Przejdź do głównej zawartości

Ile trwa dzień pracy fotografa?

3 godziny? 6 godzin?  A może tylko godzinę? Przecież zrobienie zdjęcia trwa tylko chwilę. Taki jest zwykle stan wiedzy ludzi, którzy nigdy nie mieli z profesjonalną fotografią nic do czynienia.

Mój dzisiejszy dzień pracy trwał od 9:00, gdy wyjechałem na sesję, do 23:00, gdy dotarłem do domu. Słaby jestem z matematyki i nawet nie mam ochoty liczyć, ile to jest godzin. A do zrobienia miałem tylko 6 zdjęć. To prawda, że nie jestem gościem, który pracuje bardzo szybko. Ale też nie obijałem się.  Nie licząc godzinnego dojazdu, cały czas pracowałem. Czy kadr jest dobry? Może trochę w lewo? Nie, wracamy w prawo. A gdyby tak niżej? O, teraz lepiej. I jeszcze trochę obrócimy... No, może być. Światło wyżej. Sprawdzam. Za dużo, zmniejszam. Sprawdzam. Wypełnienie za małe, dodaję. Sprawdzam. Główna lampa niżej. Sprawdzam. Bardziej w lewo. Sprawdzam. Ostrość. Sprawdzam. Jednak wyżej. Sprawdzam. Sprawdzam. Sprawdzam... W międzyczasie układamy elementy stylizacji. Może to albo to. A może lepiej tak. Albo... Czy to ma błyszczeć? A może bardziej matowe?
Nim zrobię pierwsze zdjęcie, mam już zapchane karty w aparacie. Jedno zdjęcie jest jeszcze łatwo zrobić, ale gdy robi się serię, trudności szybko rosną, bo trzeba przewidzieć wszystkie możliwe problemy, jakie mogą wystąpić.

Oczywiście, im dłużej trwa sesja, tym szybciej robi się kolejne zdjęcia. O ile przy pierwszym zdjęciu kwestia ustawienia kieliszka milimetr w prawo lub lewo, może być rozważana przez godzinę to przy każdym kolejnym zdjęciu szybciej ustalamy takie drobiazgi. Przy ostatnim zdjęciu, pierwsze ustawienie akcesoriów na planie od razu wszystkich zachwyca. Najlepsze jest to, że te ostatnie zdjęcia wcale nie są gorsze, niż te pierwsze....

Nie ma to jak wolny zawód. Wolno mi pracować cały czas..

Komentarze

Anja Fotografia pisze…
Świetny wpis, ja bym dodała jeszcze informację o czasie poświęconym na obróbkę zdjęć na kompie :)
Najgorsze jest to, że faktycznie wiedzą o tym tylko ci co się tym zajmują ...

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w