Przejdź do głównej zawartości

Kalendarz Profi Auto 2016 czyli moje podróże po świecie


Założenie kalendarza było proste. Fotografie mam zrobić w sześciu rozpoznawalnych miejscach na całym świecie. Na każdym zdjęciu ma pojawić się inna modelka i inny samochód. Czy można dostać lepsze zlecenie? Byłem podekscytowany !!!


No dobrze. Było jeszcze jedno małe zastrzeżenie. Wszystkie zdjęcia musiałem zrobić, nie ruszając się z Katowic … Firma postawiła przede mną naprawdę trudne zadanie.
Motywem przewodnim miała być akcja Pit Stop, jaką Profi Auto prowadzi już od kilku lat. Warunkiem koniecznym było pokazanie tych czynności serwisowych, jakie są przeprowadzanie w czasie autentycznych akcji, a także dziewczyn w strojach mechaników. To, co mogłem wybrać, to miejsca zdjęć oraz w pewnym zakresie samochody. Do zrobienia było tylko sześć fotografii, ale ilość pracy, w pierwszej kolejności głównie logistycznej, jaka się wiązała z kalendarzem, była ogromna. A właśnie kończyło się lato…

Gdy zdjęcia widzicie teraz już gotowe, koncepcja wydaje się banalnie prosta, wtedy jednak poświęciłem kilka dni, by wszystko przemyśleć i znaleźć optymalne rozwiązania wielu problemów. Gdy już poukładałem sobie to jakoś w głowie, to przede wszystkim musiałem sam sprawdzić, czy moje pomysły, jak zrobić te montaże, mają szansę realizacji. Zrobiliśmy z Gosią kilka prób i gdy efekty były już dobre, zabrałem się do dalszej pracy.

Pierwsza trudność to znalezienie, a co gorsza skoordynowanie, dziewczyn, dostępności samochodów, teł, prawdziwych plenerów i pogody. Całe szczęście, że ekipa z Profi Auto, podchodziła do zadania z dużym entuzjazmem i zaangażowaniem, dzielnie znosząc moje ciągłe telefony i maile z pytaniami i problemami do rozwiązania. Pracowaliśmy więc w wspólnie szukając modelek, plenerów, zdjęć teł na stockach, no i próbując dopasować do tego odpowiednie samochody, nie tylko pod względem modeli, ale też i koloru. Kilka razy przesuwaliśmy terminy zdjęć, bo jak mieliśmy np. już dziewczyny i samochody, to pogoda się psuła. Jak była dobra pogoda i były samochody, to akurat modelki nie mogły wtedy i tak w koło :) Bardzo zależało nam na nowym BMW 7, ale tu musieliśmy czekać do daty premiery, a wybrany Mercedes AMG A 45, sprzedał się dwa dni przed sesją. Za oknem ciągle padał śnieg i nawet w pewnym momencie zaczęliśmy się zastanawiać nad jakimś planem awaryjnym, bo nie wyglądało to dobrze.

Wreszcie w połowie października, czyli w terminie, w którym początkowo miałem już oddać obrobiony materiał, pogoda pozwoliła nam ruszyć ze zdjęciami. Było cudowne bezchmurne niebo, słońce, 6 stopni i zabójczy wiatr.  Po godzinie byłem już przemarznięty, a jeszcze nawet nie zdążyliśmy ustawić kadru. Musiałem zaplanować kadr tak, aby o określonej godzinie, pojawiło się światło na jakim mi zależało. Oczywiście dzień wcześniej musiałem to sprawdzić. Teoretycznie pierwsze zdjęcie było najprostsze, bo mogło być zrobione jednym strzałem. Wybraliśmy bowiem na jedno z tych rozpoznawalnych miejsc na świecie… Katowice.



Powodów było kilka, ponieważ pozostałe zdjęcia miały być montażami, to jedno miało łamać konwencję i trzymać widza w niepewności, czy aby to są na pewno jednak montaże? Ponadto, Centrum Kongresowe to naprawdę świetna architektura i zasługuje, by ją pokazać.
Zależało mi na takim kadrze, by Spodek odbijał się w elewacji Centrum, na zdjęciu nie było innych ludzi, bryła budynku była dobrze pokazana, samochód odpowiednio oświetlony, nie mówiąc już o dziewczynach. Czy to aż takie trudne do zrobienia?

Spodek, który odbija się w elewacji, był dobrze oświetlony około godz. 9:00, Centrum Kongresowe  około 11:00, dolna część schodów o 12:00, a samochód dopiero po 13:00. W dniu zdjęć, w Centrum odbywał się jakiś kongres i wszędzie kręciło się mnóstwo kobiet ubranych na biało, przed wejściem, akurat tego dnia ekipa budowlana instalowała jakieś pachołki, wiatr był tak duży, że aby zapanować nad fryzurami modelek, musieliśmy osłaniać je blendami bardzo blisko twarzy. No i w efekcie zdjęcie jest montażem wielu klatek.
Na szczęście dziewczyny było bardzo dzielne i mimo, że zamarzały na wietrze, to pozowały jakby ogrzewało je majowe słońce :)


Prosto z Katowic udaliśmy się w okolice Taj Mahal. Tu trudności trochę wzrosły. Musiałem bowiem od razu na planie znaleźć taką perspektywę zdjęcia, aby pasowało do tła. A nie jest to komfortowe, gdy trzeba szybko podejmować decyzję, aby zdążyć przed końcem światła. Oczywiście też, zgodnie z prawami Murphiego, wiatr wieje w złą stronę i na flagach napisy układają się odwrotnie.


Następny przystanek: Moskwa. Tym razem jest w miarę ciepło. Ci co mogą, grzeją się w namiocie, a ja znowu kombinuję jak dobrać odpowiednią perspektywę. Nie podoba mi się efekt i już na planie podejmujemy decyzję, że zmieniamy tło, nadal jest to Plac Czerwony, ale w innym ujęciu. Trzeba w związku z tym cały plan zdjęciowy obrócić o 180 stopni aby zgadzały się kierunki padania światła. W innym też miejscu musi się pojawić modelka. Wszystko inaczej niż miało być, ale trzeba szybko podejmować decyzję, bo światło zaraz ucieknie. Zresztą i tak jest dosyć średnie. A przecież mój ajfon  twierdził, że będzie piękne słońce. Trudno, kończymy. Anita wraca do namiotu się przebrać, ja rozłączam już aparat i kompa i w ty momencie wychodzi słońce. Aniiiiiitaaaaa, wraaaaacaaaaaj!!!! No i robimy wszystko do początku.


A zaraz potem szybko kierunek- Egipt. Jest już końcówka października, w sklepach wszędzie znicze, a ja mam plan, by modelka wystąpiła w stroju kąpielowym na plaży. Jeszcze dzień wcześniej gryzłem paznokcie, zastanawiając się jak zrobić to zdjęcie i nie musieć prosto z planu odwozić modelkę do szpitala z odmrożeniami.
I stał się cud, popołudniowe słońce grzało tak mocno, że po kolei zdejmowałem kolejne sweterki. Inez w bikini opalała się czekając aż wszystko będzie gotowe do zdjęć, a ja co chwila pod pretekstem korekty kadru, odpalałem fantastyczny silnik V8 w Mercedesie AMG G 63 i przejeżdżałem dwa metry w lewo, tylko po to, by po chwili stwierdzić, że jednak to miało być dwa i pół metra w prawo…
Słońce nieubłaganie zachodziło i w końcu trzeba było brać się do pracy. Ale jak mogę nazywać to pracą, gdy przed obiektywem mam Piękną i Bestię, a wszystko to w ciepłych promieniach zachodzącego słońca… Szkoda tylko, że obok hałas autostrady, miesza się ze szczekaniem psów, krzykami dzieci, jesiennymi liśćmi i pustymi butelkami po piwie… A jednak trochę wyobraźni i widok przez obiektyw pozwala zobaczyć zupełnie inny świat.



Trudno, trzeba wracać do zimnej Europy i tak lądujemy w chłodny, jesienny wieczór w Rzymie. Na szczęście przed chwilą przestało padać. Za to samochód mamy znowu bardzo gorący: Alfę 4C. Musimy zgodzić się na pewnie ograniczenia, bo nie możemy samochodem wyjechać na zewnątrz. Rzym znam za to doskonale, bo przejrzałem ponad 10.000 zdjęć Rzymu na stockach i z wielkim trudem znalazłem fotografię tła, która mi pasowała do koncepcji.


I na koniec Paryż. W ciepłym salonie, popijając wyborną kawę, detal po detalu oświetlam wnętrze BMW serii 7. Czysta przyjemność. O problemach, jakie się oczywiście pojawiają, szybko zapominam.

Teraz bowiem gdy skończyły się zdjęcia, zaczyna się zabawa. Obróbka i montaż. Działamy wspólnie z Gosią, próbując czasem pogodzić ogień i wodę, gdy autentyczność zdjęcia wymaga jednego, a istota kalendarza, czegoś przeciwnego. Im bardziej zbliża się termin oddania zdjęć do druku, tym więcej szczegółów chciałbym poprawić albo zmienić. Znowu kłania się szanowny Murphie.

W Wigilię, zamiast pierwszej gwiazdki oglądam kalendarz, który właśnie do mnie dociera. Fajny, ale ja już zaczynam pracę nad koncepcją następnego. Ciekawe, jakie ty razem będę wyzwania. No i jakie  samochody będą tłem dla jakich kobiet?

Zobaczymy :), a na razie parę zdjęć z backstage'u:

Fot. Wojtek Bednarczuk

Fot. Wojtek Bednarczuk

Fot. Wojtek Bednarczuk
Fot. Wojtek Bednarczuk



Fot. Wojtek Bednarczuk


Fot. Wojtek Bednarczuk

Fot. Wojtek Bednarczuk

Fot. Wojtek Bednarczuk

Fot. Wojtek Bednarczuk

Fot. Wojtek Bednarczuk

Fot. Wojtek Bednarczuk

Fot. Wojtek Bednarczuk

Fot. Paweł Pszczoła

Fot. Paweł Pszczoła


Kalendarz Auto Profi 2016

fotografie : Artur Nyk
asystenci : Ania Burek, Paweł Pszczoła, Wojtek Bednarczuk
stylizacja : Tatiana Szczęch
wizaż: Kasia Gajda, Maja Ogiegło
fryzury: Dominik Zok / Cyrulik Śląski
postprodukcja : Gosia Kłosowska, Artur Nyk
modelki : Wioleta Budnik-Juhlke, Kamila Gawenda, Inez Lajblich, Paulina Nocoń, Anita Sikorska, Monika Wojtunik
produkcja sesji : Profi Auto

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na p...

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak...