Przejdź do głównej zawartości

Kotoreklamy

Jak mówi teoria, ludzie dzielą się na tych, co lubią koty i na tych, co jeszcze o tym nie wiedzą. Ja należę zdecydowanie do tych pierwszych, choć nie mam też nic przeciw psom. Niektóre są nawet fajne. Sam mam nawet kawałek psa (większość należy jednak do sąsiadów). Ale koło kotów nie mogę przejść obojętnie i każdy jeden w zasięgu moich rąk, musi zostać pogłaskany.

Znalazłem dzisiaj film reklamowy agencji reklamowej, która zajmuje się kotami. Muszę przyznać, że chyba właśnie znalazłem miejsce, gdzie chciałbym pracować :) Nie dość, że mają na miejscu tyle kotów, to jeszcze używają Maków i Canona :)


Sam pracowałem parę razy z kotami na planie i była to trudna walka, by zrobić choć jedno dobre zdjęcie. Pewnego razu fotografując gres dla Cersanitu, wypracowaliśmy taką metodę. Właścicielka kota trzymała go w wyznaczonym miejscu na planie, gdzie miał siedzieć i na moją komendę puszczała go i szybko uciekała z planu. W jednym przypadku na trzy, udawało się jej to zrobić szybciej, niż kotu i miałem wtedy szansę zrobić zdjęcie :)

Natomiast mój własny kot był wyjątkowo zainteresowany fotografią, a jeszcze bardziej aparatami. Gdy tylko chciałem zrobić mu zdjęcie i wycelowywałem obiektyw w jego kierunku, natychmiast podbiegał, by dokładnie się przyjrzeć, jakim to obiektywem robię zdjęcie i koniecznie musiał wsadzić do niego własny nos :)

Zobaczcie sami, jak wygląda praca w kociej agencji reklamowej: 



Komentarze

Fiemka pisze…
A gdyby tak Agencja Słoni?
aneedove pisze…
mam nadzieję, że nie męczą tych kotów za bardzo... ale super sprawa, też bym tam chciała pracować ;)

niestety moje 2 futrzate cykory nie przeszłyby rozmowy kwalifikacyjnej do reklamy :) raczej by ją przebiegły i wybiegły w długą ze strachu.
Ania (NaMiotle) pisze…
O kurcze ale fajne :) Mogę tam pracować od zaraz :) Moja kocica długo się oswajała z aparatem, teraz wprawdzie nie ucieka na widok aparatu ale pozowanie ma pod ogonem :)
Pracować z aparatem wśród kotów - genialne :)

Popularne posty z tego bloga

Test nieobiektywny czyli MacBook Pro Retina czyli gruby kontra chudy

Dawno już nie robiłem porządnego testu i postanowiłem to dzisiaj nadrobić. A okazja jest wyjątkowa, bo na moje biurko zawitał najnowszy MacBook Pro Retina. Nie ma w sieci jeszcze zbyt wielu testów, a zwłaszcza zrobionych pod kątem wykorzystania go w fotografii. Nie znajdziecie więc tu żadnych benchmarków i wykresów, a tylko mój prywatny test tego, co dla mnie, jako fotografa, najważniejsze. 1. Dlaczego Retina Gosia, która obrabia moje zdjęcia, pracuje w studio na Mac Pro 1.1, który swoje lata już ma albo w domu na MacBooku Pro sprzed ery unibody. Ten ostatni domagał się już wymiany od jakiegoś czasu i  czekaliśmy od kilku miesięcy na zapowiadaną nowość. Bez względu, co by Apple pokazał, miał to być najnowszy i silny komp, tak, aby mógł sprawnie pracować przez kolejne 3-4 lata. Po premierze byłem zachwycony Retiną i niską wagą nowego Maka. Gorzej było z ceną. 10.200 zł za podstawowy model, wyglądało na cenę z kosmosu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak nie kupić modelu z poprze

O fotografowaniu samochodów czyli wielka ściema

W fotografii coraz mniej rzeczy jest takimi, jakimi się wydają... Na przykład fotografie samochodów. Kiedyś, jeśli na zdjęciu samochód był w ruchu to praktycznie na 100% wiadomo było, że fotograf rzeczywiście zrobił to zdjęcie w trakcie jazdy. A dzisiaj w fotografii reklamowej  pewne jest co innego. Pewne jest, że na pewno tak to nie wyglądało w rzeczywistości... W tym tygodniu robiłem sesję z mojego trochę już zapomnianego cyklu: Kobiety za kierownicą. Nadmiar pracy w ostatnich miesiącach oraz problemy w pogodą, nie pozwoliły mi na wcześniejszą kontynuację. Ale skoro w listopadzie mamy prawie wiosenne słońce, to trzeba było się brać do pracy. W planie miałem dwa zdjęcia w kabriolecie, jedno w ciągu dnia, drugie w nocy. Założeniem sesji jest pokazanie rzeczy, które kobiety nie powinny robić w trakcie jazdy, a że czasami im się zdarza to już inna sprawa... Ale skoro nie powinny, to nie mogłem od nich wymagać, by robiły to naprawdę. Od początku wiedziałem, że w związku z tym wszystki

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo