Przejdź do głównej zawartości

Koniec kalendarza

Skończyliśmy dzisiaj zdjęcia do kalendarza AD. Tym razem fotografowałem Zuzannę Chyba, z która rozumiałem się bez słów. Dosłownie. W trakcie sesji prawie nic nie musiałem mówić. Wystarczyło tylko Zuzie wstępnie powiedzieć, co chcę osiągnąć na zdjęciu, a potem powiedzieć: "Zaczynamy".
Pstryk. Pik. Pstryk. Pik. Pstryk... Tylko tyle było słychać. Klik migawki i sygnał gotowości lamp. Te półtorej sekundy, kiedy ładowały się lampy, wystarczało, by dziewczyna była już gotowa do kolejnego zdjęcia, oczywiście zmieniając pozę. Regularność tego rytmu była tak duża, że w którymś momencie pozwoliłem sobie na mały eksperyment. Gdy robiliśmy zdjęcie, w którym Zuza patrzyła w bok i nie widziała mnie, w połowie serii odwróciłem się też i naciskałem migawkę w stałym rytmie, nie patrząc nawet na modelkę. I wszystkie klatki były dobre. Do momentu, gdy Zuza zobaczyła to i zaczęła się śmiać.

Uwielbiam takie sesje, gdy wszyscy intuicyjnie się rozumieją i każdy wie co ma robić. Nakreśliłem tylko całej ekipie klimat zdjęć jaki chcę osiągnąć i to wystarczyło. Fryzury, makijaże wszystko było perfekcyjne.
Wiem już, że moje ulubione zdjęcie z tej sesji, to będzie fota z serii z warkoczem. Na razie mogę pokazać Wam jedynie mały fragment :) Problem z wybraniem tej najlepszej klatki będzie spory. Na pewno nie mogę teraz stwierdzić, które to będzie zdjęcie. Selekcja zdjęć bezpośrednio po sesji, ma zwykle taki sam sens, jak decydowanie co będę pił na imprezie za miesiąc.
Poza rzadkimi wyjątkami, gdy jedno zdjęcie wybija się zdecydowanie ponad inne, to wybór dokonany na spokojnie dzień-dwa po sesji jest znacznie lepszy. Przetrenowałem to już wielokrotnie. Realizując sesję patrzymy na efekty przez pryzmat tego, co chcemy osiągnąć i co mamy w głowie. A często jest tak, że zafiksowani na pewien efekt, nie widzimy, że lepszy efekt daje wprowadzenie jakiejś małej zmiany.

Komentarze

gumiber pisze…
Nie jesteś pewien czy fotografowałeś Zuzannę? hehe ;) Kalendarz zapowiada się interesująco. A nie masz czasem takiego odczucia, że czym więcej czasu mija od sesji tym mniej zdjęcia zaczynają Ci się podobać i chciałbyś ja powtórzyć, a nie bardzo możesz?

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w