Przejdź do głównej zawartości

Historyczne odkrycie w lodówce

To odkrycie zaczęło się bardzo trywialnie. Po kilku latach podjąłem decyzję: trzeba rozmrozić wreszcie lodówkę. W szufladzie na dole od dawna leżał jakiś mały pakunek w czarnym worku. Jakoś nigdy nie zastanawiałem się, co w nim jest. Czasem rodzice przechowują coś w mojej lodówce, gdy brakuje im już miejsca we własnej. Sądziłem, że to właśnie jedna z tych rzeczy. Dzisiaj dotarło do mnie, że nigdy nie zastanowiłem się, dlaczego ten pakunek leży tam od tak dawna...

Zajrzałem do środka. Tak rozpocząłem sentymentalną podróż w głąb czasu. W środku był cały przekrój filmów, jakich kiedyś używałem. Parę wąskich, szerokie negatywy i diapozytywy, a nawet klisze 4x5 cala. Nie mam pojęcia, ile lat tam leżały, myślę, że około pięciu. Oczywiście wszystkie są już od dawna przeterminowane. Dawno już nie widziałem filmów, a kiedyś był to chleb codzienny. Przypomniało mi się, które z nich najbardziej lubiłem. Znalazłem tu negatyw Kodaka, Portra 160VC czyli vivid color i 160NC, natural color, dwa filmy do portretów o zwiększonym i naturalnym kolorze. Zwłaszcza 160 VC był bardzo fajny, używałem go do wszystkiego, nie tylko do portertów. Jest tu też Ektachrom 160T czyli tungsten, negatyw zbalansowany do światła sztucznego. Kiedyś właśnie w ten sposób rozwiązywano problem balansu bieli.



Było też pudełko z naświetlonymi filmami. Od razu przypomniała mi się ich historia. Są to ostatnie zrobione przeze mnie slajdy. Robiłem wtedy sesję dla Barlinka, ale wyjątkowo było to w studio telewizyjnym, gdzie korzystaliśmy z oświetlenia halogenowego. Właśnie wtedy kupiłem Canona 5D i nie do końca w agencji byli przekonani, jaka będzie jakość tych zdjęć. Poproszono mnie dodatkowo o zrobienie kilku klatek na filmie. No i zrobiłem, ale byłem już tak przestawiony na pracę na cyfrze, że zapomniałem o innej temperaturze światła. Nie założyłem filtra konwersyjnego i zdjęcia byłyby przeżółcone. Nie było nawet sensu wywoływać filmów. Na wszelki wypadek jednak ich nie wyrzuciłem. Ciekawe, co teraz by z nich wyszło po kilku latach leżakowania w lodówce?



No i pudełka z największym formatem, z jakiego korzystałem, czyli 4x5 cala. Taki diapozytyw robił wrażenie na klientach. Koszty natomiast robiły wrażenie na mnie. To i skomplikowana procedura robienia zdjęcia, sprawiały, że rzadko korzystałem z mojego Cambo. Dzisiaj jedna nawet prosta sesja to często kilkaset klatek. Kiedyś trochę inaczej się pracowało. Na pudełku jest cena: 145 zł, czyli jedna klisza kosztowała 14,50 zł. Do tego trzeba jeszcze doliczyć wywołanie, chyba 10 zł. Jedna klatka kosztowała prawie 25 zł !!! Robiąc najprostszy bracketing, trzeba pomnożyć to razy trzy. A wcześniej jeszcze robiłem polaroida, który też był drogi. Fajne to były czasy :) Velvia to był znakomity film, najdroższy, ale warty każdej złotówki. Piękne nasycenie koloru, świetna ostrość i ekstremalnie małe ziarno. I czułość 50 ISO. Potem zrobili jeszcze wersję 100 ISO, ale nie była już aż taka rewelacyjna.



A na koniec prawdziwa perełka, diazpozytyw czarno-biały, Agfa Scala 200x. Chyba niewiele osób miało okazję pracować na nim. Bo ja nie. Kupiłem kiedyś jeden w Q-labie w Warszawie (Q-laby to były laboratoria, którym Kodak nadawał znak najwyższej jakości procesów wywoływania filmów), był tak drogi, że ciągle żałowałem go i czekałem na jakąś ciekawszą sesję. Film był drogi, ale w cenie była już wliczona usługa wywołania w oryginalnym procesie Agfy. Oczywiście, trzeba go było wysłać do jakiegoś konkretnego laboratorium, które robiło proces raz na jakiś czas. Oznaczało to, że od momentu zrobienia zdjęć do momentu zobaczenia ich mogło upłynąć nawet dwa tygodnie. Zabawne dzisiaj, prawda? Podobno film był rewelacyjny.



Zawinąłem filmy z powrotem do worka i włożyłem do lodówki. Przecież nie wyrzucę takich dobrych filmów :)



Komentarze

Anonimowy pisze…
wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!! wy - wo - łaj !!!
Artur Nyk pisze…
Jak będzie tu 10 osób, które będą chciały wywołania filmu to zrobię to i pokaże go tu :)
Anonimowy pisze…
Wywołaj!
Anonimowy pisze…
Nie... no stary wywołaj KONIECZNIE!! :)
Anonimowy pisze…
wywolaaaaaj
sniff pisze…
Wywołaj! :)
Anonimowy pisze…
Wywołaj Wywołaj
pytanie czy ktoś na śląsku jeszcze to robi :P
gumiber pisze…
wywołaj :)
Anonimowy pisze…
Je stem tu d wczoraj ale już chcę byś WYWOŁAŁ te filmiki!!!Przyłączam się do tłumu:) Wywołaj!Wywołaj!Wywołaj!Wywołaj!Wywołaj!Wywołaj!Wywołaj!Wywołaj!Wywołaj!Wywołaj!Wywołaj!Wywołaj!Wywołaj!Wywołaj!
hattu pisze…
jeśli to ciągle aktualne, to ja także jestem na pokładzie - wywołaj! :D

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od Volvo czyli wreszcie koniec

Już dawno nie miałem tak intensywnego okresu w pracy jak te ostatnie kilka miesięcy. Patrząc co się działo na blogu to,  mogło to wyglądać jakbym nic nie robił, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeździłem po Polsce, zrobiłem 2,083 kalendarza, prowadziłem warsztaty, sam wziąłem udział w jednych, przekonałem się, że z Włochami pracuje się jednak bardzo dobrze, wsparłem na Kickstarterze projekt budowy podobno najlepszego na świecie filtra polaryzacyjnego, zepsułem kartę graficzną, przeszedłem z Aperture na Capture One, nakręciłem mój pierwszy film poklatkowy, przekonałem się, że Retina to nie zawsze dobra rzecz, wpadłem na jeden rewelacyjny pomysł, fotografowałem w strefach zagrożenia wybuchem, wykładałem na uniwersytecie, zrobiłem moją stronę ( no, prawie.. ), bylem na Nocy Reklamożerców,  kupiłem kilka nowych zabawek i co najważniejsze, zdążyłem kupić bilety na pierwszy pokaz Gwiezdnych Wojen. O wszystkim tym, albo prawie o wszystkim będę niedługo pisał, bo zamier...

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo...

Widziałem "Gwiezdne Wojny - Przebudzenie mocy" czyli recenzja na gorąco bez spojlera

Nazywam się Artur Nyk i jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Dziesięć minut temu wróciłem do domu i wiem, że teraz nie zasnę, więc lepiej opiszę moje wrażenia. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Gwiezdnymi Wojnami. Rok 1979, kwiecień lub maj. Dostać bilety na film to był wielki wyczyn. W końcu mojemu ojcu udało się to dniu, gdy Polacy grali jakiś ważny mecz. Wrażenie było kolosalne. Wtedy ten film wyprzedzał wszystko inne o lata świetlne. A ja na dodatek widziałem go, na chyba największym ekranie w Polsce, w kinie w katowickim Spodku. Wyobraźcie sobie salę kinową na 4500 osób !!!! A na gigantycznym ekranie (29x15 m ) widzicie przelatujący niszczyciel Imperium. To było coś! Choć ja najbardziej zapamiętałem scenę, gdy Lea, Luke, Chewie i Han Solo próbują się wydostać ze zgniatarki śmieci. Zapamiętałem tą scenę może dlatego, że akurat wtedy wróciłem z …wc. I dzisiaj znowu poczułem się jak wtedy. Jakbym miał znów 10 lat. Widzę żółte napisy przesuwające się na rozgwieżdżonym tle. I zno...