Przejdź do głównej zawartości

Migawki z majówki

Nie mogę uwierzyć, że jeszcze dwa dni temu wszystko wyglądało inaczej w pełnym słońcu. Dzisiaj nawet nie chce mi się wystawić nosa z domu, wszystko się zmieniło i zrobiło się tak okropnie zimno, szaro i ponuro...

Majówkę spędziliśmy dwuetapowo we Wrocławiu i w moich ulubionych ostatnio Czechach. Wrocław, jak należało się spodziewać, był skolonizowany turystami do granic możliwości. Wszędzie tłumy i kolejki.
Ja wykorzystałem dobrą pogodę, by przetestować mój nowy aparat .... w telefonie. Fizycznie nie wymieniłem nic w ajfonie, ale za całe 10 zł zafundowałem sobie nową aplikację 645 PRO, która przekształca ajfona w zupełnie porządny aparat. Punktowy pomiar, histogram, samowyzwalacz, blokada autofokusa i pomiaru, zdjęcia nocne i wreszcie zapis plików TIFF to wszystko czego brakowało mi do tej pory w aparacie ajfona. Wstępnie jestem zadowolony z zakupu, a już niedługo przedstawię Wam pełny test.

Wrocławska Renoma zrobiona aparatem 645 PRO
Pierwszy maja we Wrocławiu to od 10 lat bicie rekordu Guinessa we wspólnym graniu "Hey Joe". Zawsze interesowało mnie, jak brzmi kilka tysięcy gitar jednocześnie grających jeden kawałek. Teraz już wiem, jak. Po prostu nijak, bo ich w ogóle nie słychać. Dźwięki z estrady skutecznie zagłuszyły wszystko. Rekord znowu został pobity, atmosfera całego dnia, gdy wszędzie można było zobaczyć ludzi z gitarami, była świetna, ale niedosyt pozostał. Szkoda.

Nocą rynek żył własnym, intensywnym rytmem. Co nie przeszkadzało niektórym, by zrobić sobie małą przerwę...


I wreszcie znowu Skalne Miasta!!! Właściwie to nadal czułem się momentami, jak we Wrocławiu. Idąc w długiej kolejce między skałami,  oglądając wodospady w tłumie ludzi i słysząc wyłącznie prawie język polski. Na szczęście czasem można było znaleźć ciche miejsce między kolejnymi falami ludzi.


Przed powrotem obowiązkowa wizyta w WC, gdzie trzeba było uiścić kilka koron. A co, nie dalibyście "poplatku" przy takiej perswazji?


A już dzisiaj po powrocie zderzyłem się z naszą rzeczywistością. Okazuje się, że u nas jest jeszcze śmieszniej, niż w Czechach :)


Komentarze

gumiber pisze…
1 zdjęcie, bardzo ciekawa kompozycja. Zwykłe oko nie zrobiłoby takiej :)
Artur Nyk pisze…
Dzięki :)
Przez kilka lat żałowałam, że wyjeżdżam z Wrocławia akurat na majówkę i nie ma mnie na biciu rekordu. W tym roku byłam. I już nie żałuję, że co roku wyjeżdżałam ;)
Atmosfera w mieście co prawda niesamowita, ale samo bicie rekordu - faktycznie niewiele słychać.

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak...

Historyczne odkrycie w lodówce

To odkrycie zaczęło się bardzo trywialnie. Po kilku latach podjąłem decyzję: trzeba rozmrozić wreszcie lodówkę. W szufladzie na dole od dawna leżał jakiś mały pakunek w czarnym worku. Jakoś nigdy nie zastanawiałem się, co w nim jest. Czasem rodzice przechowują coś w mojej lodówce, gdy brakuje im już miejsca we własnej. Sądziłem, że to właśnie jedna z tych rzeczy. Dzisiaj dotarło do mnie, że nigdy nie zastanowiłem się, dlaczego ten pakunek leży tam od tak dawna... Zajrzałem do środka. Tak rozpocząłem sentymentalną podróż w głąb czasu. W środku był cały przekrój filmów, jakich kiedyś używałem. Parę wąskich, szerokie negatywy i diapozytywy, a nawet klisze 4x5 cala. Nie mam pojęcia, ile lat tam leżały, myślę, że około pięciu. Oczywiście wszystkie są już od dawna przeterminowane. Dawno już nie widziałem filmów, a kiedyś był to chleb codzienny. Przypomniało mi się, które z nich najbardziej lubiłem. Znalazłem tu negatyw Kodaka, Portra 160VC czyli vivid color i 160NC, natural color, dwa filmy...