Przejdź do głównej zawartości

Szpieg w studio czyli horror fotografa

Wielu fotografom śni się taki horror. Oto robią zlecenie swojego życia. Cały ich sprzęt już pracuje, doświadczenia zgromadzone przez tyle lat pracy właśnie owocują. Teraz robią najważniejszą rzecz, ustawiają główną lampę w miejscu, które decyduje o sukcesie całej sesji. I nagle widzą jak przez szparę w oknie, ich konkurent obserwuje wszystko. Budzą się wtedy oblani potem, przestraszeni takim scenariuszem.

Przegadałem setki godzin przy piwie, kawie, winie i czym się tylko dało, z wieloma fotografami na temat robienia sesji. Dowiedziałem się o całej masie przydatnych szczegółów, trików, sposobów i metod. Wiele z nich udało mi się potem wprowadzić w życie i dzięki temu niektóre zdjęcia zrobiłem trochę lepiej. Ale dzięki poznaniu tej "tajemnicy", nigdy w życiu nie udało mi się zrobić zdjęcia takiego jak autor, który mi ją zdradził. Na szczęście fotografia nie jest nauką ścisłą i nie da się stworzyć wzoru na dobrą fotę. Mogę wiedzieć wszystko na temat zrobienia danego zdjęcia (to już dużo na początek), mieć ten sam sprzęt (to oczywiście pomaga), tę samą modelkę (to czasami jest realne), ale i tak zdjęcie będzie inne. Powodów jest wiele, od bardziej oczywistych, jak np. inny kształt studia, inne kolory ścian, inny ekspres do kawy (żartuję), po bardziej ulotne: inny humor modelki, inny kontakt fotograf-modelka, inna muzyka w tle.

Spróbujcie kiedyś dwa razy zrobić to samo zdjęcie. Zawsze będzie inne. Kiedyś na warsztatach obserwowałem taką sytuację. Mieliśmy modelkę, ustawiłem światło, zrobiłem trochę zdjęć, omówiłem sytuację i dalej ludzie już robili własne zdjęcia. Teoretycznie powinny być dosyć podobne, ale nie były. Ktoś zrobił dwa kroki w lewo i światło się zmieniło, ktoś inny zmienił ogniskową albo przesłonę. Drobne detale, konkretne zmiany.

W ubiegłym roku opublikowałem na Fotopolis.pl artykuł z dokładnym opisem, jak zrobiłem bardzo skomplikowaną sesję do kalendarza. Było tam dużo wymyślonych przeze mnie technik, pokazałem specjalnie zbudowany rzutnik do wyświetlania slajdów za pomocą lampy błyskowej. I nic się nie stało. Nikt nie zrobił takiej samej sesji. A jeśli nawet tak się stało to i tak o tym nie wiem i nie miało to żadnego wpływu na moją pracę.

Fotografia to na szczęście złożona kwestia, zależna od tysiąca szczegółów, indywidualnego spojrzenia fotografa, jego umiejętności, modelki, stylisty, fryzjera, wizażysty, nastroju, klimatu na sesji, pory roku, pogody i stopnia rozkręcenia się imprezy w dniu poprzednim.

Jeżeli więc znowu przyjdzie do mnie kumpel fotograf  i spyta, jak zrobiłem to zdjęcie, to w przyjemnością mu wszystko opowiem. Potem i tak zrobi to zdjęcie zupełnie inaczej.



Mogę naszkicować, gdzie stały lampy, dać Wam numer telefonu do Jacqueline i pożyczyć kaganiec, ale i tak nie zrobicie identycznej sesji. Ja sam nie jestem już w stanie tego powtórzyć. Możecie zrobić lepsze albo gorsze zdjęcia, ale nie takie same.  Na szczęście :)

fotografia Artur Nyk


Komentarze

Anonimowy pisze…
Bardzo, bardzo mądra wypowiedź. Chwała za nią!

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w