Przejdź do głównej zawartości

Jak to kalendarz robiłem

Wszystko zaczęło się od pomysłu agencji, by na dziesięciolecie Kompani Węglowej sfotografować jej rówieśników, czyli dzieci urodzone w tym samym czasie, gdy powstawała firma. Wiedzieliśmy tylko, że takich dzieci jest kilkaset. Pracę zaczęliśmy od wytypowania czterech kopalni, z których każda reprezentowała jeden region. W każdej z nich mieliśmy zrobić trzy zdjęcia w ciągu jednego dnia. Aby jednak zdecydować, jaki plan wybierzemy na jakiej kopalni, musieliśmy je wszystkie dokładnie obejrzeć.
Choć mieszkam na Śląsku od urodzenia, nigdy tak naprawdę nie byłem jeszcze na kopalni. We wszystkich innych rodzajach zakładów przemysłowych tak, ale nigdy na kopalni. Teraz za to miałem pełny przegląd, jak co wygląda, gdzie jest najfajniejsze nadszybie, gdzie maszyna wyciągowa, a gdzie szatnia łańcuszkowa. Wszędzie robiłem dokumentację planów, oczywiście ajfonem :) Nie chciało mi się po prostu nosić dużego aparatu, ajfon całkowicie tu wystarczył.

Równocześnie "zleciliśmy", by kopalnie znalazły naszych dziesięciolatków i zorganizowały casting. Całe szczęście, że to były kopalnie. Tu wszystko działa jak wojsku :) Dyrektor dzwoni i zaraz wszystko jest ustalone i zorganizowane, rodzice powiadomieni, a na dzieci czekają soki i słodycze.

Na castingach mogłem przekonać się, jak będzie się współpracowało z dziećmi. Ku mojej wielkiej uldze, okazało się, że wcale nie jest tak źle. Dzieciaki były chętne do pozowania i pracowaliśmy bardzo szybko i sprawnie. Te pierwsze zdjęcia miały za zadanie sprawdzić, jak radzą sobie przed obiektywem. Kazałem więc robić im śmieszne miny, skakać i krzyczeć. Szybko okazało się, kto się nadaje do zdjęć i ma do tego talent. Baliśmy się na początku, czy znajdziemy dostatecznie dużo dobrych modeli, a w rzeczywistości mieliśmy problem, kogo odrzucić, bo tych fajnych dzieci było więcej, niż potrzebowaliśmy.

Moje wysiłki, by wzbudzić entuzjazm, nie do wszystkich zawsze trafiały...

Gdy przyszedł wreszcie pierwszy dzień zdjęciowy, wszystko mieliśmy przygotowane. Nawet dobrą pogodę, która wtedy była nam niezbędna.
Do pierwszego zdjęcia musieliśmy zdemontować kawałek płotu.  Normalnie uznałbym, że każdy klient nas wyśmieje, ale nie na kopalni. Ekipa fachowców już na nas czekała i nie było problemu, gdy stwierdziłem, że musimy zdemontować jeszcze więcej płotu. Dzięki temu miałem potrzebne odejście.

Zdawało mi się, że przemyślałem wszytko, ale o jednej rzeczy zapomniałem. O wietrze. W chwilę po tym, jak zaczęliśmy zdjęcia, zerwał się nagle duży wiatr. Zadbałem, by zabezpieczyć sprzęt ( nie do końca skutecznie jak się potem okazało ), nie mogłem jednak zrobić nic, by zabezpieczyć fontannę. Byliśmy więc co chwilę moczeni świeżą bryzą :) Musiałem przez to zmienić pomysł na zdjęcie. W zamyśle, dzieci miały biegać po murku naokoło fontanny. Murek zrobił się niestety mokry i śliski, baliśmy się, że dzieci wpadną nam do wody. Zamiast tego kazałem im skakać z murku.

Dzieci mają mnie dość
Następne zdjęcie robiliśmy z całą górniczą orkiestrą na tle budynków. Ledwie się rozstawiliśmy, wiatr przygnał ciężkie chmury i zaczęło kropić. Musieliśmy przenieść się do wnętrza cechowni.  Musiałem szybko wymyślić, jak oświetlić dużą grupę ludzi w wielkim pomieszczeniu.

Jeszcze nie pada, ale już jest ciemno

Postawiłem największy mój soft 200x140 nad aparatem, a wszystkie pozostałe lampy poszły na boki, gdzie świeciły prosto na boczne ściany. Dzięki temu uzyskałem miękkie odbite światło, które rozlewało się na dużej przestrzeni. W sumie miałem tam do dyspozycji 5300 Ws światła odbitego od ścian i 1000 Ws z softu nad głową. Jako ostatnią lampę, postawiłem 500 Ws za orkiestrą i skierowałem prosto w aparat. Poza tym jednym softem wszystkie lampy miały ostre czasze, by dać jak najwięcej światła.

Dzięki koszulce Moc była ze mną

I proszę pamiętać,że na zdjęciu mamy ładnie brzmieć


No to ja się już wyspałem, a wy?
Tylko nie upuść!

I co tam wyszło?

Tu robimy inną wersję zdjęcia, ale Wy zwróćcie uwagę na lampy
Następne zdjęcia poszły już planowo i bez niepodziewanych problemów. Mieliśmy rozpisany godzinowo rozkład jazdy i dzięki temu nikt niepotrzebnie nie czekał, Dzieci przyjeżdżały na konkretną godzinę, miały robiony makijaż ( a co! ), no dobrze, były przygotowywane przez wizażystkę, żeby nie świeciły się im twarze. Ja w tym czasie z moimi ludźmi ustawiałem światło, robiliśmy foty i szliśmy na następny plan. Przynajmniej teraz, po skończonej robocie, tak to prosto wygląda :)

Największym naszym zmartwieniem było zapewnienie dzieciom bezpieczeństwa. Kopalnia to nie plac zabaw w końcu. Nie mogliśmy sobie pozwolić na jakiekolwiek ryzyko, więc kilka pomysłów na zdjęcia trzeba było niestety odrzucić, bo miejsca były zbyt niebezpieczne. Z tego powodu nie zrobiliśmy żadnego ujęcia pod ziemią.

Inny problem, który zawsze pojawia się w zdjęciach, gdzie pozuje kilka osób naraz, to zrobienie klatki, na której wszyscy wychodzą dobrze. Poradziliśmy sobie z tym w najłatwiejszy sposób. Tam, gdzie było trzeba, fotografowaliśmy każde z dzieci osobno, by potem zmontować je na jednym zdjęciu. Jednak tylko w kilku przypadkach trzeba było tak zrobić, gdy wspólne zdjęcie nie wychodziło lub wszyscy wyszli dobrze za wyjątkiem jednej osoby.

tu zafundowaliśmy sobie montaż 


Panowie! My tu zdjęcia robimy, a wy bez makijażu?

Panowie oglądaliście Top Model, to wiecie jak macie pozować

Jak każe nam jeszcze raz powtarzać ujęcie to wciepniemy go do windy  
Czy ja dobrze wyszedłem?
Zojka czesze małego naukowca
Strasznie tu fajnie :)


Zdjęcia Anna Burek i jedno ja :)

Komentarze

Michał pisze…
Na żadnej focie mnie nie ma :P
Artur Nyk pisze…
No to pewnie się obijałeś skoro nie było Cię nigdy na planie :)))
Ania (NaMiotle) pisze…
Ale cudny bokeh od trąb :)
Lubię to :)

Popularne posty z tego bloga

Test nieobiektywny czyli MacBook Pro Retina czyli gruby kontra chudy

Dawno już nie robiłem porządnego testu i postanowiłem to dzisiaj nadrobić. A okazja jest wyjątkowa, bo na moje biurko zawitał najnowszy MacBook Pro Retina. Nie ma w sieci jeszcze zbyt wielu testów, a zwłaszcza zrobionych pod kątem wykorzystania go w fotografii. Nie znajdziecie więc tu żadnych benchmarków i wykresów, a tylko mój prywatny test tego, co dla mnie, jako fotografa, najważniejsze. 1. Dlaczego Retina Gosia, która obrabia moje zdjęcia, pracuje w studio na Mac Pro 1.1, który swoje lata już ma albo w domu na MacBooku Pro sprzed ery unibody. Ten ostatni domagał się już wymiany od jakiegoś czasu i  czekaliśmy od kilku miesięcy na zapowiadaną nowość. Bez względu, co by Apple pokazał, miał to być najnowszy i silny komp, tak, aby mógł sprawnie pracować przez kolejne 3-4 lata. Po premierze byłem zachwycony Retiną i niską wagą nowego Maka. Gorzej było z ceną. 10.200 zł za podstawowy model, wyglądało na cenę z kosmosu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak nie kupić modelu z poprze

O fotografowaniu samochodów czyli wielka ściema

W fotografii coraz mniej rzeczy jest takimi, jakimi się wydają... Na przykład fotografie samochodów. Kiedyś, jeśli na zdjęciu samochód był w ruchu to praktycznie na 100% wiadomo było, że fotograf rzeczywiście zrobił to zdjęcie w trakcie jazdy. A dzisiaj w fotografii reklamowej  pewne jest co innego. Pewne jest, że na pewno tak to nie wyglądało w rzeczywistości... W tym tygodniu robiłem sesję z mojego trochę już zapomnianego cyklu: Kobiety za kierownicą. Nadmiar pracy w ostatnich miesiącach oraz problemy w pogodą, nie pozwoliły mi na wcześniejszą kontynuację. Ale skoro w listopadzie mamy prawie wiosenne słońce, to trzeba było się brać do pracy. W planie miałem dwa zdjęcia w kabriolecie, jedno w ciągu dnia, drugie w nocy. Założeniem sesji jest pokazanie rzeczy, które kobiety nie powinny robić w trakcie jazdy, a że czasami im się zdarza to już inna sprawa... Ale skoro nie powinny, to nie mogłem od nich wymagać, by robiły to naprawdę. Od początku wiedziałem, że w związku z tym wszystki

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo