Przejdź do głównej zawartości

Dobre hasło to podstawa

Uśmiałem się dzisiaj nieźle, gdy zobaczyłem wielki billboard koło mojego studia. Był na nim jakiś kandydat na prezydenta Chorzowa, nazwiska nawet nie zapamiętałem, bo całą swoją uwagę skupiłem na próbie zrozumienia hasła wyborczego. Przeczytałem je ze trzy razy, ale nie byłem mądrzejszy, niż na początku. Przyzwyczaiłem się, że kandydaci obiecują, co zrobią albo co im się nie podoba. Nie zdziwiłby mnie więc napis typu: "Dom z ogródkiem dla każdego" albo "Zlikwiduję Straż Miejską". Ale tu napis nic nie obiecywał, ani niczemu się nie sprzeciwiał.
Brzmiał po prostu tak: " Mikołajki, Święta, Nowy Rok z nowym prezydentem"

Że co??????!!!!!!?????? Chyba jestem za mało inteligentny, by zrozumieć, co miało to znaczyć. Mam wrażenie, że copywriter wymyślił to hasło o 3 rano, w trakcie imprezy, gdy nagle przypomniało mu się, że miał wczoraj wysłać copy do zatwierdzenia.
Druga wersja, jak to powstało, równie prawdopodobna, jest taka, że osoba odpowiedzialna za kampanię stwierdziła tak: "Tego, co jest napisane i tak nikt nie czyta, to napiszcie cokolwiek, byle szybko wydrukować plakaty".

Tak się to kończy, gdy za reklamę biorą się amatorzy.
A może przesłaniem tego hasła było: "Jak mnie wybierzecie to robię dla was trzy imprezy, w Mikołajki, Święta i Nowy Rok"?

Komentarze

Unknown pisze…
Nie znam się na copywritingu za bardzo ale mnie się wydaje, że to bardzo świadome działanie na podświadomość. "Mikołajki", "święta" otwierają w twojej głowie szufladkę pełną dobrych emocji, w którą od razu wskakuje "nowy prezydent". potem przy urnie nie wiesz czemu, ale jedno z nazwisk kojarzy ci się jakoś tak swojsko i ciepło...
brrrr! wredna manipulacja
Anonimowy pisze…
Jestem autorem tego hasła.Byłem ciekawy czy ktoś zauważy (zwróci uwagę na treść) niepolityczność i "inność" od dotychczasowych billboardów. Jak widzicie mimo, że z obrzydzeniem podchodzi Artur do kandydata, którego nazwiska nie wymienia (Cezary Stryjak)to znalazłem w wyszukiwarce wasze wpisy od razu. Szczerze mówiąc hasło miało brzmieć "Chorzów stać na więcej" ale Duch Swięty podpowiedział właśnie to o Mikołajkach. I dobrze, ponieważ inna kandydatka dwa dni później miała hasło "Chorzów zasługuje na więcej" I zgadzam się z Michałem, że jest to pewien eksperyment - drogi eksperyment - ale jak będzie zobaczymy.
Artur Nyk pisze…
Witam Aninimowego autora hasła :) Zapraszam do ujawnienia się, bo rozumiem, że Anonimowy nie wstydzi się swojego hasła.
Pracuję w reklamie od kilkunastu lat i sporo już widziałem, MOIM zdaniem to hasło jest nietrafione i mam prawo powiedzieć wszem i wobec, że nie podoba mi się.
Natomiast proszę nie wmawiać Czytelnikom, że odnoszę się do kandydata z obrzydzeniem. Nie znam Pana Styjaka, nie pamiętałem jego nazwiska, nawet nie będę głosował w Chorzowie bo tu nie mieszkam. Nie mam też ochoty zajmować się rozważaniami o polityce.
I uważam, że to hasło nie jest dobre
Zobaczymy po wyniku wyborczym czy hasło było skuteczne :)
Unknown pisze…
"Jest to pewien eksperyment - drogi eksperyment" - pozostaje pogratulować znalezienia sponsora na takie eksperymenty i inspiracji słowem Ducha Świętego :D "Abo sie udo, abo sie nie udo" ;>
Anonimowy pisze…
hahaha, ubaw po pachy:)
Też próbowałam doszukać się tu jakiegoś głębszego przesłania, może dwuznaczność, cokolwiek...
no i nic. Szkoda tylko że to ani Pan ewentualny prezydent, ani Pan copywriter nie sponsoruje tego eksperymentu tylko jak zawsze my wszyscy - podatnicy. Tego to nie było w natchnieniu duchem? Efekt może być dokładnie odwrotny, bo to zwyczajna antyreklama - bezczelny pokaz marnotrawienia naszej pracy.
KaskaFoszcz
Anonimowy pisze…
No i nie udało się.
Ja napisałabym tak:
"Mikołajki, Święta czy też Nowy Rok z naszym prezydentem każden jeden krok"
:66:
To byłby dopiero eksperyment :d
Artur Nyk pisze…
Bo to nie miało się prawa udać. A kto za to płaci? Pan, pani, całe społeczeństwo :)

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od Volvo czyli wreszcie koniec

Już dawno nie miałem tak intensywnego okresu w pracy jak te ostatnie kilka miesięcy. Patrząc co się działo na blogu to,  mogło to wyglądać jakbym nic nie robił, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeździłem po Polsce, zrobiłem 2,083 kalendarza, prowadziłem warsztaty, sam wziąłem udział w jednych, przekonałem się, że z Włochami pracuje się jednak bardzo dobrze, wsparłem na Kickstarterze projekt budowy podobno najlepszego na świecie filtra polaryzacyjnego, zepsułem kartę graficzną, przeszedłem z Aperture na Capture One, nakręciłem mój pierwszy film poklatkowy, przekonałem się, że Retina to nie zawsze dobra rzecz, wpadłem na jeden rewelacyjny pomysł, fotografowałem w strefach zagrożenia wybuchem, wykładałem na uniwersytecie, zrobiłem moją stronę ( no, prawie.. ), bylem na Nocy Reklamożerców,  kupiłem kilka nowych zabawek i co najważniejsze, zdążyłem kupić bilety na pierwszy pokaz Gwiezdnych Wojen. O wszystkim tym, albo prawie o wszystkim będę niedługo pisał, bo zamier...

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo...

Widziałem "Gwiezdne Wojny - Przebudzenie mocy" czyli recenzja na gorąco bez spojlera

Nazywam się Artur Nyk i jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Dziesięć minut temu wróciłem do domu i wiem, że teraz nie zasnę, więc lepiej opiszę moje wrażenia. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Gwiezdnymi Wojnami. Rok 1979, kwiecień lub maj. Dostać bilety na film to był wielki wyczyn. W końcu mojemu ojcu udało się to dniu, gdy Polacy grali jakiś ważny mecz. Wrażenie było kolosalne. Wtedy ten film wyprzedzał wszystko inne o lata świetlne. A ja na dodatek widziałem go, na chyba największym ekranie w Polsce, w kinie w katowickim Spodku. Wyobraźcie sobie salę kinową na 4500 osób !!!! A na gigantycznym ekranie (29x15 m ) widzicie przelatujący niszczyciel Imperium. To było coś! Choć ja najbardziej zapamiętałem scenę, gdy Lea, Luke, Chewie i Han Solo próbują się wydostać ze zgniatarki śmieci. Zapamiętałem tą scenę może dlatego, że akurat wtedy wróciłem z …wc. I dzisiaj znowu poczułem się jak wtedy. Jakbym miał znów 10 lat. Widzę żółte napisy przesuwające się na rozgwieżdżonym tle. I zno...