Przejdź do głównej zawartości

Super komputer

Mam super sturdzeniowy procesor, hiper szybką kartą graficzną i milion terra giga RAMu, a i tak najważniejszą częścią mojego komputera jest bateria laptopu, która jeszcze działa. I świeczka, przy której dzisiaj piszę. Przy czym w obecnej sytuacji świeczka wydaje mi się bardziej rozwiniętą technologią, gdyż posiada funkcję przedłużenia działania o prawie nieograniczony czas, zwłaszcza z włączoną opcją: Światło z książki i mebli .

W końcu książki i meble daje się przerobić na światło i ciepło. Natomiast bateria, chociaż pokazuje mi teraz stan 8:27 godziny do końca działania, to potem może służyć już tylko, jako przycisk do papieru.

Cała dzielnica jest bez prądu. Nic w domu nie działa. Poza świeczką oczywiście. Pamiętacie taki film o nagłym obniżeniu temperatury na świecie? Garstka bohaterów chroni się w bibliotece miejskiej i aby nie zamarznąć, pali w kominku bezcennymi książkami. Oglądałem ten film zimą, na dworze wszystko pokryte było śniegiem i w kulminacyjnym momencie, gdy nie było wiadomo, czy bohaterowie przeżyją (tak jakby w hollywoodzkim filmie mogło się obyć bez happy endu), wyłączono prąd, a razem z nim ogrzewanie. Spojrzałem wtedy na moją biblioteczkę i zacząłem się zastanawiać, na ile starczy mi książek, by się ogrzać przy ognisku.
Chyba zacznę jutro przerabiać rower na generator prądu. Przynajmniej dzięki temu będę mógł, pedałując, posłuchać sobie trochę muzyki.

Komentarze

gacek pisze…
No to oprócz świeczki powinieneś jeszcze pochwalć bezprzewodowy internet, dzięki któremu udało Ci się zaktualizowac bloga, bo jeśli nie, to pozostaje pytanie jak tego dokonałeś bez prądu ? ;)
gumiber pisze…
hehe w Pszczynie też nie było wczoraj prądu, poruszaliśmy dokładnie te same tematy :)
Artur Nyk pisze…
Niestety bezprzewodowego netu nie mam w domu, pisałem w nocy w edytorze tekstowym, a rano opublikowałem.
Tak się przyzwyczailiśmy do prądu, że już nie zauważamy jego obecności :)

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od Volvo czyli wreszcie koniec

Już dawno nie miałem tak intensywnego okresu w pracy jak te ostatnie kilka miesięcy. Patrząc co się działo na blogu to,  mogło to wyglądać jakbym nic nie robił, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeździłem po Polsce, zrobiłem 2,083 kalendarza, prowadziłem warsztaty, sam wziąłem udział w jednych, przekonałem się, że z Włochami pracuje się jednak bardzo dobrze, wsparłem na Kickstarterze projekt budowy podobno najlepszego na świecie filtra polaryzacyjnego, zepsułem kartę graficzną, przeszedłem z Aperture na Capture One, nakręciłem mój pierwszy film poklatkowy, przekonałem się, że Retina to nie zawsze dobra rzecz, wpadłem na jeden rewelacyjny pomysł, fotografowałem w strefach zagrożenia wybuchem, wykładałem na uniwersytecie, zrobiłem moją stronę ( no, prawie.. ), bylem na Nocy Reklamożerców,  kupiłem kilka nowych zabawek i co najważniejsze, zdążyłem kupić bilety na pierwszy pokaz Gwiezdnych Wojen. O wszystkim tym, albo prawie o wszystkim będę niedługo pisał, bo zamier...

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo...

Widziałem "Gwiezdne Wojny - Przebudzenie mocy" czyli recenzja na gorąco bez spojlera

Nazywam się Artur Nyk i jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Dziesięć minut temu wróciłem do domu i wiem, że teraz nie zasnę, więc lepiej opiszę moje wrażenia. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Gwiezdnymi Wojnami. Rok 1979, kwiecień lub maj. Dostać bilety na film to był wielki wyczyn. W końcu mojemu ojcu udało się to dniu, gdy Polacy grali jakiś ważny mecz. Wrażenie było kolosalne. Wtedy ten film wyprzedzał wszystko inne o lata świetlne. A ja na dodatek widziałem go, na chyba największym ekranie w Polsce, w kinie w katowickim Spodku. Wyobraźcie sobie salę kinową na 4500 osób !!!! A na gigantycznym ekranie (29x15 m ) widzicie przelatujący niszczyciel Imperium. To było coś! Choć ja najbardziej zapamiętałem scenę, gdy Lea, Luke, Chewie i Han Solo próbują się wydostać ze zgniatarki śmieci. Zapamiętałem tą scenę może dlatego, że akurat wtedy wróciłem z …wc. I dzisiaj znowu poczułem się jak wtedy. Jakbym miał znów 10 lat. Widzę żółte napisy przesuwające się na rozgwieżdżonym tle. I zno...