Przejdź do głównej zawartości

Mniej znaczy więcej czyli ile lamp jest potrzebnych w studio

Może to lenistwo, ale z czasem zacząłem używać coraz mniej lamp. W rekordowym momencie miałem ich w studio 11 i ciągle wydawało mi się, że przydałoby się jeszcze kilka. Nie przeczę, czasem przydaje się tyle lamp, jednak ostatnio coraz częściej ciężko mi wymyślić, do czego mogłyby mi być potrzebne.
Przy okazji porządków mojej biblioteki zdjęć, znalazłem dokumentację z sesji packshotów dla Alpinusa. Przyjrzałem się temu zdjęciu i nie mogłem sobie w żaden sposób przypomnieć, po jaką cholerę postawiłem 6 lamp, by zrobić zdjęcie jednemu małemu plecakowi... Myślałem, myślałem i doszedłem do wniosku, że źle to wtedy wymyśliłem. Powód jest prosty, wtedy po prostu nie myślałem, jak robić zdjęcia w prosty sposób! I pomyśleć, że zrobiłem dla Alpinusa ponad 2000 zdjęć :)

Miałem w tamtym czasie okres "softboksowy", używałem ich na potęgę. Softboks był lekiem na każde zło. Dzisiaj zrobiłbym to samo zdjęcie, używając pewnie dwóch lamp i to bez softów, a efekt byłby znacznie lepszy.
Parę godzin temu robiłem fotę dla Tomka Szabelki na konkurs fryzur i wystarczyła mi jedna lampa. Nie było żadnego sensu używać więcej. A jak udowodnić tezę, że jedna lampa jest często wystarczająca? Prosto. Ile mamy słońc? Jedno! No właśnie, a jakie ładne i zróżnicowane światło potrafi dać. Słońce pomaga sobie chmurami (blendy) lub ścianą budynku  ekran) i wieloma innymi akcesoriami, by stworzyć piękne światło. Nam pozostaje tylko patrzeć i uczyć się :)


Komentarze

gumiber pisze…
Fajnie gdy człowiek czuje, że rozwija się cały czas, gorzej gdyby tak nie czuł... To oznaczałoby, że wypalił się na amen.
Artur Nyk pisze…
Tak, jednak wolałbym zauważyć to po roku, a nie po dziesięciu latach :)
gumiber pisze…
lepiej późno niż wcale ;) ważne, że się sprzedało :)
Artur Nyk pisze…
Święte słowa :)

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w