Przejdź do głównej zawartości

Po co ja to w ogóle robię?

Dzisiaj będzie poważnie i filozoficznie. Postanowiłem napisać dlaczego piszę? NIE, nie klikajcie teraz w najnowsze wiadomości z sejmu, sądząc, że będzie to ciekawsze, niż moje wywody. Nie będzie tak źle. Bo gdybym zdecydował się na taki temat w momencie, gdy urząd skarbowy właśnie zablokował mi konto, mój aparat spadł ze statywu, z samochodu ukradli mi koła i na dodatek klient zmieszał z błotem zdjęcia, z których byłem tak dumny, to bym Was zrozumiał. Ale nic takiego się nie stało. Ba, nawet jeden z klientów bardzo pochwalił materiał, który dostał.

Dotarła bowiem do mnie dzisiaj świadomość odpowiedzialności. Gdy w sierpniu zrobiłem pierwszy wpis i napisałem " na dobry początek " pod zdjęciem zrobionym na stacji benzynowej i to do tego telefonem, nie zdawałem sobie sprawy, do czego to wszystko prowadzi.  Mam w kompie kilkadziesiąt tysięcy zdjęć mniej lub bardziej fajnych, które miałem zamiar tu wrzucać. Nie nadawały się na moją stronę bo tam mam tylko fotografie reklamowe.  I nawet nie wiem kiedy, zdjęcia zeszły na drugi plan, a ja wieczorami, zamiast zażywać przyjemności różnorakich, piszę kolejny post. A przecież w szkole nic nie zapowiadało mojej kariery pisarskiej, maturę pisemną ledwie zdałem, temat mi nie pasował i napisałem tylko 11 stron. Dla mojej polonistki to było zaledwie wstępne rozwinięcie tematu. Dla mnie szczyt moich możliwości.

Pierwsze sukcesy literackie zaliczyłem ładnych parę lat temu, gdy telefony komórkowe były jeszcze w cenie samochodu, a mając pagera można było udawać zachodniego businessmana. Testowałem wtedy takiego pagera przez dwa lata (od czego ma się szkolnych kumpli). Miał go też Wojtek Bąkiewicz, z którym wspólnie korzystaliśmy ze studia Szymona. Studio było jedno, nas trzech i trzeba było ustalać terminy pracy. Chodziłem więc do miejskiego automatu, skąd dzwoniłem do centrali firmy, tam miły pan spisywał moje wiadomości i wysyłał do Wojtka na pagera. Technika była to zaawansowana. Aby nie nudzić miłego pana z centrali, trochę urozmaicaliśmy nasze wiadomości. Pisząc, a raczej mówiąc : "Naszą Świątynię Światła o północy spowije cisza, a aromat fiołków dotrze do każdego jej zakątka", wiedziałem, że Wojtek zrozumie : od północy studio jest wolne i wywiozłem wreszcie sery po zdjęciach, dzięki czemu już nie śmierdzi. Po kilku miesiącach takiej korespondencji, facet z centrali oświadczył mi, że trzyma wszystkie nasze wiadomości na twardym dysku i kiedyś wyda je jako książkę. Po dwóch latach testowania pagera, doszedłem do wniosku, że chyba jednak nie spełnia moich oczekiwań i oddałem go. I kupiłem telefon, już nie w cenie samochodu, a zaledwie w cenie dobrego roweru.

Zmierzając do końca po tej przydługiej dygresyjce, przejdę do konkretów. Niedawno, niespodziewanie wszedłem do biura znajomych, a moim oczom ukazał się taki widok:


Tak, nakryłem ich na czytaniu mojego bloga. A więc to nie były plotki, ktoś na prawdę to czyta. I wtedy poczułem ciężar odpowiedzialności. Muszę pisać. Bo co by było, gdybym nie zapewnił lektury do kawy? Dobrze jeszcze, że mieszkamy tu, a nie w Stanach, gdzie mogliby mnie za to pozwać: " Bo kawa nie smakowała mi bez nowego posta".
Pojąłem, dlaczego piszę. Bo dobrze się przy tym bawię :)

PS. Z emocji, jakie towarzyszyły temu odkryciu, nie byłem nawet w stanie zrobić porządnego kadru. Mógłbym teraz napisać kolejną rozprawkę, co jest w tym zdjęciu nie tak :)

Komentarze

Sebastian Fabian pisze…
Tak. Ludzie czytają. Nawet codziennie, ale niekoniecznie do kawy ;)
Artur Nyk pisze…
Dzięki, już na FB też się dziewczyny i chłopaki zdeklarowali :) A ja kawę wyobrażam sobie do wszystkiego, takie skrzywienie :)

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od Volvo czyli wreszcie koniec

Już dawno nie miałem tak intensywnego okresu w pracy jak te ostatnie kilka miesięcy. Patrząc co się działo na blogu to,  mogło to wyglądać jakbym nic nie robił, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeździłem po Polsce, zrobiłem 2,083 kalendarza, prowadziłem warsztaty, sam wziąłem udział w jednych, przekonałem się, że z Włochami pracuje się jednak bardzo dobrze, wsparłem na Kickstarterze projekt budowy podobno najlepszego na świecie filtra polaryzacyjnego, zepsułem kartę graficzną, przeszedłem z Aperture na Capture One, nakręciłem mój pierwszy film poklatkowy, przekonałem się, że Retina to nie zawsze dobra rzecz, wpadłem na jeden rewelacyjny pomysł, fotografowałem w strefach zagrożenia wybuchem, wykładałem na uniwersytecie, zrobiłem moją stronę ( no, prawie.. ), bylem na Nocy Reklamożerców,  kupiłem kilka nowych zabawek i co najważniejsze, zdążyłem kupić bilety na pierwszy pokaz Gwiezdnych Wojen. O wszystkim tym, albo prawie o wszystkim będę niedługo pisał, bo zamier...

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo...

Widziałem "Gwiezdne Wojny - Przebudzenie mocy" czyli recenzja na gorąco bez spojlera

Nazywam się Artur Nyk i jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Dziesięć minut temu wróciłem do domu i wiem, że teraz nie zasnę, więc lepiej opiszę moje wrażenia. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Gwiezdnymi Wojnami. Rok 1979, kwiecień lub maj. Dostać bilety na film to był wielki wyczyn. W końcu mojemu ojcu udało się to dniu, gdy Polacy grali jakiś ważny mecz. Wrażenie było kolosalne. Wtedy ten film wyprzedzał wszystko inne o lata świetlne. A ja na dodatek widziałem go, na chyba największym ekranie w Polsce, w kinie w katowickim Spodku. Wyobraźcie sobie salę kinową na 4500 osób !!!! A na gigantycznym ekranie (29x15 m ) widzicie przelatujący niszczyciel Imperium. To było coś! Choć ja najbardziej zapamiętałem scenę, gdy Lea, Luke, Chewie i Han Solo próbują się wydostać ze zgniatarki śmieci. Zapamiętałem tą scenę może dlatego, że akurat wtedy wróciłem z …wc. I dzisiaj znowu poczułem się jak wtedy. Jakbym miał znów 10 lat. Widzę żółte napisy przesuwające się na rozgwieżdżonym tle. I zno...