Przejdź do głównej zawartości

Autochromy czyli RGB z ziemniaka

Taka noc jest tylko raz w roku. Tylko wczoraj można było spędzać noc w muzeach. Coraz bardziej ta idea mi się podoba. W ubiegłym roku razem z całym tłumem ludzi zwiedzałem Muzeum Śląskie. Wczoraj w ramach Fotofestiwalu w Łodzi wybrałem się ze znajomymi do Muzeum Kinematografii na wystawę Zofii Rydet.

Ilość ludzi zupełnie mnie nie zaskoczyła, był dokładnie taki tłum, jak w Katowicach. Nie wiem, na czym to polega, ale wcale to nikomu nie przeszkadzało, może zadziałała stara zasada, jak jest kolejka to trzeba stanąć, bo coś fajnego dają :)

Wystawę Rydet zobaczyłem i raczej nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia. Natomiast w sali obok...

Stare kolorowe fotografie kojarzą mi się z wypłowiałym kolorem filmów ORWO. Były tak beznadziejne, że gdy zaczynałem fotografować, nawet mi do głowy nie przyszło, by pomyśleć o robieniu kolorowych negatywów.
Całe moje dotychczasowe skojarzenia przestały mieć znaczenie, gdy wszedłem do pierwszej sali, gdzie prezentowano autochromy. Pierwsze kolorowe fotografie opatentowane prze braci Lumiere. Ich jakość, kolor, światło, rysunek, zachwyciły mnie. Najstarsze pochodziły z 1903 roku, najmłodsze chyba z 1935 roku.
Bracia Lumiere zastosowali bardzo specyficzną technologię, zabarwionych na podstawowe kolory RGB ziaren skrobi. Tu znajdziecie więcej informacji na ten temat.

Zdjęcia skopiowane z oryginalnych płyt szklanych są pokazywane w Polsce pierwszy raz, czyli nie ma siły, jest to wystawa obowiązkowa. Musicie to zobaczyć :) Śpieszcie się, bo można to zrobić tylko do końca maja.


A oto kilka ajfonowych zdjęć z wystawy. W rzeczywistości nie widać tak bardzo świetlówek podświetlających fotografie.







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od Volvo czyli wreszcie koniec

Już dawno nie miałem tak intensywnego okresu w pracy jak te ostatnie kilka miesięcy. Patrząc co się działo na blogu to,  mogło to wyglądać jakbym nic nie robił, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeździłem po Polsce, zrobiłem 2,083 kalendarza, prowadziłem warsztaty, sam wziąłem udział w jednych, przekonałem się, że z Włochami pracuje się jednak bardzo dobrze, wsparłem na Kickstarterze projekt budowy podobno najlepszego na świecie filtra polaryzacyjnego, zepsułem kartę graficzną, przeszedłem z Aperture na Capture One, nakręciłem mój pierwszy film poklatkowy, przekonałem się, że Retina to nie zawsze dobra rzecz, wpadłem na jeden rewelacyjny pomysł, fotografowałem w strefach zagrożenia wybuchem, wykładałem na uniwersytecie, zrobiłem moją stronę ( no, prawie.. ), bylem na Nocy Reklamożerców,  kupiłem kilka nowych zabawek i co najważniejsze, zdążyłem kupić bilety na pierwszy pokaz Gwiezdnych Wojen. O wszystkim tym, albo prawie o wszystkim będę niedługo pisał, bo zamier...

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo...

Widziałem "Gwiezdne Wojny - Przebudzenie mocy" czyli recenzja na gorąco bez spojlera

Nazywam się Artur Nyk i jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Dziesięć minut temu wróciłem do domu i wiem, że teraz nie zasnę, więc lepiej opiszę moje wrażenia. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Gwiezdnymi Wojnami. Rok 1979, kwiecień lub maj. Dostać bilety na film to był wielki wyczyn. W końcu mojemu ojcu udało się to dniu, gdy Polacy grali jakiś ważny mecz. Wrażenie było kolosalne. Wtedy ten film wyprzedzał wszystko inne o lata świetlne. A ja na dodatek widziałem go, na chyba największym ekranie w Polsce, w kinie w katowickim Spodku. Wyobraźcie sobie salę kinową na 4500 osób !!!! A na gigantycznym ekranie (29x15 m ) widzicie przelatujący niszczyciel Imperium. To było coś! Choć ja najbardziej zapamiętałem scenę, gdy Lea, Luke, Chewie i Han Solo próbują się wydostać ze zgniatarki śmieci. Zapamiętałem tą scenę może dlatego, że akurat wtedy wróciłem z …wc. I dzisiaj znowu poczułem się jak wtedy. Jakbym miał znów 10 lat. Widzę żółte napisy przesuwające się na rozgwieżdżonym tle. I zno...