Przejdź do głównej zawartości

Kalendarz Ascomp 2016


Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie.

Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo bardzo ciepłe powietrze, więc marzniemy albo się pocimy, wszędzie jest przeraźliwie głośno, a jeszcze trzeba bardzo uważać, by czegoś nie uszkodzić rozstawiając sprzęt w tej ciasnocie.
Pracowałem już w różnych ciężkich warunkach, ale serwerownie wspominam jako jedno z najgorszych miejsc do kreatywnej pracy.


W tej niewielkiej przestrzeni musiałem znaleźć miejsce na modelki i jeszcze postawić gdzieś światło. No i co najważniejsze wymyślić jak zrobić to inaczej niż rok temu.
Pierwsze co mi przyszło do głowy to zmienić format z poziomu jaki był rok temu, na pion. To było proste i od razu dawało dużą różnicę. Odmienny format też narzucał inny sposób kadrowania, ale musiałem mieć jeszcze coś innego. Przeanalizowałem wiele pomysłów, ale nie wszystkie się nadawały do zastosowania w tych warunkach, zwłaszcza, że musiałem jeszcze przecież uwzględniać wymagania klienta.
W końcu doszedłem do wniosku, że najlepsze będzie nawiązanie do jednego ze zdjęć z poprzedniego kalendarza (które zresztą najbardziej się wszystkim podobało, w tym i mnie) i rozwinięcie tego pomysłu. Postanowiłem postawić na biel czyli dużą ilość światła na fotografiach.



Wiedziałem jednak, że będę musiał iść na kompromisy, bo choć w serwerowni większość szaf jest jasno szara, to sporo też jest tam czarnych urządzeń. A ja musiałem wykorzystać każdą możliwą przestrzeń, która była inna od identycznych prawie korytarzy pomiędzy szafami serwerów i innych tajemniczych (dla mnie) urządzeń. Było oczywistą oczywistością, że nie uniknę czerni, więc zaakceptowałem to i zdecydowałem się wprowadzić też czerń w ubraniach modelek. Mnie pewnie podobałby się kalendarz, gdzie wszystkie elementy na zdjęciach różnią się tylko odcieniami bieli, ale dla odbiorcy mogłoby to być zbyt monotonne.


Ascomp zaakceptował mój pomysł i zabrałem się do stworzenia finalnej koncepcji wszystkich fotografii. Rozrysowałem sobie wszystkie kadry, pozaznaczałem ustawienie lamp, no i zrobiłem też alternatywne wersje na wypadek gdyby pojawiły się jakieś problemy z osiągnięciem dokładnie takiego efektu jaki sobie wymyśliłem. Czasem wystarczy, że zabraknie pół metra odejścia i wszystko się sypie.


Na realizację sesji miałem całe dwa dni czyli mnóóóstwo czasu, biorąc pod uwagę, że połowę tego czasu trzeba było poświęcić na wizaż, fryzury, przebieranie się, przenoszenie z planu na plan, ustawianie światła czy też po prostu sprawdzanie czy moje pomysły dadzą się zrealizować. Do tego dochodziły tak przyziemne problemy jak poruszanie się po obiekcie. Cały czas musiał nam przecież ktoś towarzyszyć, otwierać drzwi i śluzy. W tych warunkach proste przeniesienie sprzętu do komory obok, odprowadzenie jednej modelki i przyprowadzenie drugiej, urastało do skomplikowanej procedury logistycznej.


Jako oświetlenia użyłem mojego ulubioną Deep Octa'e 100 z Elinchroma, czasem zamieniając ją na zwykłą na duża Octa 175, tak gdzie się zmieściła. Do tego tło oświetlały lampy z czaszami do parasolek, które znakomicie sprawdzały się w ciasnych pomieszczeniach. 

Dla mnie była też ważna sesja z jeszcze jednego powodu. Po raz pierwszy realizowałem zdjęcia na nowym Canonie 5Ds i bardzo byłem ciekaw, jak wypadnie kalendarz w porównaniu z poprzednim robionym na Canonie 1Ds mk3. Tym razem bowiem, plik nie musiał być interpolowany do formatu B2, co zapowiadało znacznie większą ilość detali i ostrość zdjęcia. I rzeczywiście różnica jest ogromna. Zaryzykowałbym, że pomiędzy tymi dwoma kalendarzami jest przepaść gdy przyglądamy się jakości obrazu. Gdy patrzę teraz na stary kalendarz, sprawia wrażenie jakby wszystko było zblurowane, choć rok temu wyglądał bardzo dobrze :)
Ma to jednak też drugą stronę medalu. Każda niedoskonałość skóry, tkaniny itd., również jest bardzo widoczna. Mamy więc znacznie lepszy efekt, ale też wymagający większej pracy w postprodukcji.







Najważniejszy jest jednak efekt końcowy. Dla widza nie jest ważne, czy zdjęcie zostało zrobione w ciągu pięciu minut czy w ciągu pięciu godzin, ani czy pracowało przy nim pięć czy pięćdziesiąt osób, a już najmniej obchodzi go jakie problemy miał fotograf i cała ekipa. Dla niego ważna jest tylko fotografia, którą ogląda. I było dla nas ogromną satysfakcją, gdy usłyszeliśmy od Ascompu, że ich klientom kalendarz bardzo się podoba, a oni sami uznają go jako najlepszy kalendarz jaki do tej pory mieli :)
Takie słowa sprawiają, że chce się pracować dalej, co zresztą za chwilę będzie miało miejsce, bo muszę już myśleć nad kolejną odsłoną kalendarza.

Zobaczcie sami jak to wyglądało w trakcie sesji:








Klient : Ascomp
Fotograf : Artur Nyk
Asystent : Paweł Pszczoła
Stylizacja : Tatiana Szczęch
Wizaż : Zoya Okrajni i Maja Ogiegło
Fryzury: Ela Wilska/Szabelka Natural Cut Team i Zoya Okrajni
Modelki : Ewa Galon, Kamila Gawenda, Sylwia Kobylińska
Postprodukcja : Katarzyna Foszcz
Projekt graficzny : Magda Bartkiewicz-Podgórska

Komentarze

Unknown pisze…
Piękne zdjęcia. :)
www.pozytywphotography.blogspot.com

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w