Przejdź do głównej zawartości

Pracuję na przerwaniach

W szkole uczyłem się o elektronicznych maszynach i systemach cyfrowych, czyli po naszemu o komputerach. Niewiele z tego niestety zapamiętałem, najbardziej utkwiły mi w pamięci informacje o tym, jak komputer radzi sobie z wielozadaniowością. Pracuje na przerwaniach.
Wygląda to w ten sposób, że robi małą część jednego zadania, przerywa, robi małą część drugiego zadania, przerywa, znowu coś tam zrobi z kolejnego zadania i tak dalej, aż rozgrzebie wszystko i wtedy znowu wraca do pierwszego zadania, by troszkę popchnąć je do przodu.

Nigdy nie myślałem, że kiedyś sam tak będę pracował. Robiłem dzisiaj właśnie wszystko naraz.
Odpisałem na maila, zrobiłem pierwsze zdjęcie, odebrałem telefon, wystawiłem fotę na serwer, znowu mail, zacząłem robić drugie zdjęcie ale musiałem przerwać po telefonie  z prośbą o kolejne zdjęcie na ftpie.  Jeszcze nie zdążyłem go wysłać, a już miałem kolejny telefon, by obrobić jakieś zdjęcie, które obrobiłem częściowo bo przypomniało mi się, by skończyć zdjęcie, które robiłem.

I tak wyglądało to cały dzień. W efekcie, nie skończyłem zdjęć, nie skończyłem obróbki, nie wystawiłem pewnie wszystkiego na ftp i nie odpisałem na wszystkie maile.
Może komputerowi pasuje taki system pracy na przerwaniach, mnie na pewno nie. W takich sytuacjach mam ochotę na jeszcze jedno przerwanie.

Przerwanie pracy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w