Coś mi się wydaje, że mogę włożyć kij w mrowisko, ale ostatnio zobaczyłem coś takiego u Nikona, że muszę się wypowiedzieć na ten temat. Na początku powiem powoli i bardzo dużymi literami: nigdy nie robiłem zdjęć tego typu aparatem, nawet nie wiem, czy miałem coś takiego w ręce. Nigdy też nie marzyłem o fotografowaniu magiczną Leicą. Po prostu nigdy idea aparatu nie będącego lustrzanką, a mającego wymienne obiektywy, nie przekonywała mnie.
Wiem, wiem, skoro nigdy nie fotografowałem bezlusterkowcem to w ogóle nie powinienem się wypowiadać. Ale sięgnę do bogatej w naszym kraju tradycji wypowiadania się na temat, o którym nie ma się pojęcia. Skoro posłowie i politycy mogą, to ja też :)
No bo po jakiego grzyba mi aparat, który ani nie jest naprawdę mały, ani ergonomiczny? Do tego jeśli założy się trochę większy obiektyw, to wygląda komicznie? Uchwyt zwykle praktycznie nie istnieje, więc dłuższa praca nie jest wygodna. Do tego nie ma wizjera! Aparat bez wizjera? To jak kawa bez kofeiny. Na wakacje może się nadaje, ale nie do poważnego fotografowania. No dobrze, wiem, jestem zachowawczy w swoich przyzwyczajeniach, kiedyś fotograficy narzekali, po co w aparacie światłomierz, a dzisiaj nikt z tego powodu nie robi problemu.
Nie mogę zrozumieć, po co robić aparat, który z założenia ma być mały, dający się łatwo transportować, niewiele ważyć, nie rzucać się w oczy itd, a potem wyposażać go w wielki obiektyw?
Jeszcze z systemowym "naleśnikiem" taki aparat może mieć sens, ale nie z wielkim zoomem, który z powodu swojej wagi sprawia, że wyważenie całości jest niekorzystne. Zwłaszcza, że nawet nie ma za co porządnie złapać tego aparatu.
A to, co mnie kompletnie ubawiło wczoraj, to informacja o wypuszczeniu przez Nikona adaptera FT1, który umożliwia założenie do najnowszego Nikona 1 optyki z lustrzanek. Mamy więc sytuację taką: małe body+duży adapter+wielki obiektyw, co daje nam coś w rodzaju kolarzówki z oponami terenowymi i do tego z dodatkowymi kółkami do nauki jazdy....
Nikon opisuje sens adapteru takimi słowami : "niespotykane możliwości dobrania obiektywu do sytuacji zdjęciowej oraz eksperymentowania z nowymi, kreatywnymi pomysłami ".
Pozostawiam to bez komentarza.
Do tego za całą przyjemność trzeba będzie zapłacić około 300 dolarów. Już widzę kolejkę ustawiającą się po ten adapter....
A tak serio to bardzo chętnie poznam argumenty przemawiające za kupnem bezlusterkowca, niekoniecznie Nikona. bo dla mnie argumentem nie jest ani cena, ani wielkość, ani niezwykłe możliwości. Traktuję tego typu aparaty jako modny i ładny gadżet. Ale słucham, wyprowadźcie mnie z błędu :)
Wiem, wiem, skoro nigdy nie fotografowałem bezlusterkowcem to w ogóle nie powinienem się wypowiadać. Ale sięgnę do bogatej w naszym kraju tradycji wypowiadania się na temat, o którym nie ma się pojęcia. Skoro posłowie i politycy mogą, to ja też :)
No bo po jakiego grzyba mi aparat, który ani nie jest naprawdę mały, ani ergonomiczny? Do tego jeśli założy się trochę większy obiektyw, to wygląda komicznie? Uchwyt zwykle praktycznie nie istnieje, więc dłuższa praca nie jest wygodna. Do tego nie ma wizjera! Aparat bez wizjera? To jak kawa bez kofeiny. Na wakacje może się nadaje, ale nie do poważnego fotografowania. No dobrze, wiem, jestem zachowawczy w swoich przyzwyczajeniach, kiedyś fotograficy narzekali, po co w aparacie światłomierz, a dzisiaj nikt z tego powodu nie robi problemu.
Nie mogę zrozumieć, po co robić aparat, który z założenia ma być mały, dający się łatwo transportować, niewiele ważyć, nie rzucać się w oczy itd, a potem wyposażać go w wielki obiektyw?
Jeszcze z systemowym "naleśnikiem" taki aparat może mieć sens, ale nie z wielkim zoomem, który z powodu swojej wagi sprawia, że wyważenie całości jest niekorzystne. Zwłaszcza, że nawet nie ma za co porządnie złapać tego aparatu.
A to, co mnie kompletnie ubawiło wczoraj, to informacja o wypuszczeniu przez Nikona adaptera FT1, który umożliwia założenie do najnowszego Nikona 1 optyki z lustrzanek. Mamy więc sytuację taką: małe body+duży adapter+wielki obiektyw, co daje nam coś w rodzaju kolarzówki z oponami terenowymi i do tego z dodatkowymi kółkami do nauki jazdy....
Nikon opisuje sens adapteru takimi słowami : "niespotykane możliwości dobrania obiektywu do sytuacji zdjęciowej oraz eksperymentowania z nowymi, kreatywnymi pomysłami ".
Pozostawiam to bez komentarza.
Do tego za całą przyjemność trzeba będzie zapłacić około 300 dolarów. Już widzę kolejkę ustawiającą się po ten adapter....
A tak serio to bardzo chętnie poznam argumenty przemawiające za kupnem bezlusterkowca, niekoniecznie Nikona. bo dla mnie argumentem nie jest ani cena, ani wielkość, ani niezwykłe możliwości. Traktuję tego typu aparaty jako modny i ładny gadżet. Ale słucham, wyprowadźcie mnie z błędu :)
Komentarze
Nex5n-matryca z d7000, k5 etc.
m4/3 małe obiektywy i rozmiary...
http://www.fotopolis.pl/index.php?n=13840&p=5
Prędkość? Jakoś test jednego z ciekawszych apartów w tej klasie tego nie potwierdza. 5 sekund od włączenia? 5 klatek na sekundę przy RAWach? 200 zdjęć na jednej baterii? Pole widzenia wizjera 85% A co z uszczelnieniem ? Wybaczcie jakoś nie widzę by reporterzy wojenni masowo rzucili się na taki aparat.
Czytałem natomiast o reporterach, którzy robili zdjęcia iPhonem 4 bo nie rzucał się w ogóle w oczy. Nie sądzę też by taki bezlusterkowiec był bardziej odporny od Canona 1D. Może jakiś reporter się wypowie?
A mały aparat do noszenia przy sobie chciałbym by był całkiem mały by mógł schować się do kieszeni.
Ja oczywiście chętnie bym sobie przetestował takiego bezlusterkowca, ale po za fotografowaniem hobbystycznym nie widzę ciągle dla niego zastosowania :)
No bo dlaczego nie kupić raczej małą lustrzankę typu Canon 600D? Waga podobna, wielkość tylko trochę większa, a wygoda niewspółmiernie większa :)
Sorry, nie mogłem się opanować :))))
A lustra z niższej półki - nie daje to ani satysfakcji małego body, ani tak naprawdę możliwości wykorzystania lustrzankowych plusów, no i przede wszystkim, małe i dobre obiektywy ;)
Tu trochę zdjęć z NX200:
http://goo.gl/kNkeb
Jak by mi aparat zaczął tak robić zdjęcia, to bym go od razu wyrzucił (no, może sprzedał :-) Jakoś pomysł wydaje mi się kuriozalny.
Swego czasu Minolta wymyśliła Power Zoom. Aparat miał sam się domyślać co nas interesuje i kadrować tak by było dobrze. No i dzisiaj nikt już o tym super pomyśle nie pamięta :)
Elektroniczny wizjer to również super sprawa, podgląd naświetlenia (zarówno wizualny, jak i histogram) na żywo i w zasadzie nie miałbym nic przeciwko takiemu rozwiązaniu w dużym sprzęcie. :)
Ja natomiast szukam jako drugiej kamery dokładnie coś co mi wchodzi do kieszeni, co mogę obsłużyć jedną ręką (!), bo drugą trzymam się skały lub liny i co może kosztuje tak z 2 razy jak popularny kompakt, bo jak mi upadnie, to nie będzie aż tak żal, ma RAW, nie odszumia sam zdjęć na siłę itd. I w tym momencie tylko S100 (o którym pisałeś jakiś czza temu) mi się ostał, a rozglądam się od pół roku ;)
Ale każdy ma inne oczekiwania ...
dr_bonzo