Przejdź do głównej zawartości

Wieczór bułgarski we trzech

Trochę ostatnio zaniedbaliśmy tradycję wieczorów bułgarskich. Wczoraj jednak wykorzystaliśmy wyjątkowo ciepły wieczór i razem z Idolem oraz Popkiem, z którym kiedyś imprezowaliśmy bardzo regularnie, odwiedziliśmy kilka miejsc.
Zaczęliśmy od  Pilsnera w Akancie, knajpie kojarzącej mi się z dawnymi studenckimi imprezami i koncertami. Chociaż zmieniło się tam prawie wszystko, lubię ten "krakowski" klimat z całym mnóstwem zakamarków i dyskretną muzyką.

Wyjątkowy sufit w toalecie wytapetowany starymi gazetami


I sufit jednej z dyskretnie oświetlonych sal


Następnie skierowaliśmy się na Mariacką, gdzie połączenie otwartych długo sklepów z piwem i wielu ławeczek, robi oszałamiającą karierę. Mieliśmy w planach odwiedzenie Kato, ale z powodu koncertu lokal był nieosiągalny. Swoją drogą, wykorzystują fajny patent użycia niewielkiej witryny jako sceny dla muzyków, grających za szybą i głośników wystawionych na zewnątrz.

Skorzystaliśmy więc z okazji, by sprawdzić co dzieje się w starej Dekadencji/Budda Bar. Aktualnie jest tam rockowy klub, co niestety wiąże się z koniecznością słuchania kiepsko nagłośnionej sieczki. Żeby chociaż puścili Ramones czy Sex Pistols, których plakaty zdobią klub, a nie to coś, czego musieliśmy słuchać. Ja zdecydowałem się na dobre Tyskie, a Popek (znawca piwa) mocno krytykował jakość Lecha.

Wystrój lokalu znacznie ciekawszy od muzyki

Następnie wpadliśmy na chwilę do Małego Kredensu, który niestety był całkowicie zajęty, ale nawet gdyby były wolne miejsca to wszechobecny dym papierosów i tak by nas zniechęcił. Zły to pomysł w małym lokalu zrobić salę dla palących oddzieloną tylko nieszczelnymi, szklanymi drzwiami.

No i wróciliśmy do punktu wyjścia, czyli Za kulisami, naprzeciw Akantu. Miły, zaciszny lokal z tylko jednym, lanym, jasnym piwem czyli Heinekenem. Jakoś nie przekonał mnie ten smak wczoraj.
Znalazłem tam świetną gazetkę ze zdjęciami i historią przedwojennych katowickich lokali. Byłem zaskoczony, jak dużo ich kiedyś tu było.

Koniecznie znajdźcie gdzieś tę gazetkę. Lektura obowiązkowa.


W następnym etapie przesunęliśmy nasze działania na południe Katowic. Odwiedziliśmy dobrze zapamiętane Atmo. Niestety, czekała nas tu niemiła niespodzianka. W Atmo zlikwidowano kuchnię. Pocieszyliśmy się Primatorem i poszliśmy coś zjeść do Nazara.
Mieliśmy jeszcze iść do Nieba, by zobaczyć, co zmieniło się wraz z nowym właścicielem, ale już nie daliśmy rady :)

CDN....

ps. Wszystkie foty oczywiście robione ajfonem, krytyki co do jakości merytorycznej, artystycznej, sposobu kadrowania itd., jak zwykle nie przyjmuję z przyczyn obiektywnych, związanych z charakterem Wieczoru Bułgarskiego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Test nieobiektywny czyli MacBook Pro Retina czyli gruby kontra chudy

Dawno już nie robiłem porządnego testu i postanowiłem to dzisiaj nadrobić. A okazja jest wyjątkowa, bo na moje biurko zawitał najnowszy MacBook Pro Retina. Nie ma w sieci jeszcze zbyt wielu testów, a zwłaszcza zrobionych pod kątem wykorzystania go w fotografii. Nie znajdziecie więc tu żadnych benchmarków i wykresów, a tylko mój prywatny test tego, co dla mnie, jako fotografa, najważniejsze. 1. Dlaczego Retina Gosia, która obrabia moje zdjęcia, pracuje w studio na Mac Pro 1.1, który swoje lata już ma albo w domu na MacBooku Pro sprzed ery unibody. Ten ostatni domagał się już wymiany od jakiegoś czasu i  czekaliśmy od kilku miesięcy na zapowiadaną nowość. Bez względu, co by Apple pokazał, miał to być najnowszy i silny komp, tak, aby mógł sprawnie pracować przez kolejne 3-4 lata. Po premierze byłem zachwycony Retiną i niską wagą nowego Maka. Gorzej było z ceną. 10.200 zł za podstawowy model, wyglądało na cenę z kosmosu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak nie kupić modelu z poprze

O fotografowaniu samochodów czyli wielka ściema

W fotografii coraz mniej rzeczy jest takimi, jakimi się wydają... Na przykład fotografie samochodów. Kiedyś, jeśli na zdjęciu samochód był w ruchu to praktycznie na 100% wiadomo było, że fotograf rzeczywiście zrobił to zdjęcie w trakcie jazdy. A dzisiaj w fotografii reklamowej  pewne jest co innego. Pewne jest, że na pewno tak to nie wyglądało w rzeczywistości... W tym tygodniu robiłem sesję z mojego trochę już zapomnianego cyklu: Kobiety za kierownicą. Nadmiar pracy w ostatnich miesiącach oraz problemy w pogodą, nie pozwoliły mi na wcześniejszą kontynuację. Ale skoro w listopadzie mamy prawie wiosenne słońce, to trzeba było się brać do pracy. W planie miałem dwa zdjęcia w kabriolecie, jedno w ciągu dnia, drugie w nocy. Założeniem sesji jest pokazanie rzeczy, które kobiety nie powinny robić w trakcie jazdy, a że czasami im się zdarza to już inna sprawa... Ale skoro nie powinny, to nie mogłem od nich wymagać, by robiły to naprawdę. Od początku wiedziałem, że w związku z tym wszystki

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo