Przejdź do głównej zawartości

Stary pałac, koń i panny młode

Siedziałem kiedyś na rynku w Krakowie, piłem spokojnie kawę gdy nagle kilka metrów dalej pojawiła się panna młoda na koniu, a za nią pan młody i cały orszak ślubny. Odtąd kombinacja panna młoda + koń, stała się dla mnie całkowicie realną i ciekawą sytuacją.
Gdy więc w rozmowach z Patrycją Szlażko na temat sesji sukien ślubnych, pojawił się pomysł konia, gorąco go poparłem.
Koń, który się pojawił na sesji był bardzo przyjazny. I bardzo osiołkowaty. Rozstawiał szeroko nogi, robił głupie miny i uparcie robił wszystko, tylko nie to co chcieliśmy.
Na domiar złego zaczął padać deszcz, zrobiło się ciemno, a obok pałacu zaczęła wyć syrena alarmowa i rozległ się głos: uwaga pożar, uwaga pożar.
Koń dobrał się do kory drzewa i zaczął się nią zajadać i zrobił kupę. Tak po prostu, przy wszystkich i to na sesji.

Na szczęście gdy przenieśliśmy się do wnętrza pałacu, już wszystko dalej potoczyło się bez problemów. No może bez większych problemów, ale o tym już pisałem.

Teraz możecie zobaczyć co z tego wszystkiego finalnie wyszło. Oto część ze zdjęć.




















Fotografie: Artur Nyk
Asystent: Paweł Pszczoła
Modelki: Kamila Gawenda, Dorota SpaczyńskaStylizacja: Stylish You 
Makijaż: Marta Chrobak
Fryzury: Renata Rosołowska, Łukasz Ludwig 
Suknie ślubne: Patricia Szlażko
Postprodukcja: Katarzyna Foszcz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jestem za głupi czyli o sztuce nowoczesnej raz jeszcze...

Wracam powoli do normalnego trybu pisania codziennie.... mam nadzieję:) Rozleniwiłem się ostatnio, to fakt, za to spędzałem czas bardzo przyjemnie :) Jednym z efektów była wizyta w MOCAKu, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie . Miałem od dawna wielką ochotę zobaczyć to muzeum, głównie z powodów architektonicznych. I rzeczywiście, muzeum zachwyca. Nie ma tu mowy, byśmy mogli mieć kompleksy w porównaniu z innymi muzeami tego typu na świecie. Mimo swojego ogromu, budynek jest bardzo kameralny. Czysta forma architektoniczna pozwala na ekspozycje każdej możliwej formy sztuki.

Aperture vs Lightroom czyli test nieobiektywny

Przy okazji jednego z ostatnich postów na temat Aperture, jeden z czytelników o pseudonimie Kashiash, spytał, co zyska przechodząc z Lightrooma na Aperture. Uznałem, że to bardzo dobre pytanie, co najmniej tak samo ważne jak to, czy lepszy jest Canon czy Nikon. Wy oczywiście wiecie, co ja o tym sądzę :) Aby podejść do tematu solidnie, ściągnąłem trial Lightrooma, by zobaczyć, co się pojawiło nowego w czwartej wersji. Przyznaję się, że nie poświęciłem kilkunastu godzin na dogłębne poznanie wszystkich funkcji i mogę się mylić co do szczegółów. Aby było łatwo porównać oba programy, stworzyłem katalog z trzydziestoma zdjęciami i wgrałem do każdego z programów. Nie będzie to kompletny test, a raczej skupienie się na istotnych różnicach. Nie miejcie wątpliwości, że wychodzę z założenia o wyższości Ap, gdybym tak nie uważał, to nie używałbym go :) Postarałem się jednak znaleźć też wszystkie pozytywne cechy Lr. Ponieważ nie pracuję na nim, mogłem o czymś nie wiedzieć i przez to pominąć jak

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać :) Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów.  Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu.  Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy). Na początku w