Przejdź do głównej zawartości

Mam naśladowcę

Jeżeli ktoś myśli w dzisiejszych czasach, że robi coś absolutnie niepowtarzalnego i niezwykłego w fotografii, to raczej się myli. Mamy wciąż przed oczami tysiące zdjęć i nawet, jeśli byśmy nie chcieli to i tak się nimi podświadomie inspirujemy. Raz wychodzi to lepiej, innym razem efekty są gorsze, jednak nie da się przed tym uciec.
Można też zrobić coś wtórnego zupełnie, nie zdając sobie z tego sprawy. Pamiętam, jak mój znajomy wymyślił sobie i zrealizował trudną sesję z modelką w samochodzie, a na drugi dzień zobaczył prawie identyczne zdjęcie w jakimś zachodnim magazynie. Podłamał się facet, bo myślał, że jego pomysł jest taki świeży i odkrywczy :)

Wiele lat temu zrobiłem serię zdjęć abstrakcyjnych, fotografując szkło i papier. Miałem z tej okazji kilka wystaw, pojawiło się też trochę zleceń dzięki tym fotografiom, ale do dzisiaj nie trafiłem na nic podobnego. Do dzisiaj, bo właśnie zobaczyłem informację o wystawie Wolfganga Tillmansa .

Jego zdjęcie tak przypomina mi moje własne, że sam jestem zaskoczony. Nie mam oczywiście identycznego zdjęcia, chodzi mi raczej o sposób tworzenia obrazu, posługiwanie się złudzeniem.
Dokładnie w ten sam sposób posługiwałem się papierem, choć tworzyłem inne formy.


Mnie podoba się zdjęcie Tillmansa, złudzenie kropli jest fajnie zrobione. Jestem ciekawy, czy widzicie dokładnie jak to zostało zrobione i co jest odpowiedzialne za taki efekt? Jak się dobrze przyjrzycie to na pewno to zobaczycie :) 
fot. Wolfgang Tillmans

Kiedyś przy okazji wystawy, rozmawiałem na temat moich zdjęć z Tomkiem Sikorą. Stwierdził wtedy, że to takie zdjęcia dekoracyjne do wnętrz. Ciekawy jestem, co powiedziałby o zdjęciach Tillmana?
Jak wiecie moje wątpliwości co jest, a co nie jest sztuką, są od dawna takie same :)









Komentarze

Unknown pisze…
Tu jest również trochę ciekawych:
http://www.flickr.com/photos/25137388@N08/sets/72157612311052288/with/3181679124/
gacek pisze…
u ja dorzucę ;)
http://www.tastefulimages.co.uk/Portfolio.asp?Room=D5

Popularne posty z tego bloga

Zacznijmy od Volvo czyli wreszcie koniec

Już dawno nie miałem tak intensywnego okresu w pracy jak te ostatnie kilka miesięcy. Patrząc co się działo na blogu to,  mogło to wyglądać jakbym nic nie robił, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeździłem po Polsce, zrobiłem 2,083 kalendarza, prowadziłem warsztaty, sam wziąłem udział w jednych, przekonałem się, że z Włochami pracuje się jednak bardzo dobrze, wsparłem na Kickstarterze projekt budowy podobno najlepszego na świecie filtra polaryzacyjnego, zepsułem kartę graficzną, przeszedłem z Aperture na Capture One, nakręciłem mój pierwszy film poklatkowy, przekonałem się, że Retina to nie zawsze dobra rzecz, wpadłem na jeden rewelacyjny pomysł, fotografowałem w strefach zagrożenia wybuchem, wykładałem na uniwersytecie, zrobiłem moją stronę ( no, prawie.. ), bylem na Nocy Reklamożerców,  kupiłem kilka nowych zabawek i co najważniejsze, zdążyłem kupić bilety na pierwszy pokaz Gwiezdnych Wojen. O wszystkim tym, albo prawie o wszystkim będę niedługo pisał, bo zamier...

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo...

Widziałem "Gwiezdne Wojny - Przebudzenie mocy" czyli recenzja na gorąco bez spojlera

Nazywam się Artur Nyk i jestem fanem Gwiezdnych Wojen. Dziesięć minut temu wróciłem do domu i wiem, że teraz nie zasnę, więc lepiej opiszę moje wrażenia. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Gwiezdnymi Wojnami. Rok 1979, kwiecień lub maj. Dostać bilety na film to był wielki wyczyn. W końcu mojemu ojcu udało się to dniu, gdy Polacy grali jakiś ważny mecz. Wrażenie było kolosalne. Wtedy ten film wyprzedzał wszystko inne o lata świetlne. A ja na dodatek widziałem go, na chyba największym ekranie w Polsce, w kinie w katowickim Spodku. Wyobraźcie sobie salę kinową na 4500 osób !!!! A na gigantycznym ekranie (29x15 m ) widzicie przelatujący niszczyciel Imperium. To było coś! Choć ja najbardziej zapamiętałem scenę, gdy Lea, Luke, Chewie i Han Solo próbują się wydostać ze zgniatarki śmieci. Zapamiętałem tą scenę może dlatego, że akurat wtedy wróciłem z …wc. I dzisiaj znowu poczułem się jak wtedy. Jakbym miał znów 10 lat. Widzę żółte napisy przesuwające się na rozgwieżdżonym tle. I zno...