Przejdź do głównej zawartości

Po co fotografowi McDonald's

Nie przeczę, kiedyś wierzyłem, że jedzenie w McDonaldzie jest zdrowe i dobre. Dzisiaj uważam, że niektóre rzeczy są tylko dobre. Bez względu na wszystko ta prozdrowotna restauracja będzie dla Ciebie bardzo ważna, jeżeli jesteś zawodowym fotografem. Są co najmniej dwa powody:

Pierwszy.  Jeżeli zajmujesz się zawodowo fotografią to oznacza, że Twój dzień pracy jest długi i nieprzewidywalny. Na dodatek często jeździsz w teren i trafiasz w najdziwniejsze miejsca, ciągle się spiesząc. Zakładam również, że musisz też czasem coś zjeść, bo to, że musisz się napić, nie ulega wątpliwości. W końcu kawa jest niezbędna w tym zawodzie. (wszyscy moi asystenci, pracę w studio zaczynają od nauki obsługi ekspresu do kawy). Nie ma więc takiej możliwości, by kiedyś w końcu w akcie desperacji nie zajechać po zdjęciach lub w trakcie nich do Mc. Ja robię tak, bo chociaż lubię poznawać nowe smaki, to zwykle boję się zaryzykować hamburgera w przydrożnym barze i z utęsknieniem wypatruję dużego M na drodze.

Drugi. Jeżeli zajmujesz się zawodowo fotografią to oznacza, że czasem dostajesz zlecenia, przy których trzeba się trochę wysilić i rozwiązać jakiś problem.
Kiedy dostałem zadanie sfotografowania butelki piwa zanurzonej w lodzie, problemów było kilka. Potrzebowałem dużo idealnie przezroczystego lodu. Lód nie lubi wysokich temperatur,  co było pechowe, bo akurat było lato. Ja nie lubię niskich temperatur, co przetestowałem wielokrotnie. Nie miałem ochoty pracować w chłodni. Musiałem zastosować metodę stratną. Czyli stracić dużo lodu, nim zrobię zdjęcie. Potrzebowałem całej masy idealnie przezroczystych kostek lodu. Dokładnie takich, jakie dostaję w drinkach i zimnych napojach w knajpach. Jak się już domyślacie, pojechałem do Mc. Wystarczyły mi  dwie minuty tłumaczenia menadżerowi, o co mi chodzi by usłyszeć: Wystarczą dwa worki po 100 litrów? Wystarczyły. Zdjęcie zrobiłem i jeszcze połowa lodu została. Aha, dostałem go gratis! I jak tu nie lubić Mc?


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od Volvo czyli wreszcie koniec

Już dawno nie miałem tak intensywnego okresu w pracy jak te ostatnie kilka miesięcy. Patrząc co się działo na blogu to,  mogło to wyglądać jakbym nic nie robił, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeździłem po Polsce, zrobiłem 2,083 kalendarza, prowadziłem warsztaty, sam wziąłem udział w jednych, przekonałem się, że z Włochami pracuje się jednak bardzo dobrze, wsparłem na Kickstarterze projekt budowy podobno najlepszego na świecie filtra polaryzacyjnego, zepsułem kartę graficzną, przeszedłem z Aperture na Capture One, nakręciłem mój pierwszy film poklatkowy, przekonałem się, że Retina to nie zawsze dobra rzecz, wpadłem na jeden rewelacyjny pomysł, fotografowałem w strefach zagrożenia wybuchem, wykładałem na uniwersytecie, zrobiłem moją stronę ( no, prawie.. ), bylem na Nocy Reklamożerców,  kupiłem kilka nowych zabawek i co najważniejsze, zdążyłem kupić bilety na pierwszy pokaz Gwiezdnych Wojen. O wszystkim tym, albo prawie o wszystkim będę niedługo pisał, bo zamier...

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo...

Widziałem "Gwiezdne Wojny - Przebudzenie mocy" czyli recenzja na gorąco bez spojlera

Nazywam się Artur Nyk i jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Dziesięć minut temu wróciłem do domu i wiem, że teraz nie zasnę, więc lepiej opiszę moje wrażenia. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Gwiezdnymi Wojnami. Rok 1979, kwiecień lub maj. Dostać bilety na film to był wielki wyczyn. W końcu mojemu ojcu udało się to dniu, gdy Polacy grali jakiś ważny mecz. Wrażenie było kolosalne. Wtedy ten film wyprzedzał wszystko inne o lata świetlne. A ja na dodatek widziałem go, na chyba największym ekranie w Polsce, w kinie w katowickim Spodku. Wyobraźcie sobie salę kinową na 4500 osób !!!! A na gigantycznym ekranie (29x15 m ) widzicie przelatujący niszczyciel Imperium. To było coś! Choć ja najbardziej zapamiętałem scenę, gdy Lea, Luke, Chewie i Han Solo próbują się wydostać ze zgniatarki śmieci. Zapamiętałem tą scenę może dlatego, że akurat wtedy wróciłem z …wc. I dzisiaj znowu poczułem się jak wtedy. Jakbym miał znów 10 lat. Widzę żółte napisy przesuwające się na rozgwieżdżonym tle. I zno...