Jeden duży podmuch wiatru i moja nowa głowica do Rangera zmieniła się w metalową puszkę wypełnioną potłuczonym szkłem... Innymi słowy palnik do wymiany.
Jakoś bardzo się nie przejąłem, w końcu sprzęt mam ubezpieczony od wszelkich szkód. Teraz się okaże jak to wszystko działa.
To po kolei.
Szkodę trzeba zgłosić do 4 dni. Zrobiłem to właśnie w czwartym dniu, bo wcześniej po prostu nie miałem kiedy się tym zająć. Zadzwoniłem na infolinię Allianz wieczorem po 20:00 i usłyszałem komunikat, że konsultanci o tej godzinie już nie pracują, ale mogę zostawić moje zgłoszenie i rano ktoś do mnie oddzwoni. Tak też zrobiłem. Na drugi dzień wcześnie rano rzeczywiście do mnie zadzwoniono. Opowiedziałem co się stało i miła pani zapowiedziała, że w ciągu dwóch dni zgłosi się do mnie specjalista od likwidacji szkód by spisać protokół i wycenić szkodę.
Chyba po godzinie, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, pan zadzwonił i spytał czy może przyjść jeszcze tego samego dnia. Na miejscu zrobił sporo zdjęć zadał dużo pytań, co jak i gdzie i co to w ogóle jest, to coś co stłukłem :)
Na drugi dzień dostałem mail z informacją, że aby dokonać wypłaty odszkodowania, brakuje im jeszcze faktury zakupu i wyceny naprawy. Jeśli chodzi o fakturę, to byłem na tyle inteligentny, że domyśliłem się, że muszę ją dosłać. Ale z mailu nie wynikało, czy to ja mam zrobić wycenę naprawy czy zajmie się tym ubezpieczyciel. Napisałem więc mail z tym pytaniem i na drugi dzień dostałem odpowiedz, że to ja muszę dostarczyć ekspertyzę/wycenę. Gdyby nie urzędniczy język, już dzień wcześniej mógłbym się ty zająć.
Wysłałem lampę do serwisu Milso i szybko dostałem wycenę naprawy. Jedynie 1666 zł brutto.
Allianz przyjął to do wiadomości i poinformował, że wypłatę odszkodowania zrobi na podstawie faktury. Na drugi dzień dostałem od nich SMS z informacją, że przyznano mi odszkodowanie w wysokości 854,47 zł, a więcej informacji znajdę w mailu.
Tak. Tu właśnie zaczynają się schody... Jak ma bowiem się 854,47 do 1666 zł? Już tłumaczę. Po pierwsze, jestem vatowcem i VAT nie stanowi dla mnie kosztu. Ubezpieczyłem więc sprzęt w kwotach netto. Dzięki temu koszt ubezpieczenia obniżył się dokładnie o 23% czyli podatek VAT.
Po drugie, objawiło się coś co jest zapisane małym druczkiem.... W końcu przypomniałem sobie, że agentka mówiła mi o udziale własnym w odszkodowaniu, ale oczywiście zapomniałem o tym natychmiast. Udział własny to 15% kwoty, jednak nie mniej niż 500 zł. I tyle właśnie musiałem dopłacić z własnej kieszeni do naprawy. Musiałem też dopłacić cały podatek VAT, nie stanowi on kosztu wprawdzie, jednak trzeba zapłacić go z własnych pieniędzy.
Serwis zrobił swoje i wysłał mi fakturę proforma. Rano wysłałem fakturę do Allianzu, a po południu dostałem SMS z informacją, że firma zleciła wypłatę.
No więc warto było ubezpieczać czy nie? Moim zdaniem mimo wszystko warto. Rozważmy plusy i minusy.
+ Największym plusem dla mnie jest poczucie względnego bezpieczeństwa.
+ Szybka obsługa, gdybym nie zwlekał ze zgłoszenie, wysłaniem do serwisu to naprawioną lampę mógłbym dostać może nawet w przeciągu 3-4 dni
+ Nie musiałem zapłacić całej kwoty, a koszt ubezpieczenia był dużo, dużo niższy niż wyplata odszkodowania
- Gdybym naprawiał na własną rękę, wszystko odbyłoby się jeszcze szybciej
- Mimo ubezpieczania musiałem połowę kasy wyłożyć z własnej kieszeni
- W przyszłym roku zapłacę wyższą składkę ubezpieczeniową
Oczywiście gdybym zamiast głowicy uszkodził coś znacznie droższego, np za 10.000 zł netto, to dostałbym 8.500 odszkodowania, a wtedy opłacalność ubezpieczenia wzrasta.
Każdy sam musi ocenić czy ubezpieczenie jest mu konieczne. Ja miałem wiele sytuacji, gdy coś mogło się stać ze sprzętem, a dwóch moich znajomych straciło dużo kasy gdy ukradziono im sprzęt. Musicie sami się zastanowić czy warto.
Jakoś bardzo się nie przejąłem, w końcu sprzęt mam ubezpieczony od wszelkich szkód. Teraz się okaże jak to wszystko działa.
To po kolei.
Szkodę trzeba zgłosić do 4 dni. Zrobiłem to właśnie w czwartym dniu, bo wcześniej po prostu nie miałem kiedy się tym zająć. Zadzwoniłem na infolinię Allianz wieczorem po 20:00 i usłyszałem komunikat, że konsultanci o tej godzinie już nie pracują, ale mogę zostawić moje zgłoszenie i rano ktoś do mnie oddzwoni. Tak też zrobiłem. Na drugi dzień wcześnie rano rzeczywiście do mnie zadzwoniono. Opowiedziałem co się stało i miła pani zapowiedziała, że w ciągu dwóch dni zgłosi się do mnie specjalista od likwidacji szkód by spisać protokół i wycenić szkodę.
Chyba po godzinie, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, pan zadzwonił i spytał czy może przyjść jeszcze tego samego dnia. Na miejscu zrobił sporo zdjęć zadał dużo pytań, co jak i gdzie i co to w ogóle jest, to coś co stłukłem :)
Na drugi dzień dostałem mail z informacją, że aby dokonać wypłaty odszkodowania, brakuje im jeszcze faktury zakupu i wyceny naprawy. Jeśli chodzi o fakturę, to byłem na tyle inteligentny, że domyśliłem się, że muszę ją dosłać. Ale z mailu nie wynikało, czy to ja mam zrobić wycenę naprawy czy zajmie się tym ubezpieczyciel. Napisałem więc mail z tym pytaniem i na drugi dzień dostałem odpowiedz, że to ja muszę dostarczyć ekspertyzę/wycenę. Gdyby nie urzędniczy język, już dzień wcześniej mógłbym się ty zająć.
Wysłałem lampę do serwisu Milso i szybko dostałem wycenę naprawy. Jedynie 1666 zł brutto.
Allianz przyjął to do wiadomości i poinformował, że wypłatę odszkodowania zrobi na podstawie faktury. Na drugi dzień dostałem od nich SMS z informacją, że przyznano mi odszkodowanie w wysokości 854,47 zł, a więcej informacji znajdę w mailu.
Tak. Tu właśnie zaczynają się schody... Jak ma bowiem się 854,47 do 1666 zł? Już tłumaczę. Po pierwsze, jestem vatowcem i VAT nie stanowi dla mnie kosztu. Ubezpieczyłem więc sprzęt w kwotach netto. Dzięki temu koszt ubezpieczenia obniżył się dokładnie o 23% czyli podatek VAT.
Po drugie, objawiło się coś co jest zapisane małym druczkiem.... W końcu przypomniałem sobie, że agentka mówiła mi o udziale własnym w odszkodowaniu, ale oczywiście zapomniałem o tym natychmiast. Udział własny to 15% kwoty, jednak nie mniej niż 500 zł. I tyle właśnie musiałem dopłacić z własnej kieszeni do naprawy. Musiałem też dopłacić cały podatek VAT, nie stanowi on kosztu wprawdzie, jednak trzeba zapłacić go z własnych pieniędzy.
Serwis zrobił swoje i wysłał mi fakturę proforma. Rano wysłałem fakturę do Allianzu, a po południu dostałem SMS z informacją, że firma zleciła wypłatę.
No więc warto było ubezpieczać czy nie? Moim zdaniem mimo wszystko warto. Rozważmy plusy i minusy.
+ Największym plusem dla mnie jest poczucie względnego bezpieczeństwa.
+ Szybka obsługa, gdybym nie zwlekał ze zgłoszenie, wysłaniem do serwisu to naprawioną lampę mógłbym dostać może nawet w przeciągu 3-4 dni
+ Nie musiałem zapłacić całej kwoty, a koszt ubezpieczenia był dużo, dużo niższy niż wyplata odszkodowania
- Gdybym naprawiał na własną rękę, wszystko odbyłoby się jeszcze szybciej
- Mimo ubezpieczania musiałem połowę kasy wyłożyć z własnej kieszeni
- W przyszłym roku zapłacę wyższą składkę ubezpieczeniową
Oczywiście gdybym zamiast głowicy uszkodził coś znacznie droższego, np za 10.000 zł netto, to dostałbym 8.500 odszkodowania, a wtedy opłacalność ubezpieczenia wzrasta.
Każdy sam musi ocenić czy ubezpieczenie jest mu konieczne. Ja miałem wiele sytuacji, gdy coś mogło się stać ze sprzętem, a dwóch moich znajomych straciło dużo kasy gdy ukradziono im sprzęt. Musicie sami się zastanowić czy warto.
Komentarze
Tak więc ubepzieczenie opłaciłem w Warcie. Ale czy mam poczucie pełnego spokoju? Raczej dalej będę unikać wszelkich zdarzeń.