Przejdź do głównej zawartości

Trzeba być pewnym siebie

W życiu fotografa są chwile, gdy trzeba nadrabiać miną, gdy wszystko się sypie naokoło. A klient musi być przekonany o nieomylności fotografa i jego pełnym panowaniu nad sytuacją :)

Ja musiałem sobie poradzić z problemami, którym sam byłem winny, już na mojej pierwsze komercyjnej sesji. No, powiedzmy, że określenie "komercyjna sesja" może być pewnym nadużyciem....

Moja pierwsza praca w charakterze fotografa polegała na robieniu zdjęć klasowych w szkołach. Teoretycznie zostałem zatrudniony w jednym z laboratoriów jako fotograf. W praktyce okazało się, że będę robił zdjęcia, tylko najpierw muszę te zlecenia sam znaleźć...

W latach dziewięćdziesiątych nie było to takie trudne. Umówiłem się na pierwszą "sesję" w dużej szkole średniej. Mój pracodawca wyposażył mnie w know-how i dzięki temu mogłem od razu udawać doświadczonego fotografa :)
Zażyczyłem sobie dwie osoby odpowiedzialne za przyprowadzanie klas, ustawiliśmy dwie ławeczki na szkolnym podwórku w cieniu drzew i zacząłem fotografowanie. Zrobiłem zbiorcze zdjęcie pierwszej klasy. Zrobiłem zdjęcie drugiej klasy. Zrobiłem zdjęcie trzeciej klasy... i postanowiłem zapisać stan licznika. Pracowałem wtedy oczywiście na analogowym Canonie Eos 100.

Patrzyłem na licznik przez przerażająco długie dwie sekundy i oblał mnie zimny pot. Licznik wskazywał... Nic nie wskazywał! W aparacie nie było filmu!!! Musiałem bardzo szybko coś wymyślić...
Spokojnie więc poprosiłem klasę, której przed chwilą zrobiłem zdjęcie, by jeszcze poczekali na miejscach, co akurat przyjęli z ochotą, w końcu lekcja ciągle trwała. Zdjąłem aparat ze statywu, odwróciłem się, szybko założyłem film i zrobiłem zdjęcie jeszcze raz.
Następnie podszedłem do dziewczyn odpowiedzialnych za przyprowadzanie klas i powiedziałem: wiecie co, teraz zrobiło się lepsze światło, zróbmy jeszcze raz te dwie pierwsze klasy to zdjęcia będą lepsze....

Jasne, że były lepsze, zwłaszcza w porównaniu do tych, które nie istniały :)

Komentarze

Ciekawa historia i dobrze z niej wybrnąłeś :)
Joanna Nowicka pisze…
dobre :) pamiętam swój pierwszy temat dla jednej gazety...masakra :)
Rafał B pisze…
Kurde, to ile Ty masz lat, jak w latach 90 robiłeś już, ehm, zawodowo zdjęcia?
Artur Nyk pisze…
No..... jakby to powiedzieć....jestem młody duchem :)

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w