Przejdź do głównej zawartości

Samochód dla fotografa

Kupowanie samochodu to dla jednych udręka, dla innych najważniejsze wydarzenie roku. Ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy. Nim kupiłem obecny samochód, odwiedziłem większość salonów, przejechałem się wieloma samochodami, czasem tylko pod pretekstem, że może akurat samochód będzie się nadawał. Lub, że przypadkiem będzie mnie na niego stać.
No i przede wszystkim obejrzałem bagażnik pod każdym możliwym kątem. Bo niestety dla fotografa bagażnik jest ważniejszy od silnika. Wiem, że brzmi to jak największa profanacja, ale co zrobić. Nawet V6 nie pomoże, gdy trzeba przewieźć tło 2,7m. Jakie więc cechy są najbardziej pożądane według mnie?

Bagażnik, oprócz ogromnej pojemności, musi mieć płaską podłogę i niski próg załadunku. Niski próg  przydaje się przy ładowaniu kamieni do aranżacji, a płaska podłoga, gdy chcesz przewieźć szkło. A fotograf zawsze musi gdzieś przewieźć jakieś szkło.
Musi być dużo uchwytów na kubki z kawą, bo wracając w nocy przez całą Polskę nie da się jechać bez kawy. Przydają się też duże kieszenie w drzwiach. Tak, by zmieściły się tam śmieci z całego tygodnia.
Musi mieć też pojemność na dwie modelki z wizażem i fryzjerem. Modelki mają długie nogi, a to wymaga naprawdę dużego samochodu.
Bardzo fajnie jest, jeśli kolor jest niebrudzący się. Przecież pracując, nie będziecie mieli czasu go myć.
Nie wypada też, by samochód był za fajny, zwłaszcza jeśli jest lepszy, niż klienta. To może spowodować jego zazdrość i nie pozwoli nam zarobić, skoro już jesteśmy tacy bogaci. Nie może też być zbyt kiepski, bo skoro nie potrafimy zarobić na lepszy to znaczy, że nic nie umiemy.
Jednocześnie samochód nie może rzucać się za bardzo w oczy. Umożliwi to parkowanie we wszystkich podejrzanych miejscach bez utraty szyb czy nawet całego samochodu.
Przydaje się też duża ładowność, tak, by móc przewieźć kilkaset kilo kamienia z kamieniołomów. Nie wspomniałem przecież o nich wcześniej bez powodu. Woziłem je parę razy.
Do tego powinien być niezawodny, bo jadąc na sesję nie możemy dać plamy i utknąć w szczerym polu.
I najważniejsze, musi być nas na niego stać.
A najlepszy jest oczywiście ten samochód, który już mamy. I zawsze możemy sobie pochodzić po salonach, by z miną znawcy pooglądać i przejechać się czymś fajnym.


Oto właśnie przykład prawie idealnego samochodu dla fotografa. Ma tylko kilka drobnych wad, jak: za mały bagażnik, za mało miejsca dla modelek, za małą ładowność, zbyt rzuca się w oczy, jest lepszy niż samochody klientów, nie da się przewieźć nim tła. Ale jeżeli już przymkniemy oko na te drobiazgi, to jakoś damy radę nim jeździć. Zresztą, zawsze można zmienić zawód, by móc jeździć takim samochodem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od Volvo czyli wreszcie koniec

Już dawno nie miałem tak intensywnego okresu w pracy jak te ostatnie kilka miesięcy. Patrząc co się działo na blogu to,  mogło to wyglądać jakbym nic nie robił, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeździłem po Polsce, zrobiłem 2,083 kalendarza, prowadziłem warsztaty, sam wziąłem udział w jednych, przekonałem się, że z Włochami pracuje się jednak bardzo dobrze, wsparłem na Kickstarterze projekt budowy podobno najlepszego na świecie filtra polaryzacyjnego, zepsułem kartę graficzną, przeszedłem z Aperture na Capture One, nakręciłem mój pierwszy film poklatkowy, przekonałem się, że Retina to nie zawsze dobra rzecz, wpadłem na jeden rewelacyjny pomysł, fotografowałem w strefach zagrożenia wybuchem, wykładałem na uniwersytecie, zrobiłem moją stronę ( no, prawie.. ), bylem na Nocy Reklamożerców,  kupiłem kilka nowych zabawek i co najważniejsze, zdążyłem kupić bilety na pierwszy pokaz Gwiezdnych Wojen. O wszystkim tym, albo prawie o wszystkim będę niedługo pisał, bo zamier...

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo...

Widziałem "Gwiezdne Wojny - Przebudzenie mocy" czyli recenzja na gorąco bez spojlera

Nazywam się Artur Nyk i jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Dziesięć minut temu wróciłem do domu i wiem, że teraz nie zasnę, więc lepiej opiszę moje wrażenia. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Gwiezdnymi Wojnami. Rok 1979, kwiecień lub maj. Dostać bilety na film to był wielki wyczyn. W końcu mojemu ojcu udało się to dniu, gdy Polacy grali jakiś ważny mecz. Wrażenie było kolosalne. Wtedy ten film wyprzedzał wszystko inne o lata świetlne. A ja na dodatek widziałem go, na chyba największym ekranie w Polsce, w kinie w katowickim Spodku. Wyobraźcie sobie salę kinową na 4500 osób !!!! A na gigantycznym ekranie (29x15 m ) widzicie przelatujący niszczyciel Imperium. To było coś! Choć ja najbardziej zapamiętałem scenę, gdy Lea, Luke, Chewie i Han Solo próbują się wydostać ze zgniatarki śmieci. Zapamiętałem tą scenę może dlatego, że akurat wtedy wróciłem z …wc. I dzisiaj znowu poczułem się jak wtedy. Jakbym miał znów 10 lat. Widzę żółte napisy przesuwające się na rozgwieżdżonym tle. I zno...