Przejdź do głównej zawartości

Pozytywny negatyw

W ubiegłym tygodniu musiałem iść na badania do szpitala. Generalnie nic przyjemnego i do końca kombinowałem co by tu zrobić by jednak tam nie iść. Nic sensownego jednak nie wymyśliłem i w końcu trzeba było iść. 

Po pierwsze, nie wiele brakowało, a spóźniłbym się. Na godzinę przed końcem planowych przyjęć, jeszcze wysyłałem zdjęcia na serwer, pisałem ostatnie maile do klientów i nawet nie byłem jeszcze spakowany. Na izbę przyjęć wpadłem na kwadrans przez końcem przyjęć i z ulgą zorientowałem się, że nie jestem jedyny. Pierwsze spostrzeżenia były całkiem pozytywne, pielęgniarki były uśmiechnięte, żartowały sobie i oprowadziły mnie po oddziale niczym porządny boy hotelowy. Mogłem sobie nawet wybrać łóżko w moim "apartamencie". Wziąłem to przy dużym, panoramicznym oknie i stwierdziłem, że nie jest tak źle. Postanowiłem, że skoro i tak muszę tu spędzić parę dni, to będę robił wszystko by znaleźć dobre strony tej niekoniecznie komfortowej sytuacji.

Pierwszej nocy naprawdę świetnie mi się spało. Nie przeszkadzało mi nawet, że w środku nocy do pokoju wstawiono kolejne łóżko, na korytarzu wciąż ktoś się kręcił, a światło zapalało się i gasło przez cały czas. Czułem się jak w dalekobieżnym autobusie. A ponieważ takie autobusy kojarzą mi się z wakacjami, to tym bardziej były to przyjemne uczucie. 
Rano, a raczej powinienem powiedzieć, w środku nocy, miła pielęgniarka obudziła mnie pobierając mi krew. Ale potem mogłem znowu przyjemnie drzemać i nikt nie kazał mi wstawać. 

O 8:00 przyniesiono mi śniadanie do łóżka. I pomyśleć, że gdybym był na prawdziwych wakacjach musiałbym zwlec się z łóżka by iść do restauracji! No, może menu było tu zbyt skromne, ale nie narzekałem, lubię biały ser.

Po śniadaniu w ramach zapełnienia czau wolnego, zaproponowano mi pierwsze badanie, a zaraz potem znowu mogłem się wylegiwać aż do obiadu. O 13:00 zjadłem porządny obiad, w końcu był dwudaniowy, a potem uciąłem sobie poobiednią drzemkę. Ta była szczególnie udana, bo słonce mocno już świeciło, prosto na moje łóżko. Założyłem słuchawki i racząc się audiobookiem, wygrzewałem się na słońcu, prawie jakbym leżał na plaży. I w ten sposób po chwili była już 17:00 czyli kolacja.  A zaraz potem przyszła Marta z czekoladą :) No naprawdę nie mogłem narzekać.

Następne dni wyglądały całkiem podobnie i szybko przyzwyczaiłem się do rytmu wyznaczanego przez posiłki, badania i miłe drzemki. Gdy nudziło mi się leżenie, spacerowałem po korytarzach rozmawiając ze znajomymi. Jednego dnia, udało mi się nawet przeprowadzić dla znajomej  warsztaty z obróbki w Aperture. Przez telefon oczywiście. 

Nie powiem, że nie ucieszyłem się, na wieść, że już mnie wypisują, ale gdybym musiał zostać dłużej, to też bym zbytnio się nie martwił. Wszyscy, naprawdę wszyscy byli tam mili i uśmiechnięci, od salowej po lekarza. 

Ale jednak na następne wakacje z chęcią wybiorę się do hotelu i jakoś zwlekę się po 9:00 z łóżka by iść na śniadanie. Co zrobić…

Komentarze

Heniek1978 pisze…
Badanie badaniem ale życzę zdrowia :)
Artur Nyk pisze…
Dziękuję bardzo :)

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak...

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na p...