Przejdź do głównej zawartości

Zabawa w Indian czyli o koniach i krasnoludkach

Wykorzystałem dzisiaj ładną pogodę, by zrobić zdjęcia w plenerze. Oprócz podstawowego tematu, czyli basenu, miałem też dla klienta zrobić kilka zdjęć koni z jego stadniny, jako dodatkowe ilustracje do katalogu. O fotografowaniu koni wiedziałem tyle, co o fotografii mikroskopowej, czyli nic.
Ale w końcu, co może tu być trudnego?

Najpierw musiałem znaleźć te konie. Dostaliśmy wskazówki, w którym kierunku iść, przeszliśmy ogrodzenie pod napięciem, błoto i małe bagienko, wzgórze, łąkę i zobaczyliśmy je. Może nie był to taki tabun koni, jaki widziałem w westernach, ale dostatecznie dużo, by nas stratować. Tak jakoś mi się skojarzyło. Gosi, mojej asystentce, chyba też, bo trzymała się daleko za mną. Najchętniej wyjąłbym z torby obiektyw 600 mm, problem polegał na tym, że nigdy w życiu nie miałem takiego. Pozostało mi więc założyć to, co mam, czyli 70-200/4 L IS. Bardzo lubię ten obiektyw, bo jest lekki , a parametrami dorównuje jaśniejszemu bratu. Ogniskowa 200 to nadal mało, gdy nie chce się wchodzić w środek stada. Nie miałem wyjścia, musiałem podejść bliżej. Starałem się być niezauważony, miałem zamiar wtopić się w krajobraz. Węch podpowiedział mi, bym nie robił tego i raczej uważał, gdzie stawiam nogi...

Chwilę potem 70 mm było za długą ogniskową, bo konie podeszły się przywitać. Widziałem na filmach, jak trzeba witać się z koniem i chyba się udało, bo zostałem zaakceptowany i następnie zignorowany. Zabrałem się za zdjęcia. Coś było nie tak. Na filmach konie zawsze biegały z dumnie podniesioną głową, a grzywa rozwiewała się na wietrze. A te konie tylko jadły i jadły z głową przy ziemi, a najbardziej dynamicznym ruchem było odganianie ogonem much. Z czasem znudziło mnie to.

Chwilami zaczynało coś się dziać. Zawsze jednak ustawiały się tak,  że jeśli jeden wyglądał dobrze to drugi wchodził w kadr swoją tylną połową i psuł ujęcie. A jeśli już kadr był fajny to koń celowo chyba tak układał nogi, by wyglądały jak poplątane. Na koniec dwa konie zaczęły wierzgać i gryźć się. Bardzo niezdyscyplinowani z nich modele. Chyba wolę fotografować krasnale ogrodowe. Mają same zalety. Nie uciekają, nie wchodzą w kadr i zawsze jednakowo dobrze pozują.

Tu możecie sami ocenić, kto lepiej pozuje, koń czy krasnal. Oba zdjęcia zrobiłem dzisiaj i mam porównanie. Wygrywa krasnal.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w