Przejdź do głównej zawartości

Jak sprzedać aparat

Przypomniała mi się dzisiaj historia sprzedaży mojego aparatu. Działo się to trzy aparaty temu, czyli chyba w 2005 roku. Ponieważ przesiadłem się na Canona 5D, miałem do sprzedania 20D. Aparat był w dobrym stanie po ponad dwóch latach pracy i przebiegu, który szacowałem na około 70.000 zdjęć.
Wystawiłem go na aukcji za 1 zł bez ceny minimalnej i dokładnie opisałem stan i historię użytkowania, a nawet podałem telefon, gdyby ktoś chciał zadać dodatkowe pytanie. No i zaczęło się...

Najpierw zrobił się na aukcji duży ruch i szybko cena osiągnęła około 500 zł. Wtedy zaczęły się smsy. A ile jest bad pikseli? A za 600 zł sprzeda pan na już? A ile razy był czyszczony? A dlaczego tak drogo? A ja go kupię, ale za 400 zł. A niech pan zadzwoni do mnie to zadam parę pytań. A ile jest bad pikseli? A jaki jest przebieg? A ile jest bad pikseli? A był już naprawiany? Jak to nie ma bad pikseli? Muszą jakieś być! A ja to bym go kupił, bo od profesjonalisty to na pewno dobry. A na pewno jest zepsuty, bo dlaczego bym go sprzedawał?

Właśnie Canonem 20D zrobiłem to zdjęcie. Dobry aparat to był :)


W którymś momencie przestałem już reagować na kolejne genialne pytania o bad piksele i propozycje sprzedania poza aukcją poniżej aktualnej ceny. Miałem jednak wrażenie, że trafiłem do alternatywnego świata, gdzie ludzie do myślenia używają chyba łokci, ale na pewno nie mózgu.

Były też bardziej konkretne propozycje. Zadzwonił jeden gość i powiedział, że bardzo chce go kupić, ale przed licytacją chciałby zobaczyć aparat. Umówiłem się w jakiejś knajpie w Warszawie, przyniosłem aparat pięknie zapakowany w pudełko. Facet przyszedł i w pierwszych słowach stwierdził, że nie będzie oglądał aparatu, ponieważ nie zna się na tym. Za to wymyślił, by zrobić przegląd Canona w serwisie. Na mój koszt. Miałem pewne trudności z wytłumaczeniem mu, że skoro dzisiaj mamy sobotę, a w niedzielę kończy się aukcja, to ciężko mu będzie w poniedziałek po przeglądzie licytować.....

W końcu Canona kupił ktoś z Wrocławia (w normalnej rynkowej cenie). Nawet nie spytał się o bad piksele, obejrzał pobieżnie, zapłacił i pojechał do domu. Mam nadzieję, że dobrze mu służy do dzisiaj.

Jeżeli jeszcze kiedyś będę sprzedawał aparat na aukcji, treść ogłoszenia będzie następująca :

Sprzedam Canona, z dużym przebiegiem, wszystko działa. NIE MA BAD PIKSELI!!!! Nie odpowiadam na smsy! Nie sprzedam poniżej aktualnie osiągniętej ceny. I NIE MA BAD PIKSELI!!!

Komentarze

A tak między nami... ile ten Canon miał bad pikseli? :)
Artur Nyk pisze…
NIE BYŁO BAD PIKSELI!!!! :))))))))))))))))))))
Unknown pisze…
Jak to nie miał?!? Musiał jakieś mieć! :D
Adrian pisze…
Od profesjonalisty i bez bad pikseli? :-)
Andrzej pisze…
Jak nie miał BAD PIXELI to pewno po serwisie. I tak źle i tak niedobrze ;P

PS. Ale chociaż jednego B.Pix. musiał mieć!
Artur Nyk pisze…
NIIIIIIIEEEE MIIIIIIAAAAŁ :))))))
Artur Nyk pisze…
A swoją drogą to jak wyglądają Bad Piksele?????
kfoszcz pisze…
hahahaha się uśmiałam
Bad piksel musiał wyglądać bad :) zauważyłbyś jakby był... bo byłby bad
gacek pisze…
Dlatego do tego przyszłego opisu powinieneś dodać jeszcze:
"ma 1 (2-3 w każdym razie mało) BAD PIXEL, ale w prawym dolnym rogu, co nie ma znaczenie dla jakości zdjęć..."
oraz
"nie sprzedaję poza aukcją oraz nie zakańczam aukcji prszed czasem"
:-)

Mnie się kiedyś udało coś sprzedać na aukcji powyżej ceny KUP TERAZ. Jakiś bardzo zdeterminowany gość chyba nie zauważył tej opcji zakupu ;-)
Edzia pisze…
Bad pixele to takie małe wędrujące po matrycy pchełki. Skaczą tu i tam i sieją spustoszenie, dlatego są bad. No i są czarne - czarne czyli mroczne - mroczne czyli złe - bad!
No i ludzie się ich boją. Nie daj Boże wejść z nimi w jakąkolwiek interakcję. Siądą na człowieku i się rozmnożą :(

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od Volvo czyli wreszcie koniec

Już dawno nie miałem tak intensywnego okresu w pracy jak te ostatnie kilka miesięcy. Patrząc co się działo na blogu to,  mogło to wyglądać jakbym nic nie robił, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeździłem po Polsce, zrobiłem 2,083 kalendarza, prowadziłem warsztaty, sam wziąłem udział w jednych, przekonałem się, że z Włochami pracuje się jednak bardzo dobrze, wsparłem na Kickstarterze projekt budowy podobno najlepszego na świecie filtra polaryzacyjnego, zepsułem kartę graficzną, przeszedłem z Aperture na Capture One, nakręciłem mój pierwszy film poklatkowy, przekonałem się, że Retina to nie zawsze dobra rzecz, wpadłem na jeden rewelacyjny pomysł, fotografowałem w strefach zagrożenia wybuchem, wykładałem na uniwersytecie, zrobiłem moją stronę ( no, prawie.. ), bylem na Nocy Reklamożerców,  kupiłem kilka nowych zabawek i co najważniejsze, zdążyłem kupić bilety na pierwszy pokaz Gwiezdnych Wojen. O wszystkim tym, albo prawie o wszystkim będę niedługo pisał, bo zamier...

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo...

Widziałem "Gwiezdne Wojny - Przebudzenie mocy" czyli recenzja na gorąco bez spojlera

Nazywam się Artur Nyk i jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Dziesięć minut temu wróciłem do domu i wiem, że teraz nie zasnę, więc lepiej opiszę moje wrażenia. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Gwiezdnymi Wojnami. Rok 1979, kwiecień lub maj. Dostać bilety na film to był wielki wyczyn. W końcu mojemu ojcu udało się to dniu, gdy Polacy grali jakiś ważny mecz. Wrażenie było kolosalne. Wtedy ten film wyprzedzał wszystko inne o lata świetlne. A ja na dodatek widziałem go, na chyba największym ekranie w Polsce, w kinie w katowickim Spodku. Wyobraźcie sobie salę kinową na 4500 osób !!!! A na gigantycznym ekranie (29x15 m ) widzicie przelatujący niszczyciel Imperium. To było coś! Choć ja najbardziej zapamiętałem scenę, gdy Lea, Luke, Chewie i Han Solo próbują się wydostać ze zgniatarki śmieci. Zapamiętałem tą scenę może dlatego, że akurat wtedy wróciłem z …wc. I dzisiaj znowu poczułem się jak wtedy. Jakbym miał znów 10 lat. Widzę żółte napisy przesuwające się na rozgwieżdżonym tle. I zno...