Przejdź do głównej zawartości

Mark Knopfler w Krakowie ( a ja ciągle w Katowicach )


Na jaki to koncert jedziesz? Na Knopflera. Na kogo???
Taki dialog miał miejsce kilka razy. Dziwiłem się, że są ludzie, którzy go nie znają, ale może nie powinienem. W końcu to tylko ja mam wszystkie jego płyty.
To miał być mój drugi koncert Marka, poprzednio widziałem go w Spodku, dziesięć lat chyba temu. Bilet kupiłem w październiku ubiegłego roku i dzielnie czekałem.

No i zgodnie z prawami Murphy'ego, tak się wszystko ułożyło, że dokładnie w dzień koncertu wypadła mi ważna sesja. Wyliczyłem sobie wszystko co do minuty, dodałem margines bezpieczeństwa, zatankowałem samochód do pełna i pojechałem na sesję.

A sesja była konkretna. We wnętrzach Porcelany Śląskiej, robiłem zdjęcia dla agencji Creogram. Ludzie lewitowali, strzelały lasery, grasowali rzeźnicy ścigani przez motocyklistów i graficiarzy. No i oczywiście były piękne kobiety.
Oczywiście też wszystko trwało dłużej niż sobie zaplanowałem. W końcu to normalne. Trochę też miał na to wpływ mój nowy Canon 5Ds. Ale o tym następnym razem, cały czas go testuję i wyciągam wnioski.
Wszyscy pocieszali mnie: na pewno zdążysz, przecież żaden koncert nie zaczyna się punktualnie.

Nie zdążyłem. Na szczęście spóźniłem się tylko 15 minut ( jak dobrze jest mieć szybki samochód) i straciłem tylko dwa kawałki.

Pierwszy raz byłem na koncercie w hali Arena i byłem pod wrażeniem, podobało mi się wszystko poza akustyką. Siedziałem na płycie, prawie na samym końcu. Byłoby całkiem znośnie, gdyby nie duży pogłos. Już nie czepiam się, że nie rozumiałem słów. Byłem na wielu znacznie gorzej nagłośnionych koncertach. W Spodku też przez pół koncertu akustyk walczył z dźwiękiem, a to naprawdę dobra akustycznie przestrzeń. Ale Knopfler kojarzy mi się zawsze z perfekcyjnym dźwiękiem. Wszystkie jego płyty są nagrane znakomicie, z niektóre wręcz perfekcyjnie, więc lekki niedosyt pozostał.

Zresztą to wszystko nie miało aż takiego znaczenia, bo koncert był rewelacyjny. Nie spodziewałem się muzyki filmowej, ani tak dużej ilości starych kawałków Dire Straits. Lepiej być nie mogło. Zwłaszcza pod koniec koncertu, gdy pierwsi odważni pobiegli pod scenę, ignorując zakazy. Za nimi ruszyli kolejni i ja sam gdy tylko to zauważyłem. Wreszcie parę metrów od sceny wszystko dobrze widziałem i trochę lepiej słyszałem.

A w zasadzie widziałbym, gdyby nie ludzie, którzy nagrywali filmy, trzymając telefony nad głowami.  Po czymś takim, obiema rękami podpiszę się pod zakazem wnoszenia telefonów na koncerty. Założę się, że nic dobrego z tych nagrań im nie wyjdzie, patrząc jak machali telefonami w rytm muzyki. Za to znakomicie wychodziło im zasłanianie widoku innym.

Dwie godziny znakomite zabawy i kolejne dwie godziny, by wydostać się stamtąd. Jadać zastanawiałem się, jaka szkoda, że nie można zachować tych chwil. Marzyło mi się, by zdobyć nagranie tego koncertu, by móc jeszcze raz go posłuchać. Zwinąłem nawet jakąś ulotkę, ale nie miałem czasu się jej przyjrzeć. Dopiero w domu z zachwytem przeczytałem, że będę mógł kupić pełny zapis koncertu :)
Gdy piszę te słowa, słucham chyba już dziesiąty raz poniedziałkowy koncert. Za skromne 17 euro, ściągnąłem cały koncert w formacie FLAC. Jakość jest świetna. Znowu mogę przeżywać koncert. Nie wiem, dlaczego nikt wcześniej nie wpadł na ten pomysł. Bardzo chętnie kupiłbym nagrania z kilku koncertów na jakich byłem.

Narzekałem przed chwilą na ludzi nagwyających koncert telefonami, na szczeście byli też robiący to bardziej świadomie. Zobaczcie jak skończył się koncert jednym z moich najbardziej ulubionych kawałków.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Test nieobiektywny czyli MacBook Pro Retina czyli gruby kontra chudy

Dawno już nie robiłem porządnego testu i postanowiłem to dzisiaj nadrobić. A okazja jest wyjątkowa, bo na moje biurko zawitał najnowszy MacBook Pro Retina. Nie ma w sieci jeszcze zbyt wielu testów, a zwłaszcza zrobionych pod kątem wykorzystania go w fotografii. Nie znajdziecie więc tu żadnych benchmarków i wykresów, a tylko mój prywatny test tego, co dla mnie, jako fotografa, najważniejsze. 1. Dlaczego Retina Gosia, która obrabia moje zdjęcia, pracuje w studio na Mac Pro 1.1, który swoje lata już ma albo w domu na MacBooku Pro sprzed ery unibody. Ten ostatni domagał się już wymiany od jakiegoś czasu i  czekaliśmy od kilku miesięcy na zapowiadaną nowość. Bez względu, co by Apple pokazał, miał to być najnowszy i silny komp, tak, aby mógł sprawnie pracować przez kolejne 3-4 lata. Po premierze byłem zachwycony Retiną i niską wagą nowego Maka. Gorzej było z ceną. 10.200 zł za podstawowy model, wyglądało na cenę z kosmosu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak nie kupić modelu z poprze

O fotografowaniu samochodów czyli wielka ściema

W fotografii coraz mniej rzeczy jest takimi, jakimi się wydają... Na przykład fotografie samochodów. Kiedyś, jeśli na zdjęciu samochód był w ruchu to praktycznie na 100% wiadomo było, że fotograf rzeczywiście zrobił to zdjęcie w trakcie jazdy. A dzisiaj w fotografii reklamowej  pewne jest co innego. Pewne jest, że na pewno tak to nie wyglądało w rzeczywistości... W tym tygodniu robiłem sesję z mojego trochę już zapomnianego cyklu: Kobiety za kierownicą. Nadmiar pracy w ostatnich miesiącach oraz problemy w pogodą, nie pozwoliły mi na wcześniejszą kontynuację. Ale skoro w listopadzie mamy prawie wiosenne słońce, to trzeba było się brać do pracy. W planie miałem dwa zdjęcia w kabriolecie, jedno w ciągu dnia, drugie w nocy. Założeniem sesji jest pokazanie rzeczy, które kobiety nie powinny robić w trakcie jazdy, a że czasami im się zdarza to już inna sprawa... Ale skoro nie powinny, to nie mogłem od nich wymagać, by robiły to naprawdę. Od początku wiedziałem, że w związku z tym wszystki

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo