Przejdź do głównej zawartości

Gadżety za śmieci czy niezbędny sprzęt dla fotografa

Dzisiaj nadal pozostanę w sferze sprzętowej, ale ani razu nie padnie nazwa Canon, Nikon lub coś podobnego. Parafrazując reklamę, którą teraz ciągle słyszę w radiu, po co ciągle miałbym mówić o Canonie i Nikonie skoro Canon i Nikon dzisiaj nie wystąpi w moim tekście :)

No dobrze, zajmijmy się poważnymi sprawami. Skoro więc nie będzie o Canonie i Nikonie, to opowiem o rzeczach, bez których wiele sesji nie byłoby możliwych.

Miejsce pierwsze zajmuje bezsprzecznie klamerka. Bez klamerki nie ma sesji modowej. Nic tak pięknie nie dopasowuje ciuchów do figury modelki i nic innego nie jest w stanie zmniejszyć sukienki o dwa rozmiary.
Klamerki dzielimy na te malutkie i metalowe, kupowane w sklepach biurowych oraz duże plastikowe ze sklepów budowlanych. Kupienie kompletu klamerek za 19,90 jest przepustką do posiadania profesjonalnego sprzętu, jaki występuje w renomowanych studiach fotograficznych.

Następną niezwykle ważną rzeczą jest taśma klejąca. Jej zastosowanie jest równie szerokie, jak klamerek. Wśród profesjonalistów pojawiają się ostatnio nawet głosy, że taśma klejąca detronizuje klamerki, ponieważ używa się jej i w fashion (np. do podnoszenia piersi ale i czyszczenia ubrań z paprochów) i w fotografii produktowej (np. do tworzenia zaawansowanych konstrukcji utrzymujących produkty tam, gdzie się nam zamarzy).
Taśmy dzielimy na jedno- i dwustronne oraz na łatwo odklejające się i te, po których potem miesiącami nie można zmyć kleju ze statywów.

Produktem podobnym jest bobik. Bobik (nazwa własna autorstwa Seby) jest to coś w rodzaju plasteliny, ale niebrudzącej i o dobrych właściwościach klejących. Na bobik można przykleić wszystko do wszystkiego, a potem użyć go ponownie. Znakomicie nadaje się na mikrokonstrukcje do podtrzymywania małych przedmiotów np. przy układaniu kompozycji z żywności. Należy pamiętać jednak, gdzie się go wkłada, gdyż nie jest smaczny.
Bobik dzielimy na niebieski klasyczny (Blue Tag) i biały nowoczesny (UHU).

I wreszcie jest cała grupa przedmiotów z serii Przydamisię. Przydamisię w odróżnieniu od powyżej opisanych akcesoriów, są indywidualnie kolekcjonowane przez fotografów i zależą od specyfiki ich pracy. Ja w swoich zbiorach mam: drewnie kostki pomalowane na czarno (do podpierania małych przedmiotów), lusterka (jako małe ekrany doświetlające), strzykawki (do wstrzykiwania), kulki (jeszcze nie wiem do czego się przydadzą), słomki (dla modelek by mogły się napić po zrobieniu makijażu), sznurki i druciki (do wiązania), kostki marmuru (do obciążania), ścinki polaru (do wypychania) itd.
Zbieranie Przydamisię należy rozpocząć możliwie wcześnie i nie przejmować się zdaniem innych. Tylko my sami wiemy, do czego mogą się przydać.
Przydamisię dzielimy na mające realne zastosowanie i na bezużyteczne, ale Tojestfajneinapewnojeszczesię przyda.

Komentarze

gumiber pisze…
Bardzo ciekawy wpis :) pozdrawiam
Artur Nyk pisze…
Dzięki , staram się :)
gumiber pisze…
szkoda, że mało kto tu komentuje...
Artur Nyk pisze…
Na to już nie mam wpływu, choć każdy komentarz mnie cieszy :)

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w