Przejdź do głównej zawartości

Aparat który chcę

Od jakichś kilku lat kupuję sobie aparat, który mógłbym nosić cały czas przy sobie. Moje wymagania są bardzo precyzyjne. Aparat ma być bardzo mały i płaski, musi robić RAWy, a zdjęcia z niego muszą być dobrej jakości. Jeżeli pojadę z nim na wakacje na drugi koniec świata to nie chcę potem żałować, że nie zabrałem lustrzanki, bo na zdjęciach mało co widać :) Odpadają więc wszystkie niby małe aparaty typu Canon G12 czy Olympus PEN, te ciągle są dla mnie za duże.

Jednym z pierwszych aparatów, który mnie zainteresował, była Sigma DP1. Czytałem o nim jeszcze przed wypuszczeniem go na rynek i według producenta był idealnym rozwiązaniem dla profesjonalistów. Rewolucyjna  trójwarstwowa matryca Foveon X3 o rozmiarze APS-C i 14 Mpx, stałoogniskowy obiektyw 28mm i oczywiście pliki RAW. Już nawet nie przeszkadzał mi wygląd aparatu, sprawiający wrażenie, jakby zaprojektowano go w warsztatach szkolnych. W tym ogólnym zachwycie tylko jedna rzecz umknęła mojej uwadze na początku. 14 Mpx to on miał, ale wtedy, gdy policzy się wszystkie warstwy. Rzeczywistą rozdzielczość dostaniemy, gdy podzielimy 14 Mpx na trzy... A to już trochę mało.

Sigma odpadła, ale na horyzoncie pojawił się Panasonic LX2, spotykany też w bardziej szlachetnej obudowie Leica'i D-Lux3. Miałem ochotę oczywiście na tę drugą wersję, choć dopłacenie 30% więcej nie dawało nic więcej, niż słynną czerwoną kropkę na obudowie. Oba aparaty i tak robił Panasonic.
Nim się zdążyłem porządnie zastanowić, pojawiły się nowe modele, czyli Panasonic LX3 i Leica D-Lux4. Tym razem nie pasował mi trochę zakres ogniskowych, odpowiednik 24-60. Brakowało mi trochę dłuższego obiektywu.
Udało mi się nawet zrobić mały test porównawczy z Canonem G10 (albo G9, nie pamiętam, za szybko się zmieniają te generacje...). Mimo że nie wolno tego robić, miły sprzedawca w MM pozwolił mi obydwoma aparatami zrobić w sklepie trochę zdjęć na własnej karcie. Gdy przemycone zdjęcia pooglądałem sobie w domu, nie znalazłem zdecydowanego zwycięzcy. Natomiast przekonałem się, że Panasonic, choć wyglądał na zdjęciach na mały aparat, w rzeczywistości wcale nie jest dużo mniejszy od Canona serii G. Za to miał zdecydowanie niewygodny uchwyt. I znowu skreśliłem kolejne aparaty.

Wreszcie Canon pokazał to, na co zdawało mi się, że czekam, czyli model S90. Wreszcie aparat spełniał wszystkie moje wymagania. No prawie, bo zoom 28-105 był dla mnie tym razem za mało szerokokątny. Chciałem mieć 24 mm :) Jakością obrazu aparat trochę ustępował serii G, ale mieścił się w moich wymaganiach. Zastanawiałem się nad nim tak długo, aż pojawił się model S95. Główne zmiany dotyczyły video, więc nadal nie mogłem się zdecydować.

A teraz wygląda na to, że się doczekałem. Canon wypuścił model S100 z obiektywem 24-120 f 2.0-5.9. Powinienem wreszcie kupić sobie taki aparat, ale z drugiej strony trochę ciemny tez zoom przy długich ogniskowych. Może jeszcze poczekam....

Komentarze

Rafał B pisze…
"Złota Czcionka" za odmianę nazwy Leica, czyli za "Leica'i". Jak to czytać - leikaji?

Pomądrzę się - powinno być Leiki, tak samo jak np. Metalliki.


:O))
Anonimowy pisze…
jesteś gorszy niż kobieta w ciąży :)

Ex1, zx1, lx5, nikon też coś ma
Unknown pisze…
Ciężka sprawa..
gumiber pisze…
taki S100 mógłby być w telefonie :) nie wyobrażam sobie nosić aparatu i telefonu jednocześnie, szczególnie na wycieczce.
Unknown pisze…
A nie lepszym pomysłem jest kupić coś, co jest prawie idealne i mieć, niż wybierać i nie mieć? No chyba że chodzi o to żeby gonić króliczka...

Mam już ze dwa lata S90. Nie jest idealny, w szczególności miewa czasem za krótki zoom, a czasem za wąski szeroki kąt, i trochę za wolno reaguje (tzn. jak już pstrykam, to reaguje szybko, ale zanim mogę pstryknąć, to mijają cenne sekundy), ale jest wystarczająco dobry żebym był z niego zadowolony. Jak spodziewam się że mi nie wystarczy, to biorę lustrzankę. Jak nie mogę wziąć lustrzanki - musi mi wystarczyć S90, więc wystarcza.

Zarówno S95, jak i S100 są prawie idealne (chyba - zakładam że Canon nie skopał świetnego aparatu jakim jest S90), i można je brać. Który z nich? Zależy, czy ważniejszy jest szerszy kąt, czy jasność zooma. Jest też trzecie wyjście - stwierdzić, że ajfon jest na tyle dobry, że szkoda zachodu.
Artur Nyk pisze…
@Mateusz jak możesz to wyślij mi jakiś raw z S90, chętnie zobaczę (studio(at)arturnyk.pl ) Wiem, chwilą ukazania się S100 nie mogę już dłużej marudzić jednak :)
Ajfon, mimo, że starcza na codzień jako notatnik fotograficzny to na wakacjach trochę nie daje rady. Przekonałem się o tym w czasie wizyty w Skalnym Mieście. Trzeba będzie więc targać i ajfona i Canona :)
Anonimowy pisze…
No widzisz, szkoda że nie mówiłeś jak byłem w Łodzi, mogłem pożyczyć Ci mojego EX1 - wydaje mi się, że to spełniło by twoje wymagania.
Szeroki kąt, światło od f/1.8, rawy.
Tu to co udało mi się z niego wykrzesać ( część było na warsztatach): http://flic.kr/s/aHsjr54GGa

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w