Przejdź do głównej zawartości

BMW czyli jak wybrać samochód dla fotografa - część 3

BMW było szybkie. Wieczorem zostawiłem wiadomość na stronie, a rano rozmawiałem już z człowiekiem z centrali i ustalałem , który salon chcę odwiedzić. BMW było też bardzo ciekawe. Wysyłając formularz, musiałem podać mnóstwo danych. Ciekawe jest też to, że na stronie BMW znalazłem w różnych miejscach trzy różne formularze i w każdym z nich chciano ode mnie inne dane. Pan, który zadzwonił, też zadał mi kolejne pytania, np. ile chcę wydać? Czy to nie oczywiste, że jak najmniej?

Ten przód ciągle mnie nie przekonuje, zwłaszcza lampy.  Źródło: BMW

Telefon z salonu otrzymałem następnego dnia, a dokładnie 24 godziny później siedziałem w BMW serii 1. Siedziałem, bo sprzedawca, z którym byłem umówiony gdzieś wyszedł. Zaproponowano mi kawę, ale wolałem posiedzieć w samochodzie i dokładnie mu się przyjrzeć. Pierwsze wrażenie - bardzo nisko zamontowany fotel i dosyć ciasne wnętrze. A może nie tyle ciasne, co sprawiające takie wrażenie, bo przestrzeń naokoło kierowcy jest mocno zabudowana. Ustawiłem fotel tak, by nogi były wygodnie wyprostowane i stwierdziłem, że w sumie to jest całkiem sporo miejsca. Chciałem teraz usiąść z tyłu, by zobaczyć ile tam jest przestrzeni. Ale nie mogłem. Nie było nawet tyle miejsca, by włożyć nogę.
Wreszcie zjawił się sprzedawca i od razu musiał zmierzyć się z moim zarzutem, że z tyłu nie ma miejsca dla pasażerów. Szybko uwodnił mi, że nie mam racji. Był mojego wzrostu, usiadł z przodu i pokazał mi, że mam zbytnio oddalony fotel, gdyż nie mógł położyć nadgarstka na szczycie kierownicy. OK, musiałem przyznać, że przesadziłem z odsunięciem fotela. Z tyłu da się jednak siedzieć, ale na luksus sporej przestrzeni nie liczcie.

Na zdjęciu wnętrze wygląda przeciętnie, w rzeczywistości jest znacznie lepiej.   Źródło: BMW

Gdy podpisywałem papiery przed jazdą, sprzedawca zadał mi filozoficzne pytanie, czego oczekuję od samochodu? Komfortu… dobrego prowadzenia… radości z jazdy… wydukałem. Czego w końcu można chcieć od samochodu gdy przychodzi się do BMW? Raczej nie niskiej ceny.



O ile miałem niewielkie zastrzeżenia do zachowania sprzedawcy (dzień wcześniej próbował mi sprzedać samochód od razu przez telefon), to gdy wsiedliśmy do samochodu jego zachowanie mogłem określić tylko jednym słowem: profesjonalizm. Podobnie jak w Maździe, zaproponował, że najpierw on sam pokaże co potrafi samochód. Niestety całkowicie pominął wyposażenie, natomiast o właściwościach jezdnych opowiadał bardzo dużo i wyczerpująco. Wszystko to miało chyba sprawić, bym wbił sobie do głowy jedną prawdę - tylny napęd jest najlepszy. Przejechaliśmy szybko kilka ładnych zakrętów, złapał mnie na tym, że sądziłem, iż jedziemy wolniej niż jechaliśmy w rzeczywistości i przekonał, że nawet w czasie szybkiej jazdy jest na tyle cicho, by swobodnie rozmawiać. W międzyczasie dojechaliśmy do Jastrzębia i tam mogłem wreszcie usiąść za kierowcą.

Tył już jest lepszy, ale ciągle to nie jest samochód, który kupuje się dla wyglądu.   Źródło: BMW

Fotel, lusterka, jedynka i gaz. Łaaaadnie, dwójka, trójka, czwórka i uśmiech na twarzy. Piątka okazała się zbyteczna, wrzuciłem szóstkę i leniwie jechaliśmy te sto-trzydzieści. Zaniepokoiła mnie jedna sprawa, po trzech minutach czułem się, jakbym jeździł tym BMW od roku. A to znaczy, że może za bardzo mi się spodobać i rzeczywiście zacznę myśleć o kupnie. Ostry zakręt, gaz na wyjściu i prosta. To po ile teraz nerki chodzą? W końcu mam dwie i jedną mógłbym sprzedać. Jechałem prawie najsłabszą wersją: 1,6 136 KM i tylko 8,5 s do setki. To jak jeżdżą mocniejsze wersje? Na autostradzie przyśpieszyłem na chwilę jeszcze bardziej, oczywiście w wyłącznie w celach naukowych, by sprawdzić poziom hałasu. Nadal przyjemnie cicho.
Z komfortem było trochę gorzej, zawieszenie dokładnie informowało moje plecy o stanie polskich dróg. Moje Mondeo w porównaniu z tym to miękka kanapa. Łokciem trącałem wciąż o drzwi, a bagażnik oceniłem na aparat, trzy lampy, softy i statywy do kompletu czyli bardzo przeciętnie. Mimo to sprzedawca kilka razy przypominał mi, że w stosunku do poprzedniego modelu poprawiono komfort i zwiększono przestrzeń. Jeździłem poprzednią generacją i jakoś nie zauważam by mocno powiększyła się przestrzeń, a komfort też jest porównywalny.
Czy ten samochód się dla mnie nadaje? Na właściwości transportowe nie ma co liczyć, ale codzienna jazda na pewno sprawia dużą frajdę. Tak dużą jak cena. Czy jest tego warta? Mam już swoje przemyślenia, ale poczekam z tym do końca mojego testu.

Gdy wróciliśmy do salonu, skonfigurowaliśmy samochód. Wersja trzydrzwiowa z automatyczną klimą, sportowymi siedzeniami (tylko dlatego, że okazały się wygodne), alufelgi i lakier metalik. Tylko 108.000 zł. Widziałem, że sprzedawca był zdziwiony moim wyrazem twarzy. Po chwili zagłębił się znowu w komputer i… dostałem rabat. Ponieważ producent się nie wyrabiał z produkcją, to do 5 stycznia dawali rabat wyprzedażowy na samochody z 2014 roku czy jakoś tak. Wprawdzie był już 8 styczeń, ale sprzedawca obiecał to załatwić, trzeba było się tylko pośpieszyć i najlepiej od razu podjąć decyzję i zamówić samochód. Okazja ogromna, cena po rabacie to tylko 96.000 zł! Nawet w pierwszej chwili się złapałem na to. Po chwili jednak otrzeźwiałem i powiedziałem, że muszę to przemyśleć na spokojnie, a poza tym chcę zobaczyć jeszcze Audi A3. To niech lepiej kupi pan golfa, przecież to to samo - usłyszałem. Okazało się, że pan sprzedawca pracował wcześniej w Audi i doskonale wie, że nie może się ono równać w żaden sposób z BMW.

OK. Sprawdzę to.

Komentarze

Gdy "się robi" zdjęcia dla Ferrari to można się nim przejechać, czy raczej jest opcja proszę nie dotykać ?
gumiber pisze…
mam wrażenie, że testujesz nie te modele co trzeba :)
Artur Nyk pisze…
Mnie się bardzo podobają te modele :) Od 15 lat jeżdżę kombi. Nuda :)
Artur Nyk pisze…
A Ferrari, które fotografowałem, były niezarejestrowane, więc jazda była wykluczona :)
Unknown pisze…
Pozwolę sobie zauważyć, że uwaga sprzedawcy o porównaniu audi do vw była wysoce nieprofesjonalna.
Unknown pisze…
To moźe przesiądź się na vany, potestuj jakąś zafirę, scenica czy coś w tym stylu
Artur Nyk pisze…
Jakoś vany obchodzę jednak z daleka :) Ostatnio zajrzałem do Zafiry i nie mogłem sobie siebie w niej wyobrazić. Za brązowo w środku :)
Unknown pisze…
Ten komentarz został usunięty przez autora.

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak...

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na p...