Pierwszy wieczór od trzech dni spędzam w domu. Jakoś tak dziwnie bez żadnego koncertu..
Wróćmy więc do wczorajszego popołudnia:
Wróćmy więc do wczorajszego popołudnia:
LAO CHE CHILL OUT
Casiokids, pobiegłem na ten koncert za Danielem i było warto. Przypomniałem sobie przy okazji swoje własne Casio i koncert na gruzach starej plebanii w Mykanowie. Tak, przyznaję się, grałem w reggae'owej kapeli choć nie umiałem. Szkoda, że zdjęcia z koncertu przepadły, milicja zabrała kumplowi film, gdy robił pożegnalne zdjęcie na dworcu. Takie czasy były.
Nie znam, ale chyba chętnie bym posłuchał :)
Kryzys, czyli najważniejszy dla mnie koncert. Słucham ich od lat.
No i po.
Komentarze