Przejdź do głównej zawartości

Cena z sufitu

Mój ulubiony gatunek klienta to ktoś, kto najpierw wydzwania do mnie po kilka razy, poganiając mnie, bym szybko zrobił kalkulację, a następnie nie odzywa się już.
No bo po co? Przecież on już wie, że nie skorzysta z mojej osoby. Jaki jest więc sens, by mnie o tym poinformować? Chyba zasłużyłem sobie, by zbyć mnie milczeniem, skoro podałem tak kosmicznie wysoką cenę.

Trochę przypomina mi to sytuację, gdy ktoś się pyta sprzedawcy w sklepie: "Ile kosztuje ten garnek?". Po czym, usłyszawszy cenę, wychodzi ze sklepu bez słowa.
Pisałem już kiedyś o dyskusjach z klientami na temat wyceny zdjęć. Czasami mam ochotę po prostu spojrzeć w sufit i podać dowolnie wysoką cenę, jaka przyjdzie mi do głowy. Efekt i tak będzie taki sam, a przynajmniej nie napracuję się przy tworzeniu kalkulacji i nie będę zawracał głowy podwykonawcom.

I już nawet nie będę musiał czekać na odpowiedź, bo będę ją znał :)

Komentarze

gumiber pisze…
najśmieszniejsze jest to, że czasami wracają z kosmosu po długich dniach milczenia ;)
gacek pisze…
Powszechne i chyba nie zależy od poziomu ceny. Z tegoż powodu w większości przypadków mailuję (rzadziej - dzwonię) po pewnym czasie z pytaniem, czy ten projekt będzie realizowany. Mimo to w połowie przypadków i tak nie dostaję odpowiedzi. Za ciężko "dobrze wychowanym ludziom" naskrobać nawet to jedno zdanie, że "nie, dziękujemy, wybraliśmy inną ofertę, nie będziemy realizować, mamy tańszą ofertę, Pana nos nam się nie podoba itd....".
Artur Nyk pisze…
Dokładnie tak jest. Marzy mi się taka lista : Tych klientów nie obsługujemy bo nie są poważni. Może warto zrobić taką stronę w internecie?
gacek pisze…
I zdjęcie, i zdjęcie :D
Ale pewnie też bym tam trafił - zrobiłem rachunek sumienia, też nie zawsze przekazuję info, że nie jestem dalej zainteresowany ofertą :-)))
Artur Nyk pisze…
:) Wszystko jeszcze zależy, czy to oferta, o którą prosiłeś, czy zwykły spam

Popularne posty z tego bloga

Test nieobiektywny czyli MacBook Pro Retina czyli gruby kontra chudy

Dawno już nie robiłem porządnego testu i postanowiłem to dzisiaj nadrobić. A okazja jest wyjątkowa, bo na moje biurko zawitał najnowszy MacBook Pro Retina. Nie ma w sieci jeszcze zbyt wielu testów, a zwłaszcza zrobionych pod kątem wykorzystania go w fotografii. Nie znajdziecie więc tu żadnych benchmarków i wykresów, a tylko mój prywatny test tego, co dla mnie, jako fotografa, najważniejsze. 1. Dlaczego Retina Gosia, która obrabia moje zdjęcia, pracuje w studio na Mac Pro 1.1, który swoje lata już ma albo w domu na MacBooku Pro sprzed ery unibody. Ten ostatni domagał się już wymiany od jakiegoś czasu i  czekaliśmy od kilku miesięcy na zapowiadaną nowość. Bez względu, co by Apple pokazał, miał to być najnowszy i silny komp, tak, aby mógł sprawnie pracować przez kolejne 3-4 lata. Po premierze byłem zachwycony Retiną i niską wagą nowego Maka. Gorzej było z ceną. 10.200 zł za podstawowy model, wyglądało na cenę z kosmosu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak nie kupić modelu z poprze

O fotografowaniu samochodów czyli wielka ściema

W fotografii coraz mniej rzeczy jest takimi, jakimi się wydają... Na przykład fotografie samochodów. Kiedyś, jeśli na zdjęciu samochód był w ruchu to praktycznie na 100% wiadomo było, że fotograf rzeczywiście zrobił to zdjęcie w trakcie jazdy. A dzisiaj w fotografii reklamowej  pewne jest co innego. Pewne jest, że na pewno tak to nie wyglądało w rzeczywistości... W tym tygodniu robiłem sesję z mojego trochę już zapomnianego cyklu: Kobiety za kierownicą. Nadmiar pracy w ostatnich miesiącach oraz problemy w pogodą, nie pozwoliły mi na wcześniejszą kontynuację. Ale skoro w listopadzie mamy prawie wiosenne słońce, to trzeba było się brać do pracy. W planie miałem dwa zdjęcia w kabriolecie, jedno w ciągu dnia, drugie w nocy. Założeniem sesji jest pokazanie rzeczy, które kobiety nie powinny robić w trakcie jazdy, a że czasami im się zdarza to już inna sprawa... Ale skoro nie powinny, to nie mogłem od nich wymagać, by robiły to naprawdę. Od początku wiedziałem, że w związku z tym wszystki

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo