Przejdź do głównej zawartości

Jak zarobić na zdjęciach

Witamy u Wielkiego Brata! Od dzisiaj będziecie mogli prawie na żywo zobaczyć, ile zarabiam na fotografii. Będę Wam co jakiś czas relacjonował, jak idzie sprzedaż moich zdjęć i jaką fortunę na nich zarabiam.

A wszystko dlatego, gdyż zdecydowałem się na wrzucenie moich fot do banku zdjęć iStockphoto. Nigdy nie próbowałem jeszcze pracować z dużym zagranicznym bankiem zdjęć i nie do końca mogę przewidzieć, jak się to skończy.





A teraz od początku. Aby sprzedawać foty, trzeba mieć konto. Ja mam tam konto od 2007 roku, gdy musiałem kupić dla klienta parę zdjęć z kilkunastu miejsc w Europie. Myślałem, że po czterech latach już mnie nie będą pamiętać, a jednak moje dane ciągle tam były.
Mając konto, mogłem przejść do następnego etapu, a mianowicie krótkiego egzaminu ze znajomości zasad udostępniania zdjęć do sprzedaży. Aby poznać je wszystkie, trzeba najpierw przeczytać długi, naszpikowany dużą ilością wiedzy tekst, o którym już pisałem.
Test zdałem :) I zaczynają się schody...
Musiałem przeczytać i podpisać dłuuugą umowę. Umowę oczywiście stworzoną przez dobrze opłacanych prawników. Bardzo się starałem ją dokładnie przeczytać i zrozumieć. Starałem się, a to nie oznacza, że zrozumiałem wszystkie punkty. W końcu zrobiłem to, co większość ludzi. Uznałem, że skoro inni ją podpisali, to i ja mogę...

Teraz poproszono mnie o wysłanie trzech przykładowych plików. Wysłałem i czekam na zatwierdzenie ich pod kątem jakości. Gdy tylko je zatwierdzą i przejdę do następnego etapu, będę o tym pisał.

Starałem się też zrozumieć sposoby ustalania wynagrodzenia. To też nie jest takie proste. Zależy przede wszystkim, czy podpiszę umowę na wyłączność, czy też nie. Jeśli zdecyduję się, to nie będę mógł sprzedać nikomu takiego zdjęcia inaczej, niż przez bank. A to oznacza, że jeśli zaprzyjaźniona agencja będzie chciała  kupić coś to będę musiał ją odesłać do banku, który na dodatek weźmie sobie większość wynagrodzenia.
Oczywiście plusem takiego rozwiązania jest wyższa prowizja od sprzedaży. Ale tu mocno się rozczarowałem. Kiedyś normalne banki oferowały 50% prowizji od sprzedaży. A iStock proponuje do 45%.
Znacie oczywiście określenie "do". Przecena do 70% najczęściej oznacza, że większość rzeczy będzie przeceniona o 20 %, a tylko jedna absolutnie beznadziejna będzie miała 70% zniżki.
Tak samo jest i tutaj. Na początek bank oferuje 25%, która zwiększa się wraz z obrotem. Aby uzyskać owe 45% trzeba sprzedać 1.200.000 (słownie : milion dwieście tysięcy) zdjęć w najmniejszym rozmiarze albo 24.000 zdjęć w największym pod warunkiem, że będą one w kolekcji głównej.
Jak myślicie, na ile jest to realne? Dodam, że są to ilości rocznej sprzedaży...

Jeżeli nie podpiszę umowy na wyłączność, będę dostawał tylko 15% prowizji. Mimo wszystko chyba na taką się zdecyduję na początek.
Przede mną jest jeszcze cała masa innych warunków, umów, obostrzeń i innych problemów, które będę musiał poznać.

Wiem, że są w Polsce fotograficy, którzy żyją wyłącznie ze sprzedaży w bankach zdjęć, ale jest ich bardzo, bardzo mało. Znacznie więcej jest tych, którzy traktują to jako dodatkowe źródło dochodów.
Ja liczę na malutkie źródełko, może raczej na kapiący kran. Mam kilkadziesiąt tysięcy zdjęć, które leżą bezczynnie na dyskach. Jakaś część z nich będzie się nadawała do sprzedaży w banku.
Zobaczymy więc, na ile butelek wina rocznie to starczy :)

Komentarze

Anonimowy pisze…
Hej,
nie wrzucaj wszystkiego co masz bo się potem obudzisz z reką w n...
Wrzuć kilka/dziesiąt i popatrz jak to działa. Banków jest więcej.
Istock jest najbardziej bezwzględny jesli chodzi o współpracę z fotografami (przesunięcia zdjęć z RF do tańszych marek).
U nich fotograf jest napradę na koncu łancucha pokarmowanego i naprawdę jest u nich pod scianą i nic nie może.
Dlatego powórzę się: Wrzuć tylko część zdjęć, albo zrób jakąś sesję pod to tylko.
GC

Popularne posty z tego bloga

Test nieobiektywny czyli MacBook Pro Retina czyli gruby kontra chudy

Dawno już nie robiłem porządnego testu i postanowiłem to dzisiaj nadrobić. A okazja jest wyjątkowa, bo na moje biurko zawitał najnowszy MacBook Pro Retina. Nie ma w sieci jeszcze zbyt wielu testów, a zwłaszcza zrobionych pod kątem wykorzystania go w fotografii. Nie znajdziecie więc tu żadnych benchmarków i wykresów, a tylko mój prywatny test tego, co dla mnie, jako fotografa, najważniejsze. 1. Dlaczego Retina Gosia, która obrabia moje zdjęcia, pracuje w studio na Mac Pro 1.1, który swoje lata już ma albo w domu na MacBooku Pro sprzed ery unibody. Ten ostatni domagał się już wymiany od jakiegoś czasu i  czekaliśmy od kilku miesięcy na zapowiadaną nowość. Bez względu, co by Apple pokazał, miał to być najnowszy i silny komp, tak, aby mógł sprawnie pracować przez kolejne 3-4 lata. Po premierze byłem zachwycony Retiną i niską wagą nowego Maka. Gorzej było z ceną. 10.200 zł za podstawowy model, wyglądało na cenę z kosmosu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak nie kupić modelu z poprze

O fotografowaniu samochodów czyli wielka ściema

W fotografii coraz mniej rzeczy jest takimi, jakimi się wydają... Na przykład fotografie samochodów. Kiedyś, jeśli na zdjęciu samochód był w ruchu to praktycznie na 100% wiadomo było, że fotograf rzeczywiście zrobił to zdjęcie w trakcie jazdy. A dzisiaj w fotografii reklamowej  pewne jest co innego. Pewne jest, że na pewno tak to nie wyglądało w rzeczywistości... W tym tygodniu robiłem sesję z mojego trochę już zapomnianego cyklu: Kobiety za kierownicą. Nadmiar pracy w ostatnich miesiącach oraz problemy w pogodą, nie pozwoliły mi na wcześniejszą kontynuację. Ale skoro w listopadzie mamy prawie wiosenne słońce, to trzeba było się brać do pracy. W planie miałem dwa zdjęcia w kabriolecie, jedno w ciągu dnia, drugie w nocy. Założeniem sesji jest pokazanie rzeczy, które kobiety nie powinny robić w trakcie jazdy, a że czasami im się zdarza to już inna sprawa... Ale skoro nie powinny, to nie mogłem od nich wymagać, by robiły to naprawdę. Od początku wiedziałem, że w związku z tym wszystki

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo