Przejdź do głównej zawartości

Jestem kretynem czyli historia się powtarza

Dawno temu opisałem moją historię z Tunezji o tym, jak to zgubiłem na sesji aparat i zorientowałem się po godzinie... Bardzo mnie ta historia wyczuliła na punkcie ciągłego trzymania aparatu na widoku. Od tamtej pory nie było szans, bym choć na chwilę zapomniał o aparacie.
Jak się jednak dzisiaj okazało, pamiętając o aparacie, można bez problemu zapomnieć o czymś innym. Na przykład o komputerze....

Robiłem dzisiaj wieczorem ostatnie zdjęcie z rowerem. Sesję robiliśmy w Rybniku w bardzo fajnym ośrodku wypoczynkowym nad jeziorem. Wprawdzie jezioro nie było nam potrzebne, ale las nad jego brzegiem już jak najbardziej. Zdjęcia musiały być robione w ciemnościach, więc zaczęliśmy je robić bardzo późno. Nie byliśmy na szczęście skazani na całkowite ciemności, bo rozświetlały je moje lampy. Teren, na którym mieliśmy porozstawiany sprzęt, jednak był duży i zaraz po sesji zadbałem, by wszystko pozbierać, nim zgasimy lampy. W pierwszej kolejności oczywiście spakowałem aparat, a następnie komputer, który odłożyłem w torbie na dobrze oświetlony śmietnik. Dziewczyny zaczęły zbierać drobiazgi, Jacek pakował rower, a ja po kolei składałem lampy. 
Wszyscy byliśmy mocno już przemarznięci i zależało nam, by jak najszybciej znaleźć się w ciepłych samochodach.

W dobrych nastrojach po udanej sesji wracaliśmy do domu, nabijając się z nawigacji, która dawała tylko jeden rodzaj komendy: za 700 metrów, skręć w prawo, za 300 metrów skręć w prawo. Wydawało nam się, że kręcimy się w kółko :)

Gdy wreszcie dotarłem do domu  wysiadłem z samochodu, nagle przypomniałem sobie jedną rzecz... O #&@!* !!!!!  Zostawiłem komputer na śmietniku!!!!!!! Zrobiło mi się nagle całkiem ciepło, choć jeszcze przed chwilą czułem chłodne, nocne powietrze.
No przecież sprawdzałem, czy nic nie zostało!!! A dokładniej to pomyślałem, by sprawdzić....

Na szczęście miałem przy sobie wizytówkę ośrodka i od razu tam zadzwoniłem. Bardzo miła pani, gdy usłyszała co zrobiłem, zadała mi precyzyjne pytania o miejsce, gdzie zostawiłem torbę. Po 10 minutach zadzwoniła, że ochroniarz sprawdził teren i nic nie znalazł.... Dała mi go do telefonu, bym jeszcze raz wytłumaczył, gdzie może leżeć komputer. Czekałem jak na szpilkach na kolejny telefon. 

Na komputerze nie miałem nic, czego nie miałbym skopiowanego na drugim, za wyjątkiem zdjęć kostek brukowych robionych tego dnia oraz sesji roweru. Ponieważ od dawna dbam, by wszystkie dane mieć w co najmniej dwóch kopiach, na sesji mam zawsze podłączony mały dysk LaCie, na którym równolegle zapisywane są zdjęcia. Tyle, że ten dysk również był w torbie z komputerem....

Sprzęt mam ubezpieczony, więc nie nim samym tak się nie przejmowałem, ale wizja powtarzania sesji nie podobała mi się...
Wreszcie telefon zadzwonił i miła pani powiedziała mi, że komputer się znalazł w końcu. Odetchnąłem z ulgą..... Nie widział go ochroniarz na początku, bo torba spadła na ziemię... dokończyła miła pani. Mój uśmiech trochę zastygł. Szybko sobie przekalkulowałem, metr wysokości, komp w ochronnym etui i miękkiej torbie. Spadł na ziemię albo na chodnik. Cóż, najwyżej sprawdzę co warte jest moje ubezpieczenie, a któryś z dwóch dysków powinien przeżyć, więc sesji nie będę musiał powtarzać.

Wszystko okaże się jutro, gdy Jacek wpadnie tam, by odebrać komputer...
Wnioski wyciągnijcie sobie sami. Ja chyba wrócę do zasady, jaką miałem, gdy zacząłem jeździć na pierwsze sesje i cały sprzęt miałem w kartonach, bo toreb jeszcze nie posiadałem. Gdy wychodziłem z domu, liczyłem kartony; Jeden, drugi... piętnasty. Gdy pakowałem się po sesji, robiłem to samo: Jeden, drugi.... Sztuka jest sztuka i musi się zgadzać :)

Komentarze

Anonimowy pisze…
mnie też by zawaliło serce :), a miałem podobna
sytuacje tylko troszkę w odwrotna stronę :)
Przejmowałem magazyn broni, robiąc to niemalże
codziennie liczysz, pierwszy, drugi.... 344...
liczy druga osoba. wszystko ok , dowódca przychodzi
,sprawdza broń ,amunicje , zdanie magazynu,
zaplombowanie, uzbrojenie alarmu ,wszystko gra.
jest chwila po północy, jako podoficer wchodzę do
pomieszczenia gospodarczego zrobić sobie kawę ,
otwieram szafę ,a tam Kałasznikow i trzy magazynki
ostrych pestek. KU@$#@ !!!!! JAK !!!??,
nie potrzebowałem już kawy.
Gdy brakuje czegoś jest źle , musi się liczyć
sztuka -jeden żołnierz jedna broń. ale co zrobić gdy
jest o sztukę za dużo ?
jak zdać broń do magazynu?
przyznać się ? nie ma szans !!!! trzy tygodnie
działy w syfie.(więzienie)
co pozostaje ?
porządnie przegiąć pałę z trepami.
Tak tez zrobiłem, efekt :
Poranna zaprawa w całym umundurowaniu i z bronią włącznie.
Anonimowy pisze…
a tak na marginesie , u mnie w firmie laptopy często latają , większość jest odporna na Upadki;)
Artur Nyk pisze…
PS. Komp cały i zdrowy dotarł już do mnie :))) Czyli test upadku z wysokości jednego metra zaliczony :)
Unknown pisze…
bardzo chwytliwy tytuł :) wróżę dużą popularność temu postowi :D

Popularne posty z tego bloga

Test nieobiektywny czyli MacBook Pro Retina czyli gruby kontra chudy

Dawno już nie robiłem porządnego testu i postanowiłem to dzisiaj nadrobić. A okazja jest wyjątkowa, bo na moje biurko zawitał najnowszy MacBook Pro Retina. Nie ma w sieci jeszcze zbyt wielu testów, a zwłaszcza zrobionych pod kątem wykorzystania go w fotografii. Nie znajdziecie więc tu żadnych benchmarków i wykresów, a tylko mój prywatny test tego, co dla mnie, jako fotografa, najważniejsze. 1. Dlaczego Retina Gosia, która obrabia moje zdjęcia, pracuje w studio na Mac Pro 1.1, który swoje lata już ma albo w domu na MacBooku Pro sprzed ery unibody. Ten ostatni domagał się już wymiany od jakiegoś czasu i  czekaliśmy od kilku miesięcy na zapowiadaną nowość. Bez względu, co by Apple pokazał, miał to być najnowszy i silny komp, tak, aby mógł sprawnie pracować przez kolejne 3-4 lata. Po premierze byłem zachwycony Retiną i niską wagą nowego Maka. Gorzej było z ceną. 10.200 zł za podstawowy model, wyglądało na cenę z kosmosu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak nie kupić modelu z poprze

O fotografowaniu samochodów czyli wielka ściema

W fotografii coraz mniej rzeczy jest takimi, jakimi się wydają... Na przykład fotografie samochodów. Kiedyś, jeśli na zdjęciu samochód był w ruchu to praktycznie na 100% wiadomo było, że fotograf rzeczywiście zrobił to zdjęcie w trakcie jazdy. A dzisiaj w fotografii reklamowej  pewne jest co innego. Pewne jest, że na pewno tak to nie wyglądało w rzeczywistości... W tym tygodniu robiłem sesję z mojego trochę już zapomnianego cyklu: Kobiety za kierownicą. Nadmiar pracy w ostatnich miesiącach oraz problemy w pogodą, nie pozwoliły mi na wcześniejszą kontynuację. Ale skoro w listopadzie mamy prawie wiosenne słońce, to trzeba było się brać do pracy. W planie miałem dwa zdjęcia w kabriolecie, jedno w ciągu dnia, drugie w nocy. Założeniem sesji jest pokazanie rzeczy, które kobiety nie powinny robić w trakcie jazdy, a że czasami im się zdarza to już inna sprawa... Ale skoro nie powinny, to nie mogłem od nich wymagać, by robiły to naprawdę. Od początku wiedziałem, że w związku z tym wszystki

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo