We wtorek odwiedziłem naszą stolicę by sfotografować BMW serii 6. Moja znajoma, Adriana, znalazła mi znakomity plener w Wilanowie no i sam samochód.
Pogoda nawet całkiem nieźle dopisała, w odpowiednim momencie chmury odsłoniły czyste niebo. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie dwa żywioły, które przypuściły na nas zmasowany atak.
Pierwszy z żywiołów to powietrze, a właściwie w powietrzu czyli miliony komarów atakujących nas bez względu na wszystko. Mimo, że byliśmy oblani od stóp do głów środkiem odstraszającym komary, to i tak te małe wampiry gryzły nas non stop w każdy możliwy milimetr kwadratowy skóry. Uwierzcie mi, że takiego czegoś jeszcze nie przeżyłem. Miałem wrażenie, że nawet na bagnach nie ma tylu komarów co tam :)
Drugi żywioł to woda. Stałem za statywem, gdy nagle i bez ostrzeżenia włączyły się spryskiwacze. Były tak ukryte w trawie, że zupełnie nie zwróciliśmy na nie uwagi. W ciągu pierwszych kilku sekund gdy ratowaliśmy komputery, zostaliśmy kompletnie zmoczeni. Na szczęście aparat stał dosyć wysoko na statywie i to go uratowało. Przetestowałem za to szczelność moje walizki na aparat i odporność generatora Ranger na wodę. Oba testy zakończyły się pomyślnie :)
Udało nam się szybko opanować wodę przykrywając spryskiwacze tym co mieliśmy pod ręką czyli moją kurtką, pokrowcem na komputer, zatyczkami do lamp itd. Zdobyłem tym samym kolejną sprawność fotografa plenerowego - umiejętność sprawdzania czy na trawie gdzie fotografuję, nie ma czasem zainstalowanych spryskiwaczy. Teraz gdy o tym myślę, to idealnie utrzymana trawa i olbrzymie ilości komarów powinny dać mi do myślenia. Powinienem skojarzyć te fakty, że to w obu przypadkach efekt dużej ilości wody...
W mokrych spodniach i z niezliczonymi śladami po ukąszeniach, skończyliśmy jednak zdjęcia. Niedługo będę mógł Wam pokazać efekt końcowy. Jak tylko Gosia skończy trzy inne zlecenia, potem zajmie się Nissanem i już zaraz potem tym BMW. A ja tymczasem postaram się przygotować kolejne sesje by Gosia nigdy się nie nudziła :)
Jak dobrze pójdzie, to niedługo też będziecie mogli zobaczyć coś jeszcze, ale to niespodzianka :)
Pogoda nawet całkiem nieźle dopisała, w odpowiednim momencie chmury odsłoniły czyste niebo. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie dwa żywioły, które przypuściły na nas zmasowany atak.
Pierwszy z żywiołów to powietrze, a właściwie w powietrzu czyli miliony komarów atakujących nas bez względu na wszystko. Mimo, że byliśmy oblani od stóp do głów środkiem odstraszającym komary, to i tak te małe wampiry gryzły nas non stop w każdy możliwy milimetr kwadratowy skóry. Uwierzcie mi, że takiego czegoś jeszcze nie przeżyłem. Miałem wrażenie, że nawet na bagnach nie ma tylu komarów co tam :)
Drugi żywioł to woda. Stałem za statywem, gdy nagle i bez ostrzeżenia włączyły się spryskiwacze. Były tak ukryte w trawie, że zupełnie nie zwróciliśmy na nie uwagi. W ciągu pierwszych kilku sekund gdy ratowaliśmy komputery, zostaliśmy kompletnie zmoczeni. Na szczęście aparat stał dosyć wysoko na statywie i to go uratowało. Przetestowałem za to szczelność moje walizki na aparat i odporność generatora Ranger na wodę. Oba testy zakończyły się pomyślnie :)
Udało nam się szybko opanować wodę przykrywając spryskiwacze tym co mieliśmy pod ręką czyli moją kurtką, pokrowcem na komputer, zatyczkami do lamp itd. Zdobyłem tym samym kolejną sprawność fotografa plenerowego - umiejętność sprawdzania czy na trawie gdzie fotografuję, nie ma czasem zainstalowanych spryskiwaczy. Teraz gdy o tym myślę, to idealnie utrzymana trawa i olbrzymie ilości komarów powinny dać mi do myślenia. Powinienem skojarzyć te fakty, że to w obu przypadkach efekt dużej ilości wody...
W mokrych spodniach i z niezliczonymi śladami po ukąszeniach, skończyliśmy jednak zdjęcia. Niedługo będę mógł Wam pokazać efekt końcowy. Jak tylko Gosia skończy trzy inne zlecenia, potem zajmie się Nissanem i już zaraz potem tym BMW. A ja tymczasem postaram się przygotować kolejne sesje by Gosia nigdy się nie nudziła :)
Jak dobrze pójdzie, to niedługo też będziecie mogli zobaczyć coś jeszcze, ale to niespodzianka :)
Komentarze