Dzisiaj coś zupełnie z innej bajki. Dawno temu pisałem już o trzydniowej sesji, gdzie 99% czasu poświęciliśmy na wieszanie drewnianych łyżek. Pomysłodawcą tego zamieszania była moja znajoma, Ania Obtułowicz, studentka ASP. Zastanawialiśmy się czy łatwiej będzie te wszystkie łyżki powiesić, czy też sfotografować pojedynczo i zmontować.
Wtedy wydawało mi się, że montaż nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem. Teraz wiem, że nie zdecydowałbym się drugi raz na coś podobnego :) Gdy po kilku godzinach mozolnego wieszania łyżek, wisiało ich zaledwie kilka, wtedy powinienem już wiedzieć czym to pachnie...
No więc już po trzech dniach powstało coś takiego. A co to takiego? Powiem szczerze. Takie coś :)
Jestem otwarty na dogłębne analizy i próby znalezienia wyższych wartości w poniższym dziele :)
Ja rozpatruję to jedynie w kategoriach estetycznych.
W trakcie wieszania wymyśliłem by szczypce, wałki i tłuczki jako te agresywne, atakowały łyżki i widelce, które to powinny uciekać jak ławica ryb. Ten pomysł sprawił, że tak cudownie bezsensownie traciliśmy kolejne godziny ma wieszaniu, odcinaniu i znowu wieszaniu kolejnych sztućców.
Gosia nabijała się z mojej i Ani "sztuki", ale dzielnie wycinała potem wszystko ze zdjęcia, bo okazało się, że to jedna metoda by dobrze to wyglądało. Efekt jednak jakoś nas i tak nie przekonał.
Teraz wpadłem na pomysł by pokolorować poszczególne sztućce, co znacznie ożywiło zdjęcie.
Ale nadal nie potrafię wymyślić do czego może się przydać takie zdjęcie...
Wtedy wydawało mi się, że montaż nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem. Teraz wiem, że nie zdecydowałbym się drugi raz na coś podobnego :) Gdy po kilku godzinach mozolnego wieszania łyżek, wisiało ich zaledwie kilka, wtedy powinienem już wiedzieć czym to pachnie...
No więc już po trzech dniach powstało coś takiego. A co to takiego? Powiem szczerze. Takie coś :)
Jestem otwarty na dogłębne analizy i próby znalezienia wyższych wartości w poniższym dziele :)
Ja rozpatruję to jedynie w kategoriach estetycznych.
W trakcie wieszania wymyśliłem by szczypce, wałki i tłuczki jako te agresywne, atakowały łyżki i widelce, które to powinny uciekać jak ławica ryb. Ten pomysł sprawił, że tak cudownie bezsensownie traciliśmy kolejne godziny ma wieszaniu, odcinaniu i znowu wieszaniu kolejnych sztućców.
Gosia nabijała się z mojej i Ani "sztuki", ale dzielnie wycinała potem wszystko ze zdjęcia, bo okazało się, że to jedna metoda by dobrze to wyglądało. Efekt jednak jakoś nas i tak nie przekonał.
Teraz wpadłem na pomysł by pokolorować poszczególne sztućce, co znacznie ożywiło zdjęcie.
Ale nadal nie potrafię wymyślić do czego może się przydać takie zdjęcie...
Komentarze