Przejdź do głównej zawartości

O czułości czyli za co kocham cyfre i inne rozmyślania bez sensu

Uwielbiam dyskusję na temat szumów lustrzanek i innych aparatów cyfrowych. Nigdy nie rozumiałem, jak można spędzać całe godziny fotografując tablice testowe, a następnie analizując zdjęcia pod kątem kształtu ziarna. Jasne, że jest to ważna sprawa, jak sobie dany aparat radzi w kiepskich warunkach oświetleniowych. Sam dzisiaj przez godzinę sprawdzałem obiektyw, nad którym się zastanawiam. Czytałem i czytałem, przeglądałem tabelki, porównywałem parametry. I co? I nic mi to nie dało. Nie byłem mądrzejszy, niż przed lekturą. Dowiedziałem się, że mój obiektyw ma rozdzielczość na środku kadru 40 lpmm, a ten, który mnie interesuje, ma 42 lpmm.  Jeden ma winietowanie na poziomie 10%, a drugi 12%. Co mogę się na podstawie tych danych dowiedzieć? Oczywiście, że patrząc na cyferki można mniej więcej ustalić, czy obiektyw jest dobrej klasy, czy też koszmarnie kiepski. Ale, czy teraz wiem, jak obiektyw rysuje, jak rozkłada się głębia ostrości i czy rozmycie będzie mi się podobało? Oczywiście, że nie. Do czasu, gdy nie zrobię nim serii zdjęć w różnych warunkach, nie będę mógł powiedzieć, czy to jest to, o co mi chodziło.

Tak samo jest z szumami. Na tablicy testowej szumy mogą wyglądać okropnie. Ale na zdjęciu może się okazać, że zupełnie nas to już nie razi. Co gorsze, może też być odwrotnie. Rzeczywiste warunki są o wiele bardziej skomplikowane od laboratoryjnych. Inaczej będzie się zachowywał ten sam aparat w zależności od charakteru światła, jego ilości i samego motywu, który fotografujemy. Wielkie znaczenie ma też to, co potem chcemy zrobić ze zdjęciem. Jakoś nie widzę wśród znajomych, by robili odbitki 50x70 cm. Zdecydowana większość zdjęć nigdy nie pojawi się na żadnym wydruku, ani na odbitce i będzie oglądana tylko na monitorze. A to oznacza, że nigdy nie zobaczymy żadnego szumu, ani ziarna, o ile nie będziemy go specjalnie szukać.

Wszystko to jest jednak mało ważne w porównaniu do wielkiej zalety, jaką daje nam możliwość zmiany czułości. Uważam, że jest to jedna z najważniejszych zalet cyfry.  Każdy, kto kiedyś pracował na analogowym aparacie i zna dylematy, jakiej czułości film założyć, doceni możliwość ustawiania ISO, jak tylko mu się podoba. Jeżeli więc muszę ustawić wysoką czułość, by móc zrobić zdjęcie, którego inaczej by mi się nie udało zrobić to się nie zastanawiam.

W ten sposób udało mi się przejść od jednego tematu do drugiego, niekoniecznie zachowując ogólny sens wypowiedzi i zapominając, co tak naprawdę miałem napisać...
A chcę przypomnieć, że szumy dzisiejszych aparatów są nieporównywalne do ziarna starych filmów. Mam skany jednego z pierwszych moich zdjęć robionych lustrzanką. Była to Praktica MTL 5B i wydawała mi się wtedy super zaawansowanym  i precyzyjnym aparatem. Film to prawdopodobnie rosyjski negatyw o czułości 65 ASA. Jeżeli więc ktoś uważa, że jego aparat ma za duże szumy, niech przyjrzy się temu zdjęciu, które kiedyś uznawałem za całkiem przyzwoite jakościowo.


Problem kurzu na matrycy, jak widać, wtedy też istniał, tylko trochę inny miał rodowód.
A to jest zdjęcie zrobione Canonem 5D, przy czułości 1600 ISO.  Bardzo się cieszę, że wymyślono cyfry i zmnienne czułości.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od Volvo czyli wreszcie koniec

Już dawno nie miałem tak intensywnego okresu w pracy jak te ostatnie kilka miesięcy. Patrząc co się działo na blogu to,  mogło to wyglądać jakbym nic nie robił, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeździłem po Polsce, zrobiłem 2,083 kalendarza, prowadziłem warsztaty, sam wziąłem udział w jednych, przekonałem się, że z Włochami pracuje się jednak bardzo dobrze, wsparłem na Kickstarterze projekt budowy podobno najlepszego na świecie filtra polaryzacyjnego, zepsułem kartę graficzną, przeszedłem z Aperture na Capture One, nakręciłem mój pierwszy film poklatkowy, przekonałem się, że Retina to nie zawsze dobra rzecz, wpadłem na jeden rewelacyjny pomysł, fotografowałem w strefach zagrożenia wybuchem, wykładałem na uniwersytecie, zrobiłem moją stronę ( no, prawie.. ), bylem na Nocy Reklamożerców,  kupiłem kilka nowych zabawek i co najważniejsze, zdążyłem kupić bilety na pierwszy pokaz Gwiezdnych Wojen. O wszystkim tym, albo prawie o wszystkim będę niedługo pisał, bo zamier...

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo...

Widziałem "Gwiezdne Wojny - Przebudzenie mocy" czyli recenzja na gorąco bez spojlera

Nazywam się Artur Nyk i jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Dziesięć minut temu wróciłem do domu i wiem, że teraz nie zasnę, więc lepiej opiszę moje wrażenia. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Gwiezdnymi Wojnami. Rok 1979, kwiecień lub maj. Dostać bilety na film to był wielki wyczyn. W końcu mojemu ojcu udało się to dniu, gdy Polacy grali jakiś ważny mecz. Wrażenie było kolosalne. Wtedy ten film wyprzedzał wszystko inne o lata świetlne. A ja na dodatek widziałem go, na chyba największym ekranie w Polsce, w kinie w katowickim Spodku. Wyobraźcie sobie salę kinową na 4500 osób !!!! A na gigantycznym ekranie (29x15 m ) widzicie przelatujący niszczyciel Imperium. To było coś! Choć ja najbardziej zapamiętałem scenę, gdy Lea, Luke, Chewie i Han Solo próbują się wydostać ze zgniatarki śmieci. Zapamiętałem tą scenę może dlatego, że akurat wtedy wróciłem z …wc. I dzisiaj znowu poczułem się jak wtedy. Jakbym miał znów 10 lat. Widzę żółte napisy przesuwające się na rozgwieżdżonym tle. I zno...