Przejdź do głównej zawartości

Co to jest sztuka?

Już od dawna ten temat chodzi za mną, ale dopiero dzisiaj znalazłem natchnienie, by poszukać odpowiedzi na to pytanie.
Na początku przypomnę, jestem fotografem reklamowym, czyli robiącym wszystko pod dyktando moich klientów. Wszystko, co robię, robię dla pieniędzy i kropka. Oczywiście nie oznacza to, że nie sprawia mi to przyjemności albo, że robię to byle jak. Wręcz odwrotnie, zawsze staram się ze wszystkich sił, by moja fotografia była jak najlepsza, analizuję, zastanawiam się, podchodzę do każdego tematu bardzo poważnie.
Ale czy to, co robię, ma jakikolwiek związek ze sztuką? Wrócę do tego pytanie na końcu.



A z czym się kojarzy sztuka? Z galeriami, muzeami, wystawami. Upraszczając, jeśli coś jest wystawione w galerii i podpisane, to jest to sztuka. A mnie takie podejście się nie podoba. Albo inaczej, nie podoba mi się czasem to, co jest wystawiane w galerii, jako sztuka. W ubiegłym roku w trakcie krótkiego pobytu w Londynie, wpadłem do Tate Modern, miejsca, które bardzo lubię. Były tam dzieła fajne i mniej fajne, były też rzeczy kuriozalne. Moim ulubieńcem stała się rzeźba/instalacja/cholerawieco, która była niczym innym, jak kijkiem częściowo okręconym kolorowym sznurkiem i postawionym pod ścianą. Zobaczyłem to i aż mnie wbiło w podłogę. To musi być Sztuka przekonać ludzi, że patyk ze sznurkiem jest dziełem artystycznym!
Jasne, może ktoś zapytać, dlaczego obraz Van Gogha ma być lepszy od patyka? Przecież za życia Vincenta, też nikt nawet nie chciał spojrzeć na jego bohomazy! Czy ma być lepszy, bo autor spędził więcej czasu na jego stworzenie? Albo dlatego, że teraz jego obrazy kosztują miliony?
A może za rok patyk też będzie wystawiony na aukcji za milion? Bo kilku krytyków sztuki opowie nam o głębokich przemyśleniach artysty nad sensem cierpienia, które oplata naszą egzystencję (lub dowolną inną wersję "co autor chciał przez to powiedzieć"). Wiecie, że nie przepadam za krytykami sztuki...

Nie chcę oczywiście nikomu zakazać obwiązywania patyków, ani ustawiania wypchanych zwierząt jedno na drugim (to też moja ulubiona instalacja). Nie przeszkadzają mi nawet landszafty sprzedawane na ulicach turystycznych miast. Niech każdy ma prawo sam zdecydować, co dla niego jest sztuką.
Dla mnie np. sztuką są samochody Lamborghini, czy wazony Alvaro Alto.

Nie zgadzam się jednak, gdy wmawia mi się, że abym zrozumiał sztukę, muszę najpierw przestudiować życiorys artysty, poznać jego wypowiedzi i na koniec przeczytać długi elaborat na temat konkretnego dzieła. A wtedy doznam olśnienia i zrozumiem sztukę.

Znalazłem ostatnio fotografie pewnego artysty fotografa. Pan nazywa się Saul Robbins i mówi o sobie, że jest Artystą.  Na jego stronie jest sesja foteli. Wygląda to trochę, jak zbiór przypadkowo zrobionych zdjęć, ani nie przykuwających uwagi swoją kompozycją i światłem, ani też tematem. Gdybym chciał sprzedać niepotrzebny fotel na allegro to zrobiłbym podobne zdjęcie. Chociaż nie, zrobiłbym to lepiej.
Mogę spokojnie przyjąć zakład, że gdybym umieścił te zdjęcia na moim blogu i napisał : "Zobaczcie, to moja nowa sesja foteli, fajne, co nie?", to nikt by nawet tego nie skomentował.

I nagle, jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki, fotografie stają się Sztuką. Bo nie są to już zwykłe foty, ale fotografie foteli psychoterapeutów widzianych oczami pacjentów. Przeczytałem opis. Teraz, gdy już wiem, wszystko wygląda inaczej. Teraz mogę przeżywać prawdziwy kontakt ze Sztuką.
Zawsze mnie interesowała sytuacja, czy gdyby pokazać takie dzieło artysty w prestiżowej galerii, jako prace anonimowego fotografa, to czy znalazłyby uznanie? Raczej nie, bo dzisiaj sztuką jest produkt+artysta w komplecie, nie da się ich rozdzielić. Twórca swoją interpretacją i działaniem nadaje rzeczy zwykłej znaczenie niezwykłe.
Tylko, że mnie takie podejście do sprawy nie pasuje. Nie muszę wiedzieć, jak załamuje się światło w atmosferze, by zachwycić się zachodem słońca. Chcę cieszyć się dziełem artysty, nie wiedząc nic o nim.

Dzisiaj wszystko można sprzedać, nawet pusty fotel, wystarczy dobry marketing. A może nie ma racji, mylę się, nie mam odpowiedniej wiedzy...itd. Może tak jest, nie oznacza to jednak, że mam z zachwytem patrzeć na patyki i fotele.
Do mnie taka sztuka nie dociera... ale ja zawsze byłem trochę dziwny. W końcu zająłem się reklamą :)


Saul Robbins, Upper West Side, 2008  (1740836) 

A teraz wracając do pytania, czy reklama może być sztuką? Oczywiście, że tak. Zrobienie 30-sekundowego spotu, który ma wpłynąć na ludzi to jest dopiero sztuka. A czy ja sam robię sztukę? Robię fotografię reklamową, ze swoimi zadaniami, przemyśleniami itd. po prostu reklamę. Całkiem podobnie, jak Michał Anioł w Kaplicy Sykstyńskiej. On też malował tam wielki billboard na zlecenie klienta.

Komentarze

Keek pisze…
Racja.
Najciekawsze fotografie to te pomiedzy - kiedy rzemieslnik zauwazy, ze powinno byc w zdjeciu cos wiecej niz dobrze poukladane swiatla, a artysta dostrzeze, ze duzo tekstu pod zdjeciem to jeszcze nie wciagajaca historia.
Dla lubiacych czytac polecam piekna ksiazke:
Christopher Frank "Noc Amerykanska".
Osobiscie wole kiedy fotografia zbliza sie bardziej do literatury i laduje w albumach/czasopismach, niz do malarstwa i wisi w galeriach.
Justyna pisze…
Pojecie sztuki jest bardzo plynne. Dlaczego by sprzedac sztuke sprzedaje sie ja z artysta (produkt+tworca) bo pewnie taki jest teraz popyt czyli ekonomia rzadzi. Polecam wywiad z Davidem Throsbym w Trojce (do odsluchania - proba streszczenia stenopisu w artykule jest momentami sprzeczna z tym co mowi Throsby). Ten sam profesor w ktoryms z wywiadow (chyba w Polityce sprzed kilku miesiecy) mowi o dziele sztuki, ktore daje uderzenie emocjonalne - i czyni czlowieka lepszym, ubogaca go. I to wszystko dzieje sie w oderwaniu od kontekstu kulturowego w ktorym ta sztuka powstala (czyli bez sprzedawania tworcy), czyli istnieje w naszych czasach cos takiego jak komunikacja na wyzszym poziomie niz mass kultura :). Fakt, ze sam Throsby podaje ze nieczesto sie to zdarza. Sprobuje znalezc ten wywiad - jest bardzo ciekawy.

Tutaj link do wywiadu: http://www.polskieradio.pl/9/539/Artykul/279542,Kultura-i-ekonomia-ida-w-parze
Anonimowy pisze…
od kalita82:
sztuka rodzi się w bólach - tak mawiał Michał Anioł:) Czy Twoja rodzi się w bólach?:)
Artur Nyk pisze…
O tak, choć nie nazywam tego sztuką, to jednak to co tworzę wymaga wiele trudu i pościęceń..

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od Volvo czyli wreszcie koniec

Już dawno nie miałem tak intensywnego okresu w pracy jak te ostatnie kilka miesięcy. Patrząc co się działo na blogu to,  mogło to wyglądać jakbym nic nie robił, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeździłem po Polsce, zrobiłem 2,083 kalendarza, prowadziłem warsztaty, sam wziąłem udział w jednych, przekonałem się, że z Włochami pracuje się jednak bardzo dobrze, wsparłem na Kickstarterze projekt budowy podobno najlepszego na świecie filtra polaryzacyjnego, zepsułem kartę graficzną, przeszedłem z Aperture na Capture One, nakręciłem mój pierwszy film poklatkowy, przekonałem się, że Retina to nie zawsze dobra rzecz, wpadłem na jeden rewelacyjny pomysł, fotografowałem w strefach zagrożenia wybuchem, wykładałem na uniwersytecie, zrobiłem moją stronę ( no, prawie.. ), bylem na Nocy Reklamożerców,  kupiłem kilka nowych zabawek i co najważniejsze, zdążyłem kupić bilety na pierwszy pokaz Gwiezdnych Wojen. O wszystkim tym, albo prawie o wszystkim będę niedługo pisał, bo zamier...

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo...

Widziałem "Gwiezdne Wojny - Przebudzenie mocy" czyli recenzja na gorąco bez spojlera

Nazywam się Artur Nyk i jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Dziesięć minut temu wróciłem do domu i wiem, że teraz nie zasnę, więc lepiej opiszę moje wrażenia. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Gwiezdnymi Wojnami. Rok 1979, kwiecień lub maj. Dostać bilety na film to był wielki wyczyn. W końcu mojemu ojcu udało się to dniu, gdy Polacy grali jakiś ważny mecz. Wrażenie było kolosalne. Wtedy ten film wyprzedzał wszystko inne o lata świetlne. A ja na dodatek widziałem go, na chyba największym ekranie w Polsce, w kinie w katowickim Spodku. Wyobraźcie sobie salę kinową na 4500 osób !!!! A na gigantycznym ekranie (29x15 m ) widzicie przelatujący niszczyciel Imperium. To było coś! Choć ja najbardziej zapamiętałem scenę, gdy Lea, Luke, Chewie i Han Solo próbują się wydostać ze zgniatarki śmieci. Zapamiętałem tą scenę może dlatego, że akurat wtedy wróciłem z …wc. I dzisiaj znowu poczułem się jak wtedy. Jakbym miał znów 10 lat. Widzę żółte napisy przesuwające się na rozgwieżdżonym tle. I zno...