałem wszystkich, że warto to zrobić po kosztach :) Opowiedziałem o swojej koncepcji i wszyscy się zapalili do tego projektu. Klienta uświadomiłem, że temat jest dla mnie tak interesujący, że chcę zrobić coś zdecy

Kolej-na robota

W pociągu siedzę koło maszynisty, nocami chodzę po torach, a dnie spędzam na dworcu. I mam papier na darmowy przejazdy. Podoba mi się. Nie, nie zmieniłem zawodu. Po prostu robię kolejowy kalendarz :)

Foto - Lukier - Tort

Parę dni temu zrobiłem szybką akcję dla mojej znajomej. Ania prowadzi bardzo popularny blog kulinarny Na Miotle . Parę razy Ania przygotowywała mi aranżacje o zdjęć żywności. Nie przepadam za tego typy zdjęciami, ale gdy dzwonią i proponują bym zrobił serię zdjęć dla Bonduelle to czemu nie :) Tym razem spotkaliśmy się by zrobić serię zdjęć instruktażowych o lukrowaniu pierników. Nie miałem zielonego pojęcia jakie to skomplikowane i ile wymaga pracy. Jeżeli macie plany na własne pierniki to koniecznie poczytajcie o tym u Ani 

Noc reklamożerców

Ludzie dzielą się na tych co reklamy traktują jak zło konieczne albo szansę na zrobienie sobie kolejnego drinka. Ci są w znaczącej większości, powiedzmy 99,9 procent. I na tych, którzy marudzą, że dobre reklamy są przerywane kiepskim filmem.... Ja zdecydowanie należę do tych ostatnich. A tacy ludzie tylko potrafią iść do kina i oglądać reklamy przez 6 godzin :) Nie była to moja pierwsza Noc i pewnie też nie ostatnia. Była to prawdziwa reklamowa uczta. Szkoda tylko, że nie ma już tej atmosfery co na pierwszej Nocy dawno temu. Wszyscy dostali wtedy gwizdki i dzięki nim mogli wyrazić swoje zdanie na temat pokazywanych reklam. Co chwilę więc było słychać gwizdanie z jakiejś części sali , albo też nagle wszyscy robili wielki hałas. Przed salą grała jazzowa kapela i były stoły z jedzeniem ( krótko były, ale jednak ). Do dzisiaj pamiętam niektóre reklamy z tamtej pierwszej Nocy... Teraz musieliśmy się zadowolić napojem energetycznym z nieaktualnej akcji promocyjnej, któremu i tak niedług

Jak to kalendarz robiłem

Wszystko zaczęło się od pomysłu agencji, by na dziesięciolecie Kompani Węglowej sfotografować jej rówieśników, czyli dzieci urodzone w tym samym czasie, gdy powstawała firma. Wiedzieliśmy tylko, że takich dzieci jest kilkaset. Pracę zaczęliśmy od wytypowania czterech kopalni, z których każda reprezentowała jeden region. W każdej z nich mieliśmy zrobić trzy zdjęcia w ciągu jednego dnia. Aby jednak zdecydować, jaki plan wybierzemy na jakiej kopalni, musieliśmy je wszystkie dokładnie obejrzeć. Choć mieszkam na Śląsku od urodzenia, nigdy tak naprawdę nie byłem jeszcze na kopalni. We wszystkich innych rodzajach zakładów przemysłowych tak, ale nigdy na kopalni. Teraz za to miałem pełny przegląd, jak co wygląda, gdzie jest najfajniejsze nadszybie, gdzie maszyna wyciągowa, a gdzie szatnia łańcuszkowa. Wszędzie robiłem dokumentację planów, oczywiście ajfonem :) Nie chciało mi się po prostu nosić dużego aparatu, ajfon całkowicie tu wystarczył. Równocześnie "zleciliśmy", by kopalnie

Dziecięca Kompania Węglowa

O tym jak bardzo lubię fotografować dzieci , chyba wszyscy tu już wiedzą :) To najtrudniejsi modele, bo często maja inną wizję tego co ma być na zdjęciu. Ale czasem trzeba wziąć byka za rogi i pokazać kto tu rządzi :) Gdy więc dostałem propozycję zrobienia zdjęć do kalendarza na 10 lecie Kompanii Węglowej, na których wystąpią 10 letnie dzieci, postanowiłem podjąć temat. Ucieszyłem się zresztą. że to dziesiąta rocznica powstania KW, a nie piąta... Z dziesięciolatkami można się bowiem bez problemu dogadać, co więcej okazało się, że niektóre dzieciaki same miały fajne inicjatywy co mogą zrobić na zdjęciu i jak wyglądać. Zobaczcie teraz same fotografie, a w następnym poście opiszę jak to zrobiliśmy i co ciekawego działo się w trakcie zdjęć, dlaczego niektóre zdjęcia wyglądają tak, a nie inaczej i dlaczego węgiel utrudnia fotografowanie... Na razie niech fotografie same się bronią :) W kalendarzu zdjęcia ułożone są w innej kolejności, tutaj pokazuję je w kolejności jak powstawały.

To co czujesz, to co wiesz czyli czekamy na sygnał z Centrali

To było jak w reklamie : bilet 30 zł - przeżycia bezcenne :)  Koncert Brygady Kryzys w małym klubie Gugalander to coś na co od dawna czekałem. Byłem za młody by w latach 1979-1981 załapać się na jakiś ich koncert. Potem jeszcze wprawdzie udało mi się zobaczyć Brygadę na koncercie w Spodku na imprezie Punks Rock Later gdy po wielu latach się reaktywowali, ale taka masówka to już nie to. Dzisiaj wyobrażałem sobie, że cofnąłem się w czasie i jestem na jednym z tamtych koncertów w małym klubie. Robert Brylewski nie wygląda już jak młody punkowiec, Tomek Lipiński też się zmienił, ale czy to ma jakieś znaczenie? Muzyka wciąż ma tą samą energię, a teksty ciągle są prawdziwe.  Zawsze żałowałem, że nie mogłem posłuchać Brygady na żywo w tamtych czasach, dzisiaj się udało :) Ale dodatkowo na tym koncercie można było posłuchać coś czego nie było na żadnym chyba koncercie Brygady. Organizatorzy zafundowali Robertowi małą niespodziankę i zaprosili parę osób z zespołu Śląsk.  Robert też w

Konkurs czyli jak dostać zdjęcia za darmo

Dostałem dzisiaj maila z prośbą o umieszczenie na stronie moich warsztatów informacji o konkursie fotograficznym. Autorka maila w miłych słowach zachęcała mnie, by przekazać tę informację uczestnikom warsztatów i wszystkim zainteresowanym. Nie widziałem żadnych przeciwwskazań, jednak nim umieściłem informację, sam dokładnie wszystko przeczytałem, a najdokładniej sam regulamin. Konkurs o tytule "Wspomnienia z podróży" ogłosił portal map4u . W zasadach nie ma nic niezwykłego, trzeba nadesłać dowolne zdjęcia krajobrazowe z Polski, ale tylko takie, których nie ma już na portalu. Są też nagrody, bardzo zresztą nieokreślone : smartfon, nawigacja GPS i latarka z dodatkami. Na razie wszystko OK. Dotarłem w końcu do paragrafu 2 punkt 5 regulaminu . I tu mamy piękny "kwiatek". Podpunkt E brzmi : "wyraża zgodę na nieodpłatne przekazanie praw majątkowych do nadesłanych prac i jednocześnie wykorzystywanie przez Organizatorów Konkursu nadesłanych praw w dowolnym czasie

Kawa z Makiem

Pracowaliśmy z Tomkiem Szabelką dzisiaj nad jego konkursową fryzurą, tuż przed wyjazdem do Japonii. Nie oznacza to, że pomagałem Tomkowi czesać :) Po prostu była to próba generalna makijażu, stroju, koloru włosów i oczywiście przyszłej fotografii. Ponieważ Tomek musi bezpośrednio w Japonii w czasie konkursu zrobić cięcie i kolor, to dzisiaj mogliśmy tylko zrobić pewną symulację tego co będzie. Ja więc fotografowałem, a Gosia symulowała. A skoro jest sesja to i musi być na niej kawa. Są ludzie i sam takich znam, którzy dostają dreszczy na myśl by postawić kubek z kawą koło komputera. Są też tacy, którzy nie widzą w tym nic niezwykłego. I są ludzie jak Tomek, którzy po prostu mają szczęście :) Udało mu się dzisiaj rozlać kawę dokładnie po środku trójkąta stworzonego z dwóch Maków i mojego aparatu, który leżał obok. Nie ma co! Chłopak ma szczęście więc i pewnie w Japonii ( znowu ) wygra :)

Czy warto ubezpieczać sprzęt czyli realia kontra obietnice

Jeden duży podmuch wiatru i moja nowa głowica do Rangera zmieniła się w metalową puszkę wypełnioną potłuczonym szkłem... Innymi słowy palnik do wymiany. Jakoś bardzo się nie przejąłem, w końcu sprzęt mam ubezpieczony od wszelkich szkód. Teraz się okaże jak to wszystko działa. To po kolei. Szkodę trzeba zgłosić do 4 dni. Zrobiłem to właśnie w czwartym dniu, bo wcześniej po prostu nie miałem kiedy się tym zająć. Zadzwoniłem na infolinię Allianz wieczorem po 20:00 i usłyszałem komunikat, że konsultanci o tej godzinie już nie pracują, ale mogę zostawić moje zgłoszenie i rano ktoś do mnie oddzwoni. Tak też zrobiłem. Na drugi dzień wcześnie rano rzeczywiście do mnie zadzwoniono. Opowiedziałem co się stało i miła pani zapowiedziała, że w ciągu dwóch dni zgłosi się do mnie specjalista od likwidacji szkód by spisać protokół i wycenić szkodę. Chyba po godzinie, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, pan zadzwonił i spytał czy może przyjść jeszcze tego samego dnia. Na miejscu zrobił sporo zdjęć z

Nowy Brutal w mieście

Wszyscy fotografowie, posiadacze aparatów, a nawet telefonów z aparatami, byli dzisiaj na nowo otwartym dworcu. Takie właśnie miałem wrażenie widząc całą masę ludzi fotografujących wszystko co się tylko dało. Ja też z moim ajfonem dołączyłem do nich. Wreszcie mamy dworzec w Katowicach. Jako wielki przeciwnik wyburzenia starego dworca, miałem duże wątpliwości czy w jego miejsce powstanie coś dobrego. Mieliśmy wielki dworzec zmasakrowany budami, straganami, reklamami i czym się tylko dało. A jednak była to świetna  brutalistyczna architektura, tylko niemiłosiernie przykryta brudem i radosną twórczością PKP oraz handlarzy. Teraz mamy nieduży dworzec będący przybudówką do wielkiego centrum handlowego... Do tej pory mogłem jednie podziwiać wejście do dworca i jego nowe kielichy. Słynne już kielichy są nawet fajnie zrobione. Znacznie gorzej wygląda przeszklenie między nimi. Nie wiem dlaczego stolarka jest czarna, co powoduje, że wygląda ciężko. Na dodatek podziały okien nie są takie jak

Logika polskich przepisów

Gdy zobaczyłem ten napis, stanąłem jak wryty. Próbowałem przez długi czas przeczytać go ze zrozumieniem. Ale im dłużej czytałem, tym mniej rozumiałem :) Niemniej, jest to świetny przykład urzędowego bełkotu. Choć ten pochodzi pewnie sprzed wielu lat, to wciąż są w wielu instytucjach równie zdolni, jak kiedyś, ludzie, tworzący nowe przepisy i regulaminy :) Za każdym razem, gdy to czytam, nie mogę się nie uśmiechnąć :) Za zezwoleniem oczywiście :)

Kalendarz, którego nie zrobiłem

I bardzo dobrze, bo prawdopodobnie uniknąłem dzięki temu kłopotów. A wszystko zaczęło się w czerwcu... Zadzwoniła do mnie szefowa ze znajomej agencji z prośbą o wycenę dużej sesji do kalendarza. Wielkie maszyny, piękne kobiety i bardzo ograniczony czas na sesje. Dosyć długo trwało nim ustaliliśmy w jaki sposób można taką sesję zrobić, a co za tym idzie jak ją wycenić. Klient oczywiście zażądał oszczędności, musieliśmy więc parę rzeczy zmienić. Jako, że do wyznaczonego terminu sesji były jeszcze trzy miesiące, rozmowy i ustalenia były robione na spokojnie.   W końcu dostałem informację, że robimy zdjęcia, że właściwie wszystko agencja z klientem ustaliła. Jeszcze tylko takie tam drobiażdżki zostały do dogrania... Ale im bliżej było do zdjęć, tym robiło się bardziej nerwowo, bo klient jakoś miał coraz to nowe pomysły. W końcu okazało się, że właściwie to potrzebuje nie 12 zdjęć, a 24. Ale przecież skoro już robię zdjęcie z modelką, to mogę zrobić drugie trochę inne i też je im dać....

Chora Sesja

Kotek kicha i kicha. Nie było więc innego wyjścia, jak odwiedzić panią doktor. Łatwo powiedzieć, ale Sesja najpierw musi łaskawie przyjść do domu w godzinach, gdy klinika jest czynna, a ja akurat też w nim jestem. Nie tak łatwo było to zgrać, ale wczoraj w końcu się udało. Ojciec pilnował, by Sesja zniosła dobrze jazdę samochodem, pani doktor zbadała, dała antybiotyki i nakazała tygodniowy areszt domowy. Nie ma więc włóczenia się po ogródkach razem z kumplami, gonienia wróbli, denerwowania psów. Trzeba siedzieć w domu i koniec. A to nie jest takie proste. Zwłaszcza dla mnie. Sesja, która do tej pory miauknęła raz na jakiś czas, nagle rozgadała się na całego. Od cichutkiego "miau", przez żałosne "miiiau", po głośne "MIAAUU" i całą masą stanów pośrednich. Gdy nie dało efektu ani to, ani wskakiwanie na moje biurko i patrzenie mi w oczy, kot postanowił sam otworzyć sobie drzwi. Nie pomogło ciągnięcie łapką drzwi od spodu. Każdy kot umie tak sobie otworzyć ch

Ostrzeżenie

Skończyłem już moje nieustanne wędrówki po kopalniach, hutach i hałdach węgla. Teraz już została nam "tylko" postprodukcja. Przebijam się przez kilka tysięcy klatek jakie zrobiłem i trochę żałuję, że nie miałem czasu na zrobienie większej ilości zdjęć z kopalń. Zwłaszcza żałuję, że nie sfotografowałem  niezliczonej ilości tablic zachęcających do przestrzegania przepisów BHP.  Widziałem zarówno te najnowsze, jak i pamiętające czasy słusznie minione. Gdy byłem mały często zachodziłem do pracy mojego ojca, który tego typu reklamy i tablice robił. Z tego czasu pozostało mi chyba zainteresowanie takimi reklamami. Zresztą w dzisiejszych czasach gdy całą grafikę robi się komputerowo, ręcznie malowane tablice robią wrażenie :) Trzeba przyznać, że siła przekazu bywa tu rażąca :) 

Sprawdzam ubezpieczenie....niestety

Rok temu opisywałem jak ubezpieczyć aparat . Teraz nadszedł czas by sprawdzić czy rzeczywiście to działa. Tydzień temu robiłem sesję plenerową z dziećmi na terenie kopalni. Była piękna pogoda ale i tak musiałem doświetlić lampami moich pięciu małych modeli i fontannę przy której robiliśmy zdjęcia. W połowie sesji gdy wreszcie powoli udało mi się zapanować nad gromadką dzieci, nagle zerwał się mocny wiatr. Najpierw zwiało mój laptop, który był w osłonie przeciwsłonecznej Lastolite i leżał na walizce. Osłona zadziałała jak żagiel. Na szczęście walizka leżała na ziemi, więc upadek był wysokości  około 20 cm. W sumie więc, nic się nie stało. Przestraszyłem się wtedy i słusznie zresztą, że mogą się przewrócić moje lampy. Zamiast obciążać statywy, poprosiłem, by ludzie potrzymali je. W ten sposób już nic złego się nie stało do końca sesji. Gdy już skończyliśmy i zaczęliśmy pakować sprzęt, znowu mocno zawiało. Jedna z głowic generatora, która stała w miejscu, jak mi się zdawało, osłonięty

Samolot na własność

Wiele już razy robiłem zdjęcia na lotnisku w Pyrzowicach, ale wczoraj po raz pierwszy mogłem zajrzeć do nowego hangaru, gdzie przeprowadza się przeglądy i modernizacje samolotów. Miałem do wyłącznej dyspozycji Boeinga 737, wprawdzie tylko na parę godzin, ale i to sprawiło, że gdy weszliśmy do hangaru, to na początku biegałem naokoło samolotu i nie mogłem się zdecydować, gdzie zacząć robić zdjęcia :) Tak naprawdę to miałem do zrobienia tylko jedno zdjęcie do kalendarza, ale nie mogłem sobie odmówić, by przy okazji nie zrobić czegoś jeszcze. Wczoraj tym zdjęciem zakończyłem pracę przy dwóch kalendarzach, które robiłem równocześnie, może więc teraz będę miał trochę więcej czasu, by pisać tutaj... No chyba, że....  Ale zobaczymy, decyzje właśnie zapadają :) Octa 175cm wydaje się tutaj taka malutka...

Do Gdyni na lekko

Dawno nad morzem nie byłem. Dawno też nie jechałem tam pociągiem. A już zupełnie nie pamiętam kiedy ostatnio jechałem tam na zdjęcia. W ubiegły czwartek ledwo skończyłem całodzienną sesję na kopalni, która obfitowała w mrożące mi krew w żyłach chwile ( o tym napiszę następnym razem... ), wsiedliśmy w nocny pociąg do Gdyni. Rano po komfortowej podróży ( oczywiście nie było szans na kuszetki ), prosto z dworca zawieziono nas do portu na zdjęcia. Ponieważ wiedziałem, że będę musiał chodzić po dziwnych miejscach, zabrałem minimum sprzętu. Canona 5Dm2 bo jest znacznie lżejszy od mojej Jedynki i dwa obiektywy. Całość spakowałem w s sprawdzony w bojach plecak Cobra. Skoro w Tunezji nikt go nie chciał ukraść , to miałem nadzieję, że w nocnym pociągu też nie zwróci na siebie uwagę złodziei. A co tam fotografowałem? To proste. Węgiel :) Jak było możecie zobaczyć na zdjęciach, które zrobiła Marta. BHP górą nawet nad morzem. Dar Młodzieży przed obiektywem.

Codziennie nowa bryka

Dużo ostatnio podróżuję po Polsce i jak zwykle mam sporo przemyśleń na temat znakomitej kultury jazdy i umiejętności polskich kierowców. W zasadzie to już nic mnie nie dziwi co widzę na drogach. Co w końcu niezwykłego w wyprzedzaniu na podwójnej ciągłej, na zakręcie? Natomiast jedna rzecz w tym tygodniu zdecydowanie mnie zdziwiła. Mianowicie częstotliwość pojawiania się na naszych drogach super samochodów. I nie mówię tu to Porsche 911 czy Panamerze, których wszędzie jest pełno ale o naprawdę szybkich i drogich samochodach. Najpierw we wtorek minąłem w drodze do Ustronia Ferrari. Był czerwony ( nic nadzwyczajnego )  i bardzo szybki ( też normalne ). Zdążyłem tylko zauważyć czerwoną smugę i potem we wstecznym lusterku zobaczyłem przez ułamek sekundy charakterystyczny tył.  Nawet nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie jaki to był model, ale skojarzył mi się z Californią. W środę w centrum Katowic natknąłem się na sunącego z podejrzanie małą prędkością srebrnego Astona Martina Rapi

Cokolwiek...

Wiem, wiem, już dawno powinienem coś napisać. A dzisiaj kilka osób zaapelowało do mnie bym napisał cokolwiek, bylebym dał znać, że dalej żyję i mam zamiar pisać dalej :) Ta długa przerwa spowodowana była krótkimi wakacjami i dużą ilością pracy oczywiście. Ledwo jednego dnia robiłem zdjęcia w Pyrzowicach, gdzie mogłem do woli włóczyć się po płycie lotniska dzięki fascynatowi samolotów i fotografii, który mnie tam oprowadzał, a już na drugi dzień z tego samego lotniska odlecieliśmy do Turcji. Nigdy tam jeszcze nie byłem i nie do końca wiedziałem co nas spotka. Że będzie ciepło, to wiedziałem. Ale, że będą upały po 37 stopni, to już niekoniecznie. Nadmierna temperatura to właściwie jedyna wada tych wakacji. Jak będzie wyglądała Alanya, też nie do końca sobie wyobrażałem. A jest to niekończący się ciąg hoteli, knajp i sklepów ze sporą domieszką minaretów. Zdjęcie poniżej doskonale opisuje całe miasto. Jeszcze tylko jedna uwaga. W kwestii nowoczesnej architektury mają nieco odmienne

Sesja z futerkiem

Sesja pojawiła się pewnego dnia, chyba przeczuwając, że trafiła pod dobry adres. Dostała plasterek szynki i tyle ją widziałem. A potem przyszła znowu i znowu. W końcu zacząłem kupować puszki z kocim jedzeniem by być przygotowanym na jej wizyty. Nie było innego wyjścia. Bo Sesja to mała kotka :) Podobno to nie człowiek wybiera kota tylko kot wybiera sobie właściciela. Chociaż chyba ciężko powiedzieć, że jest się właścicielem kota. Kot raczej sądzi, że to on ma kogoś w rodzaju poddanego, który ma za zadanie go karmić i drapać za uszkiem gdy przyjdzie mu na to ochota :) Kotka na początku została ochrzczona przez Martę imieniem Fusyt, bo była wyjątkowo wybredna w jedzeniu tego co dostawała. Potem na sesji Zojka nazwała kota imieniem Sesja, sadząc, że właśnie tak się nazywa :) No to nie było już innego wyjścia i tak zostało. A to, że jest to kotka zainteresowana fotografią, dowiedziałem się od razu. Gdy tylko weszła do domu, obsikała statyw :) PS. na wszelki wypadek, gdyby okazało

99 franków

Polubiłem ostatnio francuskie kino i dzięki temu oglądam sporo tych filmów. Tytułowe "99 franków", to miała być komedia o agencji reklamowej, tak przeczytałem w opisie. Nastawiłem się więc na lekki i miły film pokazujący realia pracy w reklamie. Teraz po oglądnięciu, nie do końca wiem co o tym myśleć... Z komedią nie ma ten film na pewno nic wspólnego. Z realiami pracy w agencji reklamowej, tu bym się długo zastanawiał, ale jest już znacznie bliżej. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że wszystko zostało mocno przerysowane. A przerysowane jest tam całkowicie wszystko, od pierwszej sceny pobojowiska po imprezie, przez finałową scenę drastycznego rajdu samochodem, aż po drugą alternatywną wersję zakończenia. Widz może sobie bowiem wybrać w jaki sposób może zakończyć się historia. Dziwny jest to film, przerysowany, trochę oderwany od rzeczywistości, ale przez to, że opowiada o mojej branży, to jednak mocno pobudzający do myślenia. Na pewno warto go zobaczyć by spojrzeć

Tauron i inne znaleziska

Byłem bardzo ciekawy jak w tym roku będzie wyglądał Festiwal Tauron Nowa Muzyka skoro odbywa się w miejscu do tej pory zarezerwowanym dla Off Festivalu. Porównań nie da się uniknąć, choć charakter obu festiwali jest zupełnie inny. Różnice jednak były. Po pierwsze nie padało :) Po drugie nagłośnienie było bardzo dobre, choć czasami było dla mnie zbyt głośno. Po trzecie, za wyjątkiem terenu sceny głównej, nie było żadnych wydzielonych stref, co oznaczało, że można było bez najmniejszego problemu słuchać koncertów popijając spokojnie piwo. Mały detal, a duża różnica. No i była woda do mycia rąk. Rzecz tak podstawowa, a na Offie nieosiągalna! Nie było też miliona różnych kuponów, tylko jeden rodzaj, nie musiałem więc od razu planować co będę pił i jadł. Był też jeden spory minus. O ile łatwo było zidentyfikować, która scena jest główna, to resztę trzeba było już zgadywać. Gdybym tylko ja miał ten problem, to nie marudziłbym, ale mieli go wszyscy moi znajomi. Na szczęście w orientacji pom

PMF - dzień któryśtam czyli ile mam już tych zdjęć?

Nie będę ukrywał. PMF to projekt, który okazał się zbyt czasochłonny i przez to niestety nierealny. Od początku wiedziałem, że łatwo nie będzie, ale jednak nie zdawałem sobie sprawy ze skali trudności. Niby zrobić czy obrobić jedno zdjęcie dziennie, to nie tak strasznie dużo. Ale... Aby wybrać coś fajnego, musiałem przekopać się przez archiwum, by znaleźć zdjęcia, które nie doczekały się obróbki z jakichś powodów, a były tego warte. Już na początku trafiłem na zdjęcie, które miałem tylko w jpgu. To wywołało mój niepokój, bo byłem przekonany, że wszystkie oryginalne RAWy mam na dyskach. A tu żywy przykład, że się mylę. To wywołało już pierwszy stres, ile jeszcze takich zdjęć mam w bibliotece w jpgu zamiast RAWie? Wyciągnąłem więc płyty ze zdjęciami, aby odszukać zagubiony RAW. Miałem tu ogromne szczęście, bo już druga płyta z wielkiego stosu zawierała szukane zdjęcia. Oczywiście, okazało się, że jest tam więcej RAWów, których nie miałem w bibliotece. Wgrałem je do Aperture i wtedy w

PMF - dzień 9 czyli na wysokich obrotach

Próbowaliście kiedyś sfotografować obiektywem makro obrotomierz w samochodzie? Myślałem, że będzie to prosta piłka, a zamiast tego okazało się, że trudności jest kilka. Po pierwsze, postanowiłem użyć światła dziennego. Słońce pięknie świeciło, a samochód stał w cieniu, co dawało dobre światło w kabinie. Światło dzienne było mi potrzebne jeszcze z jednego powodu, chciałem sfotografować wskazówkę obrotomierza w ruchu. Czas 1/5 sekundy przy przesłonie 2,8 i fotografowaniu z odległości kilkunastu centymetrów, to nie dawało szans by zrobić zdjęcie z ręki. Miałem więc tylko jedno wyjście - statyw. Rozstawienie statywu zwykle trwa kilkadziesiąt sekund. Tym razem męczyłem się chyba z piętnaście minut. Może i poszłoby to szybciej, ale musiałem jeszcze sam się wmontować w układ fotel-statyw-kierownica, bo ktoś musiał naciskać pedał gazu. Gdy w końcu się udało wszystko poustawiać, zdjęcia poszły już szybko. Zresztą wyjący wniebogłosy silnik szybko zniechęcił mnie do dalszych eksperymentów :)

PMF - dzień 8 i wreszcie na zdjęciach

Okazuje się, że łatwiej obrabiać zdjęcia niż zorganizować sobie sesję. Ale w końcu pojechałem na sesję by rozpocząć zdjęcia do kalendarza. Czasem aż sam się dziwiłem, że przez dwadzieścia lat pracy na Śląsku, praktycznie nie miałem zleceń z branży hutniczo-górniczej. To trochę chyba tak jakby mieszkać nad morzem i nie zrobić sesji na plaży. Dokładnie 20 lat temu moim pierwszym zleceniem był duży katalog dla Huty Baildon. Przez miesiąc jeździliśmy tak razem z Jarkiem, codziennie na zdjęcia i codziennie ten sam ochroniarz sprawdzał czy mamy zgodę na fotografowanie tak strategicznego obiektu jak owa huta. Przypominając sobie dzisiaj na jakim sprzęcie to wtedy robiłem, muszę się tylko uśmiechnąć :) Posługiwałem się wtedy bardziej intuicją niż wiedzą jak i gdzie poświecić. I tak byłem wielkim profesjonalistą, bo przywiozłem ze sobą trzy lampy Elfo! No i teraz po dwudziestu latach znowu mam okazję na zdjęcia w tej hucie. Niewiele zostało z klimatu jak pamiętam. Hale są równie wielkie, al

PMF - dzień 7 czyli Wojna Łyżek

Dzisiaj coś zupełnie z innej bajki. Dawno temu pisałem już o trzydniowej sesji, gdzie 99% czasu poświęciliśmy na wieszanie drewnianych łyżek. Pomysłodawcą tego zamieszania była moja znajoma, Ania Obtułowicz, studentka ASP. Zastanawialiśmy się czy łatwiej będzie te wszystkie łyżki powiesić, czy też sfotografować pojedynczo i zmontować. Wtedy wydawało mi się, że montaż nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem. Teraz wiem, że nie zdecydowałbym się drugi raz na coś podobnego :) Gdy po kilku godzinach mozolnego wieszania łyżek, wisiało ich zaledwie kilka, wtedy powinienem już wiedzieć czym to pachnie... No więc już po trzech dniach powstało coś takiego. A co to takiego? Powiem szczerze. Takie coś :) Jestem otwarty na dogłębne analizy i próby znalezienia wyższych wartości w poniższym dziele :) Ja rozpatruję to jedynie w kategoriach estetycznych. W trakcie wieszania wymyśliłem by szczypce, wałki i tłuczki jako te agresywne, atakowały łyżki i widelce, które to powinny uciekać jak ławica ry

PMF - dzień 6 czyli małe lenistwo

Ciężki jest powrót do normalnej rzeczywistości. Jak to zamiast iść na kolejny dzień koncertów i imprezowania, to muszę teraz pracować ? Jakby tu trochę się polenić, ale też spełnić postanowienie z PMF? Cóż... wykorzystałem trochę Gosię. Jedno ze zdjęć z serii "Kawa", było już prawie gotowe. "Prawie" robi różnicę i aby je skończyć trzeba było trochę jeszcze popracować nad nim. Podzieliliśmy się więc sprawiedliwie pracą. Ja, mówiłem co trzeba jeszcze zrobić, a Gosia to robiła. Po prostu praca i sprawiedliwość :) Ekipa : modelka : Angelika Marszołek  wizaż i włosy : Zojka Zielińska asystent : Paweł Pszczoła postprodukcja : Gosia Kłosowska 

PMF - dzień 5 i ostatni na OFF-ie

Głębokie są moje archiwa. Tak głębokie, że o pewnych zdjęciach zapominam :) Na szczęście PMF sprawił, że zacząłem szukać co ciekawego można tera obrobić i dzięki temu znajduję coraz to coś nowego. A raczej bardzo starego i zapomnianego :) Dzisiaj wybór padł na zdjęcie Moniki. Pierwotnie miało to być w kolorze, ale jakoś nie potrafiłem znaleźć takiego sposobu obróbki, który by mi pasował. Sesja poszła więc do katalogu "Na później do zrobienia", choć chyba bardziej powinien się nazywać "Na wieczne zapomnienie" :) A teraz przyszło mi do głowy, że czarno białe będzie znacznie lepsze i tak też zrobiłem. Oto efekt. Miły? Światło było proste. Jedna lampa z ostrą czaszą, skierowana w ścianę i sufit  po lewej stronie i mały ekran po prawej. Modelka : Monika Frąckowiak Na OFF-ie nadal słabo w kwestii muzycznej. Jedyna kapela, która spodobała mi się to Group Doueh prosto z Sahary. Przypomniała mi trochę Omara Soulejmana z poprzedniego roku, choć to już nie to s

PMF - dzień 4 i jak Marta została Hanem Solo

Off Festival ma pewien skutek uboczny, człowiek bardzo łatwo przechodzi w tryb - off. Ale wszystko nadgonię i dalej się trzymam mojego postanowienia :) Dzisiaj zdjęcie z sesji próbnej strojów kąpielowych, której głównym założeniem było pokazanie klientowi modela. Na koniec zrobiłem sobie jeszcze serię zdjęć z zupełnie innym światłem, co właśnie dało najciekawsze efekty. Zrobiłem tu moje ulubione ciemne światło czyli użyłem jednej lampy z Waferem 140 x 100 ( po prawej stronie ) i dodatkowo jeszcze z drugiej strony strip Rotalux 90 x 35. Obie lampy były ustawione tak by światło ślizgało się po skórze. Model : Jacek Grzywa Wracając do OFF-a, byliśmy tak wszyscy zdegustowani jakością napojów, że postanowiliśmy wziąć sprawy we własne ręce. A właściwie to Marta postanowiła, że weźmie przykład z Hana Solo, który jak wszyscy wiedzą, był największy kosmicznym szmuglerem. Jak postanowiła, tak zrobiła, co przyczyniło się do poprawy humoru wszystkich. Zresztą okazało się, że takich Hanów

PMF - dzień 3 czyli na OFF-ie dzień 1

Mimo, że miałem wczoraj niezbyt dużo czasu, bo rozpoczął się właśnie OFF Festival i trzeba było trochę poimprezować, to zgodnie z moim postanowieniem obrobiłem jedno zdjęcie. Padło tym razem na sesję również sprzed chyba trzech lat, którą robiłem do portfolio. Wyszło z tego kilka całkiem fajnych portretów, ale zupełnie nie mogłem się zdecydować w jaki sposób je obrobić. Siedzieliśmy z Gosią nad tym zdjęciami i produkowaliśmy najróżniejsze wersje kolorystyczne, a jednak do niczego nie mogliśmy się całkowicie przekonać. Największa trudność wynikała z ciemnej karnacji Martyny. Biała skóra jest łatwa do oświetlenia, można ją zawsze zrobić jeszcze jaśniejszą i będzie wtedy dobrze wyglądać. Natomiast taka ciemna karnacja zawsze powoduje problemy. Jeżeli zaświecimy trochę za mocno, skóra robi się prawie jak biała, jeśli za słabo, to zdjęcie jest za ciemne, a skóra wpada w dziwny odcień. Wczoraj powiedziałem sobie - Basta, muszę to w końcu wymyślić :) Zrobiłem tak : zdesaturowałem kolor t

PMF - dzień 2

PMF to jak już może wiecie mój Prywatny Miesiąc Fotografii - projekt, który wymyśliłem sobie z okazji dwóch lat blogowania oraz totalnego przesytu pracą, która jest wszystkim, a nie jest fotografowaniem. Rozkręcam się powoli, pierwszego dnia fotografowałem krany, drugiego obrobiłem stare zdjęcie, jeszcze pewnie przez weekend będę raczej obrabiał, a od poniedziałku już fotografował :) Ta fotografia powstała w 2008 roku ( !!! ) i od tego czasu nie mogłem się zdecydować, które ze zdjęć obrobić i wrzucić do portfolio.... Sesje zrobiłem na zlecenie King Crossa w Poznaniu, jako serię trzech zdjęć na billboardy reklamujące nowy sezon. Koncepcją zajmował się mój dobry znajomy Sławek Konieczniak i to on stworzył, w której widz miał sobie wiele dopowiedzieć i wyobrazić czyli mówiąc inaczej wizję, w której nie wiadomo o co chodzi :) Sam nie stworzyłbym czegoś takiego na pewno, ale w trakcie zdjęć coraz bardziej podobał mi się ten klimat. Oto więc zdjęcie, które wreszcie wyląduje w moim po