Zauważyłem, że gdy spotkam się z jakimś znajomym, który akurat też jest fotografem to rozmowa zawsze schodzi w którymś momencie na sprzęt. W końcu chyba to normalne, mechanicy rozmawiają o samochodach, a lekarze o ciekawych chorobach, jakie udało im się znaleźć.
Potrafimy przez długie godziny rozważać zalety i wady jakiegoś obiektywu albo wyśmiewać system, z którego nie korzystamy i jednocześnie wychwalać nasz własny. Co najciekawsze, te rozmowy nigdy się nie nudzą. Zawsze jest coś do dodania albo jakieś nowe doświadczenie z używania sprzętu w innych warunkach. Nie wiem jak innym, ale mnie takie rozmowy sprawiają przyjemność. Wiem też, że są fotograficy, dla których to nie jest normalne. Traktują sprzęt jako interfejs między ich wizją i gotowym obrazem, może i niezbędny, ale którego najchętniej by się pozbyli.
Ja, nim kupię jakikolwiek sprzęt, oglądam go najpierw długo z każdej strony, rozważam za i przeciw, rozmawiam z ludźmi, którzy już go mają. I chociaż jestem trochę sprzętowym gadżeciarzem to moje powody takiego szczegółowego przyglądania się są trochę inne.
Mam w domu odkurzacz, w którym bardzo niewygodnie otwiera się pokrywę, ale ogólnie jest fajny. Nie przeszkadza mi to bardzo, bo nie muszę otwierać go parę razy dziennie.
Natomiast softboks, który kiepsko się rozkłada, statyw z niewygodnymi blokadami, lampa, która ma fatalny uchwyt do przenoszenia to już nie jest dla mnie błahy problem.
Wszystko to można ścierpieć i nie przejmować się, gdy rozkładasz i składasz sprzęt raz na miesiąc. Gdy jednak robisz to dwa razy dziennie, a czasem w nocy po piętnastogodzinnej sesji to nawet najmniejszy brak ergonomii doprowadza do rozpaczy albo szału.
A ile radości może dać aparat, który ma wygodniejszy uchwyt. Zwłaszcza po długiej sesji. Wtedy zwłaszcza doceniamy każdy kawałek sprzętu niesprawiający problemów.
To tylko sprzęt. Ale jaki daje fajny pretekst do spotkania przy piwie :)
Potrafimy przez długie godziny rozważać zalety i wady jakiegoś obiektywu albo wyśmiewać system, z którego nie korzystamy i jednocześnie wychwalać nasz własny. Co najciekawsze, te rozmowy nigdy się nie nudzą. Zawsze jest coś do dodania albo jakieś nowe doświadczenie z używania sprzętu w innych warunkach. Nie wiem jak innym, ale mnie takie rozmowy sprawiają przyjemność. Wiem też, że są fotograficy, dla których to nie jest normalne. Traktują sprzęt jako interfejs między ich wizją i gotowym obrazem, może i niezbędny, ale którego najchętniej by się pozbyli.
Ja, nim kupię jakikolwiek sprzęt, oglądam go najpierw długo z każdej strony, rozważam za i przeciw, rozmawiam z ludźmi, którzy już go mają. I chociaż jestem trochę sprzętowym gadżeciarzem to moje powody takiego szczegółowego przyglądania się są trochę inne.
Mam w domu odkurzacz, w którym bardzo niewygodnie otwiera się pokrywę, ale ogólnie jest fajny. Nie przeszkadza mi to bardzo, bo nie muszę otwierać go parę razy dziennie.
Natomiast softboks, który kiepsko się rozkłada, statyw z niewygodnymi blokadami, lampa, która ma fatalny uchwyt do przenoszenia to już nie jest dla mnie błahy problem.
Wszystko to można ścierpieć i nie przejmować się, gdy rozkładasz i składasz sprzęt raz na miesiąc. Gdy jednak robisz to dwa razy dziennie, a czasem w nocy po piętnastogodzinnej sesji to nawet najmniejszy brak ergonomii doprowadza do rozpaczy albo szału.
A ile radości może dać aparat, który ma wygodniejszy uchwyt. Zwłaszcza po długiej sesji. Wtedy zwłaszcza doceniamy każdy kawałek sprzętu niesprawiający problemów.
To tylko sprzęt. Ale jaki daje fajny pretekst do spotkania przy piwie :)
Komentarze