Przejdź do głównej zawartości

Po co mi konkurs?

Zastanawiałem się, czy zgłaszać mojego bloga na kolejny konkurs. No bo po co właściwie miałbym to robić? Raz wygrałem i sprawiło mi to wielką przyjemność. Czy wygram drugi raz, raczej wątpię.
Nie liczę też na zwiększenie odsłon, by przełożyć to na klikalność reklam, bo ich nie mam i nic nie wskazuje, bym miał je umieścić.

Z drugiej strony taki konkurs to szansa na poszerzenie grona czytelników. A to ma dla mnie same plusy. Po pierwsze, zachęca mnie do ciągłego angażowania się w moje pisanie, po drugie, dzięki temu blogowi poznałem już kilka fajnych osób. To sprawia, że warto :)

Pooglądałem sobie, jakie blogi są zgłaszane do konkursu. Pokusie zawalczenia o nagrodę nie oparły się nawet osoby publiczne. Chyba każdy chce być doceniony :)

Jeżeli uważacie, że warto, to możecie wysłać sms z głosem na Codziennik. Mam trochę mieszane uczucia co do wysyłania płatnych smsów. Wprawdzie dochód będzie przeznaczony na dobry cel, ale nie wiem, jaka część przychodu będzie dochodem?
Ze swojej strony mogę obiecać, że Codziennik będzie dalej się ukazywał bez względu na wynik :)

Polecam też zaprzyjaźnione blogi, które również startują w tym konkursie. Dla miłośników wypieków i słodkości: Na Miotle oraz dla reklamożerców: Blog reklamowy.

Komentarze

gumiber pisze…
Te płatne smsy mnie odstraszyły i to nie ze względu na płatność. Pomimo szczytnego celu nie ufam im. Nie wierzę, że nie zaczną przysyłać mi tych głupich smsów, których ludzie dostają tysiące (często nie wiadomo skąd).

Zastanawia mnie jeszcze taka kwestia, ile różnych blogów można czytać dziennie?

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od Volvo czyli wreszcie koniec

Już dawno nie miałem tak intensywnego okresu w pracy jak te ostatnie kilka miesięcy. Patrząc co się działo na blogu to,  mogło to wyglądać jakbym nic nie robił, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeździłem po Polsce, zrobiłem 2,083 kalendarza, prowadziłem warsztaty, sam wziąłem udział w jednych, przekonałem się, że z Włochami pracuje się jednak bardzo dobrze, wsparłem na Kickstarterze projekt budowy podobno najlepszego na świecie filtra polaryzacyjnego, zepsułem kartę graficzną, przeszedłem z Aperture na Capture One, nakręciłem mój pierwszy film poklatkowy, przekonałem się, że Retina to nie zawsze dobra rzecz, wpadłem na jeden rewelacyjny pomysł, fotografowałem w strefach zagrożenia wybuchem, wykładałem na uniwersytecie, zrobiłem moją stronę ( no, prawie.. ), bylem na Nocy Reklamożerców,  kupiłem kilka nowych zabawek i co najważniejsze, zdążyłem kupić bilety na pierwszy pokaz Gwiezdnych Wojen. O wszystkim tym, albo prawie o wszystkim będę niedługo pisał, bo zamier...

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo...

Widziałem "Gwiezdne Wojny - Przebudzenie mocy" czyli recenzja na gorąco bez spojlera

Nazywam się Artur Nyk i jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Dziesięć minut temu wróciłem do domu i wiem, że teraz nie zasnę, więc lepiej opiszę moje wrażenia. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Gwiezdnymi Wojnami. Rok 1979, kwiecień lub maj. Dostać bilety na film to był wielki wyczyn. W końcu mojemu ojcu udało się to dniu, gdy Polacy grali jakiś ważny mecz. Wrażenie było kolosalne. Wtedy ten film wyprzedzał wszystko inne o lata świetlne. A ja na dodatek widziałem go, na chyba największym ekranie w Polsce, w kinie w katowickim Spodku. Wyobraźcie sobie salę kinową na 4500 osób !!!! A na gigantycznym ekranie (29x15 m ) widzicie przelatujący niszczyciel Imperium. To było coś! Choć ja najbardziej zapamiętałem scenę, gdy Lea, Luke, Chewie i Han Solo próbują się wydostać ze zgniatarki śmieci. Zapamiętałem tą scenę może dlatego, że akurat wtedy wróciłem z …wc. I dzisiaj znowu poczułem się jak wtedy. Jakbym miał znów 10 lat. Widzę żółte napisy przesuwające się na rozgwieżdżonym tle. I zno...