Przejdź do głównej zawartości

Kaliber bez prądu

Hip hopu to ja raczej nie słucham, choć miałem nawet okres gdy mój asystent przynosił dużo takiej muzy i parę kawałków wpadło mi w ucho. Na przykład jeden taki o Trabancie :)

Ale nazwa Kaliber 44 nawet mnie coś mówi. Dałem się więc namówić by iść na ich koncert na Mariackiej. To co mnie zainteresowało to dosyć oryginalny sposób zorganizowania sceny. Chłopaki i dziewczyny ( Marika m.in. tam była ), występowali na balkonach i w oknach po obu stronach ulicy. Jeszcze ciekawsze było to , że zaprosili górniczą orkiestrę dętą. Już sobie wyobrażałem starszych panów z brzuszkami, grającymi razem z Kalibrem :)

Gdy dotarliśmy na miejsce, trochę się rozczarowałem, bo zamiast całej orkiestry było tylko kilku muzyków z trąbkami. Czapki z piórami mieli, więc można ich zaliczyć jak orkiestrę górniczą.
Całą ulicę wypełniał dziki tłum ludzi czekającymi na początek koncertu. Gdy wreszcie się zaczął to od razu się skończył. Kaliber zamilkł i tylko na wielkim ekranie widzieliśmy jak rozpaczliwie dają znaki : nie ma prądu, nic nie działa!
Po paru minutach ktoś włączył odpowiednią wtyczkę do kontaktu i chłopaki znowu mogli zacząć grać.
Po chwili sytuacja się powtórzyła, znowu padło zasilanie. W tym momencie myślałem już, że nie posłucham sobie koncertu.

I nie wiele się pomyliłem. Prąd się wprawdzie pojawił wreszcie na stałe, posłuchać niewiele mogłem, bo niewiele było słuchać.
Akustyk był prawdopodobnie głuchy, bo nie reagował na wołania chłopaków - Panie akustyku! Mniej basu!!!

Mniej więcej brzmiało to tak : Brrrrrrrr...normalnie....grrrrrrrr.....porze........wrrrrrrrrr.....raz...brrrrrr.......gorzej....grrrrrrrr
Na szczęście trąbki trochę było słuchać i czasem nawet Marice udało się przedrzeć przez zaporę stawianą przez akustyka. A ja nie stałem na drugim końcu ulicy gdzie dźwięk miał prawo być kiepski, tylko parę metrów obok akustyka.
Wielka szkoda, bo mógł z tego wyjść fajny koncert, a wyszedł wielki hałas...


Czerwone pióra na głowie i trąbka w dłoni, od razu widać, że to hip hop :)


Komentarze

cocafin pisze…
A już myślałem, że grali akustycznie w ramach MTV Unplugged ;)

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w