Przejdź do głównej zawartości

Po co się starać?

Robiłem ostatnio zdjęcia wyborcze dla mojej dobrej znajomej. Nie są to fascynujące sesje, gdzie mogę wypróbować nowe pomysły, czy poszaleć ze światłem. Tu liczy się solidny warsztat i dbałość o szczegóły. Zrobiłem więc wszystko, jak mogłem najlepiej, wysłałem zdjęcia i na tym moja rola się zakończyła. W momencie, gdy oddałem zdjęcia, straciłem też możliwość kontroli nad ich dalszym losem. Niestety.

Jadę rano (tak koło 11:30) do pracy, codziennie tą samą drogą, którą znam na pamięć. Nagle kątem oka widzę coś strasznego. Tak, to moje zdjęcie na billboardzie. Ale wygląda okropnie. Twarz jest za ciemna, na policzku jakieś plamy, po prostu tragedia.

Cóż, nie pierwszy to raz i pewnie nie ostatni, gdy mimo włożonej ciężkiej pracy, efekt jest mizerny. Mam całe tony moich zdjęć, wydrukowanych w najróżniejszych wydawnictwach, gazetach, folderach. Niestety 98,7 % z nich nie nadaje się do pokazania. Albo są źle wydrukowane, albo źle przygotowane do druku, albo jedno i drugie naraz. No dobrze, może przesadziłem, może nie jest tak źle. Ostatnio jest nawet coraz lepiej. Nerwy mnie poniosły, ale nie dziwcie się temu. Siedzę nad obróbką zdjęć, pracuję godzinami nad subtelnymi detalami, a potem jakiś bencwał swoją niewiedzą lub lenistwem wszystko niweczy. I jak tu nie być wściekłym?

Pamiętam, jak kilkanaście lat temu robiłem zdjęcia na plakat przedstawienia teatralno - tanecznego. Byłem bardzo przejęty, miała to być moja pierwsza publikacja. Starałem się ze wszystkich sił, siedziałem godzinami w ciemni, by zrobić dobrą odbitkę, z której miał być zrobiony plakat. A gdy zobaczyłem na ulicy gotowy plakat, o mało nie usiadłem z wrażenia. A raczej przerażenia. Po co wypracowywałem szczegóły w światłach i cieniach, skoro na plakacie zdjęcie miało jakość kiepskiego ksero. Podobną zresztą jakość miało przedstawienie.

Mam oczywiście też świetnie wydrukowane realizacje. Nie jest ich zbyt dużo, ale potrafią cieszyć. Dzisiaj  mój kumpel, specjalizujący się w architekturze, pochwalił się nowym obiektywem, który kupił. Shift Canona 17mm, kosmiczna konstrukcja i jakość. Stwierdził, że od dzisiaj będzie miał dwie oferty cenowe dla klientów. Dla tych poważnych będzie robił foty Canonem. Dla pozostałych, którzy zwracają tylko uwagę na cenę, będzie robił zdjęcia super tanio i szybko. iPhone'em :)

Komentarze

Andrzej pisze…
To może powinniśmy pomyśleć o współpracy warszatowo-fotograficzno-poligraficznej. Może nie tylko warto szkolić fotografów ale także przyszłych (lub istniejących) grafików w zakresie właściwego przygotowywania prac fotograficznych do druku i profili kolorystycznych o których wszyscy "coś" słyszeli ale nikt nie zwraca szczególnej uwagi... nie mówiąc już o większości drukarni, które takie profile najczęściej usuwają z przesłanych im plików i jadą "na żywca" tracąc często wiele z tych misternie wypracowanych zdjęć :(
Jak by co... służę pomocą :)
gumiber pisze…
z kandydatami w wyborach to jest tak: na wczoraj, po znajomości, jak najtańszym kosztem... niestety bez kompleksowości nie ma spójności :)

Popularne posty z tego bloga

Test nieobiektywny czyli MacBook Pro Retina czyli gruby kontra chudy

Dawno już nie robiłem porządnego testu i postanowiłem to dzisiaj nadrobić. A okazja jest wyjątkowa, bo na moje biurko zawitał najnowszy MacBook Pro Retina. Nie ma w sieci jeszcze zbyt wielu testów, a zwłaszcza zrobionych pod kątem wykorzystania go w fotografii. Nie znajdziecie więc tu żadnych benchmarków i wykresów, a tylko mój prywatny test tego, co dla mnie, jako fotografa, najważniejsze. 1. Dlaczego Retina Gosia, która obrabia moje zdjęcia, pracuje w studio na Mac Pro 1.1, który swoje lata już ma albo w domu na MacBooku Pro sprzed ery unibody. Ten ostatni domagał się już wymiany od jakiegoś czasu i  czekaliśmy od kilku miesięcy na zapowiadaną nowość. Bez względu, co by Apple pokazał, miał to być najnowszy i silny komp, tak, aby mógł sprawnie pracować przez kolejne 3-4 lata. Po premierze byłem zachwycony Retiną i niską wagą nowego Maka. Gorzej było z ceną. 10.200 zł za podstawowy model, wyglądało na cenę z kosmosu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak nie kupić modelu z poprze

O fotografowaniu samochodów czyli wielka ściema

W fotografii coraz mniej rzeczy jest takimi, jakimi się wydają... Na przykład fotografie samochodów. Kiedyś, jeśli na zdjęciu samochód był w ruchu to praktycznie na 100% wiadomo było, że fotograf rzeczywiście zrobił to zdjęcie w trakcie jazdy. A dzisiaj w fotografii reklamowej  pewne jest co innego. Pewne jest, że na pewno tak to nie wyglądało w rzeczywistości... W tym tygodniu robiłem sesję z mojego trochę już zapomnianego cyklu: Kobiety za kierownicą. Nadmiar pracy w ostatnich miesiącach oraz problemy w pogodą, nie pozwoliły mi na wcześniejszą kontynuację. Ale skoro w listopadzie mamy prawie wiosenne słońce, to trzeba było się brać do pracy. W planie miałem dwa zdjęcia w kabriolecie, jedno w ciągu dnia, drugie w nocy. Założeniem sesji jest pokazanie rzeczy, które kobiety nie powinny robić w trakcie jazdy, a że czasami im się zdarza to już inna sprawa... Ale skoro nie powinny, to nie mogłem od nich wymagać, by robiły to naprawdę. Od początku wiedziałem, że w związku z tym wszystki

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo