Przejdź do głównej zawartości

Historia jednego zdjęcia - a nawet dwóch

Pewnego razu dostałem zlecenie na kilka zdjęć ilustrujących cztery pory roku. Fotografie miały posłużyć do reklamy producenta cegły klinkierowej CRH Klinkier. Agencja dała mi dokładny brief, o jakie zdjęcia chodzi. Z wiosną i latem nie było problemu, jakieś kwiaty zrobiłem w studio, coś wiosennego miałem.
Do jesieni i zimy potrzebowałem liście i śnieg. Przynajmniej z jednym nie było problemu. Był środek zimy...

Wybrałem się do parku, by sprawdzić, co mogę znaleźć. Właśnie spadł świeży śnieg, światło było bardzo dobre. Tylko liści jakoś nie widziałem. Miałem nadzieję, że coś może jeszcze zostało na drzewach. Niestety, z gałęzi zwisały tylko nędzne, wysuszone resztki liści. Nie pozostało mi nic innego, jak zabawić się w archeologa i przekopać park w poszukiwaniu jesiennych liści.

Wyobraźcie sobie, jak patrzyli na mnie ludzie, gdy kucałem w krzakach, grzebiąc patykiem pod śniegiem...

















A tam znajdowałem głównie na w pół zgnitą masę liściopodobną. Czasem jednak miałem trochę szczęścia i co jakiś czas udawało mi się znaleźć jakiś liść w dobrym stanie. Po paru godzinach miałem już ich dostatecznie dużo. Oczywiście na razie nie nadawały się jeszcze do zdjęć, musiałem je zabrać do studia, umyć, odpowiednio namoczyć i dopiero wtedy wyglądały, jakby dopiero co spadły z drzewa.
Ułożyłem je na szybie, podświetliłem od spodu i wreszcie mogłem zabrać się za fotografowanie.

Ale nim wróciłem do studia, musiałem jeszcze znaleźć jakiś zmrożony liść. Szukałem czegoś oszronionego ale zrobiło się cieplej i mogłem o czymś takim tylko pomarzyć.
W końcu znalazłem liść częściowo przysypany śniegiem. Pasował mi idealnie. Wyjąłem mamiya'e i 
teraz to mnie trochę zmroziło. Miałem tylko 2 ostatnie klatki i ani jednego czystego filmu.
A więc żadnych eksperymentów, różnych wersji, nawet na bracketing miałem za mało filmu. Aby osiągnąć zamierzony kadr, musiałem założyć pierścień pośredni, pozwalający mi podejść dostatecznie blisko. Głębia ostrości zrobiła się niebezpiecznie mała, a nie mogłem mocno przymknąć obiektywu, powoli zapadał zmrok.
Zrobiłem co mogłem. Czyli kadr, jaki chciałem i prawie taką ostrość, jaką chciałem. Prawie.
W końcu, jak coś nie wyjdzie, to artysta zawsze może powiedzieć: Tak miało być!


Komentarze

kfoszcz pisze…
A ja myślałam, że w środku zimy to wpadniesz do pierwszej kwiaciarni... i liście są :)
Artur Nyk pisze…
Tak prostego rozwiązania nie wziąłem pod uwagę :)
gumiber pisze…
to taki paradoks, ale często najprostsze rozwiązania są najtrudniejsze :)

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w