Przejdź do głównej zawartości

Zakaz fotografowania czyli jak poradzić sobie z ochroną

Kiedyś miałem świetną zabawę z fotografowaniem obiektów ze znakiem Zakaz Fotografowania. Pamiętam jeszcze do dzisiaj dreszczyk emocji, gdy robiłem zdjęcie tak ważnym i strategicznym obiektom, jak dworzec kolejowy z jednym peronem, czy elektrowni wodnej zasilającej jedną wieś. 
Dzisiaj zupełnie inne obiekty są "chronione" zakazami. 

Dostałem kiedyś bardzo fascynujące zadanie sfotografowania hipermarketu w Warszawie dla firmy, która go zbudowała. Nauczony już wcześniejszymi doświadczeniami, dokładnie wypytałem się, czy załatwili wszystkie potrzebne pozwolenia.  Gdy dostałem pozytywną odpowiedź, pojechałem na zdjęcia.
Front budynku był dobrze oświetlony tylko wczesnym porankiem, jeszcze przed otwarciem sklepu. Miało to dodatkowy plus, bo parking był pusty i nic nie zasłaniało elewacji. Ustawiliśmy mój ciężki statyw, aparat, kadr, światło zrobiło się optymalne, właściwie już mogę robić zdjęcia, a tu idą do nas dwaj panowie  ubrani na czarno z bardzo groźnymi minami. Czy mamy pozwolenie? Oczywiście, że mamy  ale nie przy sobie, bo zostało wysłane do biura hipermarketu. A ponieważ biuro będzie otwarte za godzinę, gdy słońce dawno już będzie nie tam gdzie je potrzebuję, zaczęło mi się to nie podobać.

Argumenty o świetle nie docierały do panów.  Musiałem jakoś ratować sytuację, bo nie miałem ochoty zostawać w Warszawie jeszcze jeden dzień z tego tylko powodu, a co gorsza, znowu zrywać się o świcie. Kadr miałem już ustawiony, ostrość na szczęście też. Oparłem się ręką o aparat, zupełnie przypadkowo trafiłem palcem na spust. Trzeba było tylko sprawić, by panowie wyszli z kadru. Magda pod pozorem, że razi ją słońce, przeszła na bok, cały czas rozmawiając z panami i ustalając szczegóły odebrania zezwoleń w biurze. To sprawiło, że oni też zrobili te dwa potrzebne mi kroki. Nacisnąłem migawkę, przewinąłem film (miałem na szczęście wtedy założoną do mamiya'ii korbkę zamiast silnika), zmieniłem przesłonę i znowu nacisnąłem migawkę. Zrobiłem w ten sposób kilka klatek, wciąż jakby od niechcenia opierając się o aparat. Panowie zupełnie nie zorientowali się. W końcu stwierdziłem , że skoro nie możemy zrobić teraz zdjęć, to trudno, pójdziemy już...

Przypomniała mi się jeszcze jedna historia, opowiedziana przez znajomego reportera. Gdy został zatrzymany przez ochronę w jakiejś sytuacji, kazano mu oddać film. Zaczyna więc tłumaczyć, że nie może oddać filmu, bo aparat jest cyfrowy. Odpowiedz ochroniarza sprawiła, że zabrakło mu dalszych argumentów: "Nic mnie to nie obchodzi, wyciągaj film z aparatu".






Komentarze

Andrzej pisze…
Coz. Mialem podobna sytuacje poczas fotografowania Elektrowni Jsworzno. Jednak uslyszawszy od ochrony prosbe o oddanie filmu zdazylem wyjmujac aparat z auta zwinac film i wlosyc zupelnie swieza rolke do aparatu. Musielismy wtedy poczekac na policje i udac sie do dyrektora, bo elektrownia to obiekt strategiczny a moje pozwolenie od urzedu miasta niestety nie dotarlo na czas. Na szczescie jeden telefon dyrektora zalatwil sprawe :)
(PS. przepraszam za brak PL liter ale pisze z jakiegos pozyczonego kompa w UK)
Artur Nyk pisze…
No tak, zamiana filmów, tak by nikt się nie zorientował to była kiedyś jedyna szansa :)

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w