Przejdź do głównej zawartości

Będziemy się kłócić czyli reklama kontra reportaż

Siedzieliśmy dzisiaj z Grzegorzem Klatką nad wyborem zdjęć do naszego wspólnego wykładu w Muzeum Śląskim. Gdy dostałem propozycję przygotowania wykładu o fotografii reklamowej w muzeum, moje wrodzone lenistwo skłoniło mnie do znalezienia rozwiązania, które pozwoli mi na zrzucenie części pracy na kogoś innego. Zaproponowałem więc, by pokazać temat z punktu widzenia fotografa reklamowego w opozycji do fotografa dokumentalnego. Nie ma możliwości, żebyśmy się nie spierali o sposób, w jaki fotografujemy. Różnice są we wszystkim. Ja noszę aparat w solidnej walizce, wypełnionej gąbką, gdzie każdy obiektyw ma swoje miejsce, a Grzegorz swój wrzuca do płóciennej torby, w której aparat obija się o klucz francuski i jakąś butelkę. Ja pokazuję rzeczywistość i prawdę w sposób korzystny, a Grześ w sposób drastycznie realny. Ja znajduję modeli na castingach, a on na ulicy. I na dodatek nigdy nie ma ze sobą na sesji wizażystki ani fryzjera!!!

Zresztą, fotografia dokumentalna czy reportażowa jest prosta i łatwa do zrobienie. Nie to, co reklamowa. Ta jest trudna i skomplikowana. Dlatego udowodnię, że zdjęcia reklamowe są lepsze.

No dobrze, żartuję. Ale niestety, jest wielu ludzi, którzy mogliby wygłosić taką lub podobną deklarację całkiem poważnie.
Nie można być dobrym we wszystkich rodzajach fotografii, jednak spróbowanie zrobienia czegoś zupełnie innego jest dobrym sposobem na złamanie rutyny. Poproszono mnie kiedyś, bym zrobił parę zdjęć w szpitalu geriatrycznym, któremu groziło obcięcie funduszy i  zamknięcie. Pojechałem tam na dwie godziny i musiałem przełamać się, by podejść blisko ludzi, którzy wcale mi nie pozowali. Szpital to z reguły mało miłe miejsce, a moim zadaniem było pokazanie, że panuje tam świetna atmosfera. Generalnie zadanie w sam raz dla fotografa reklamowego.
Okazało się, że nie było tak źle. Nawet zaczęło mi się podobać.





To zdjęcie pojawiło się na ogólnopolskiej wystawie Amnesty International "Prawa człowieka w obiektywie". No i jak tu nie twierdzić, że to jest proste? Dwie godziny pracy i mam fotę na prestiżowej wystawie.


A to zdjęcia reklamujące nasz wykład. Chyba to oczywista oczywistość, która baletnica jest moja, a która Grzegorza?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak...

Historyczne odkrycie w lodówce

To odkrycie zaczęło się bardzo trywialnie. Po kilku latach podjąłem decyzję: trzeba rozmrozić wreszcie lodówkę. W szufladzie na dole od dawna leżał jakiś mały pakunek w czarnym worku. Jakoś nigdy nie zastanawiałem się, co w nim jest. Czasem rodzice przechowują coś w mojej lodówce, gdy brakuje im już miejsca we własnej. Sądziłem, że to właśnie jedna z tych rzeczy. Dzisiaj dotarło do mnie, że nigdy nie zastanowiłem się, dlaczego ten pakunek leży tam od tak dawna... Zajrzałem do środka. Tak rozpocząłem sentymentalną podróż w głąb czasu. W środku był cały przekrój filmów, jakich kiedyś używałem. Parę wąskich, szerokie negatywy i diapozytywy, a nawet klisze 4x5 cala. Nie mam pojęcia, ile lat tam leżały, myślę, że około pięciu. Oczywiście wszystkie są już od dawna przeterminowane. Dawno już nie widziałem filmów, a kiedyś był to chleb codzienny. Przypomniało mi się, które z nich najbardziej lubiłem. Znalazłem tu negatyw Kodaka, Portra 160VC czyli vivid color i 160NC, natural color, dwa filmy...