Przejdź do głównej zawartości

Harówka pod wodą

To  były jedne z najbardziej wykańczających sesji, jakie zrobiłem. I na dodatek nikt mi za nie nie zapłacił. Sam jeszcze musiałem zapłacić za wynajem basenu :)
Wszystko zaczęło się, od przyjazdu z Australii mojej dobrej znajoma
ej, Oli Mrochen. Znamy się już bardzo długo i chociaż oboje fotografujemy, jeszcze nigdy nie zrobiliśmy wspólnej sesji. A od dawna chodziły mi po głowie zdjęcia podwodne i przyjazd Oli trzeba było wykorzystać. 

Do zrobienia wymarzonych fotografii brakowało mi podwodnej obudowy na aparat i umiejętności nurkowania z butlą. No dobra, w ogóle nie umiałem nurkować. Natomiast Ola nurkuje od dawna i to na głębokości, które mnie przyprawiają o dreszcze. Od lat też fotografuje pod wodą. No i przywiozła ze sobą obudowę. 
Nie musiałem jej długo namawiać. Od razu przeszliśmy do konkretów i zaczęliśmy planować.




Znaleźliśmy basen z idealnie czystą wodą o głębokości 3 m. Opracowaliśmy metodę oświetlenia błyskiem i po kilku dniach zrobiliśmy pierwsze testy. Wyglądało obiecująco. Musiałem jeszcze nauczyć się nurkować. W sumie poszło łatwo, to, czego musiałem się nauczyć, zajęło mi 15 minut, na potrzeby sesji musiało wystarczyć.


Największy problem był z wyzwalaniem lamp. Błysk spod wody nie docierał na górę. Wymyśliliśmy, by na powierzchni wody pływały małe lampy błyskowe z fotocelami. W pewnym sensie to działało. Czyli raz działało, a raz nie. Innym problemem była komunikacja z modelami. Rozmowa na migi słabo działała, pisanie na tablicy zajmowało za dużo czasu. W końcu, po wielu straconych godzinach, rozwiązaliśmy oba problemy naraz.


Aparat mieliśmy tylko jeden i przekazywanie go sobie co chwilę nie miało większego sensu. Ola miała w tym większe doświadczenie, ja miałem problem, by coś zobaczyć przez wizjer. Spróbujcie robić zdjęcia w masce do nurkowania z aparatem w obudowie, gdzie od wizjera dzielą Was kilometry, a zrozumiecie, o czym mówię. A, że na dodatek był to Nikon...

Opracowaliśmy więc technikę perfekcyjną. Ola siedziała na dnie basenu z aparatem, a ja pływałem jak korek na powierzchni wody, trzymając lampę podpiętą do aparatu i dbałem, by zawsze wystawała ponad wodę, co pozwalało nam wyzwalać moje lampy studyjne. Mogłem też bez problemu widzieć, co modelka robiła pod wodą, a następnie, gdy wypłynęła, mówić jej, co ma dalej robić i jak pozować.


 Wszystko brzmi prosto, ale wcale tak nie było. Modelom też nie zazdrościłem. Chyba trochę zimno im było:)






Komentarze

gumiber pisze…
no to teraz jeszcze w powietrzu :)
Artur Nyk pisze…
W planach :)
Bardzo ciekawy projekt i efekt również

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w