Przejdź do głównej zawartości

Studium powstawania zdjęć czyli jak zwykle nowe inspiracje z Festiwalu Fotografii w Rybniku

Ten festiwal to dla mnie już stały punkt programu. Tam pierwszy raz występowałem przed dużą publicznością, potem jeździłem tam oglądać i słuchać prezentacji innych fotografów, a od dwóch lat robię tam warsztaty. Tym razem pokazywałem jak fotografować samochody i choć myślałem, że zainteresuje to samych facetów, ku mojemu wielkiemu (i miłemu) zdziwieniu połowa uczestników to były panie. Jak zwykle wolne miejsca rozeszły się błyskawicznie i słyszałem nawet, że na FB pojawiły się jakieś spiskowe teorie, że miejsca przydzielane są tylko znajomym królika :) Ale nie ma się co dziwić, gdy warsztaty są darmowe, to miejsca znikają natychmiast. W tym momencie chciałbym przeprosić wszystkich, którzy nie dostali się, ale nie mogłem zaprosić wszystkich chętnych, bo wtedy zamiast warsztatów byłby możliwy tylko wykład.
Choć zajęcie były w miarę krótkie, udało mi się pokazać sporo przykładów jak podchodzić do fotografowania i myśleć o świetle na samochodach, coś o czym mógłbym mówić godzinami :) Zrobiliśmy dwa sety, robiąc zdjęcia w świetle naturalnym i z doświetlaniem błyskowym oraz pokazałem jak potem wygląda postprodukcja takich zdjęć.

fot. Anita Gąsior

fot. Wojtek Bednarczuk



A potem mogłem już na spokojnie z kawą w dłoni oglądać i słuchać innych fotografów. Na tym festiwalu lubię to, że zapraszani są tam ludzie fotografujący w najróżniejszych klimatach. Części z nich pewnie nigdy nie miałbym szans zobaczyć, a już dawno stwierdziłem, że od każdego można czegoś się nauczyć. W tym roku o przemianach na Górnym i Dolnym Śląsku opowiadał Michał Cała, ilustrując to zdjęciami małych miasteczek jaki robi od wielu lat. Potem Paweł Adamiec pokazywał swoje totalnie zwariowane stylizacje, które sam przygotowuje i fotografuje. Gdy usłyszałem jak dużo już tych sesji powstało, to się załamałem. Oczywiście porównaniem ile mnie udaje się robić sesji :)



Następna prezentacja Wojtka Grzędzińskiego przejechała po nas jak walec. Po raz pierwszy na sali było tak cicho, ale oglądając przejmujące zdjęcia wojenne nikt nie miał ochoty nawet na jedno słowo komentarza. Dobrze, że potem Wojtek przeszedł do bardziej optymistycznego materiału, kończąc zdjęciami selfie prezydenta Komorowskiego.

I na koniec, coś w moich klimatach czyli reklamowe zdjęcia Tomka Albina. Tomek zrobił świetną prezentację, pokazując kompletne studium swojej ostatniej sesji zdjęciowej dla mBanku.
Chciałbym je tu pokazać, ale ku mojemu zdziwieniu tego zdjęcia nie ma nigdzie w necie. Jeszcze niedawno było na stronie mBanku, ale już są jakieś nowe promocje i fota zniknęła. Jedynie na FB Tomka możecie zobaczyć zdjęcia z backstage'u. Była to fota faceta jadącego na rowerze obok stojących w korku samochodów. Może ktoś potraf namierzyć to zdjęcie, to wrzućcie proszę link w komentarzach. Niby dosyć proste zdjęcie, gdyby nie to, że miało być na nim lato, a trzeba je było zrobić w lutym w Warszawie. Nie da się? Oczywiście, że się da. Budżet? Tomek wspomniał o 300.000 zł. Dużo? Może tak, może nie. Ja jestem pewny, że tu w Katowicach zrobiłbym taniej. Pytanie jak dużo taniej?

A co jest w tym takiego drogiego? Czas na przygotowanie sesji, znalezienie modeli, miejsca i wszystkich innych potrzebnych rzeczy,  to tylko tydzień. Zdjęcia odbyły się w poniedziałek, a w piątek billboardy wisiały już na mieście. Obróbka i przygotowanie do druku musiała być błyskawiczna. Scena odbywa się na dwupasmowej ulicy. Wyłączenie takiej ulicy w Warszawie na cały dzień, jest poza każdym budżetem. Musieli więc wynająć wewnętrzną ulicę na terenie Wyścigów Konnych. Ponieważ to luty, słońca jest mało, o ile w ogóle jest. Ściągnęli więc oświetlenie, główną lampę światła ciągłego 16kW, która musiała być zamontowana na podnośniku by symulować prawdziwe słońce. Oprócz tego światło błyskowe, by wspomagało światło zastane. Było tam pięć czy sześć generatorów 3200 Ws każdy! Aparat? Dwa średnioformatowe, na wypadek jakby jeden się zepsuł. No i się rzeczywiście jeden zepsuł od razu :)
To wszystko wymagało zasilania, a do takiej mocy nie można pociągnąć przedłużacza do najbliższej budki stróża. Więc ogromny generator prądu. Na planie dziesięć albo więcej samochodów, które imitowały korek. Do tego modele statyści, jako kierowcy stojący w korku. Główny model z berlińskiej agencji, bo w Polsce jest mało facetów modeli w wieku 30-40 lat (też wiele razy walczyłem z tym problemem). Na miejscu grafik, który składa od razu zdjęcia w finalne ujęcie, a dla grafika mały namiocik, by mógł w miarę komfortowa pracować. Oczywiście bus z cateringiem i dużo ludzi pracujących na planie. A wszystko w temperaturze minus jeden stopni i w ciągu dnia gdzie światło kończy się o 14:00. To tak, żeby zbyt komfortowo się nie czuć :)

Żeby nie było mało, na finalnym zdjęciu ma się znaleźć nowoczesna architektura, gdy tymczasem na planie są tylko ponure drzewa bez liści. Oczywiście to wszystko odbija się w samochodach, a na gotowym zdjęciu nie ma prawa się znaleźć. Klient chce by ostrość była w całym kadrze, czyli by  pierwszy i ostatni samochód był ostry. Oczywiście nie jest to możliwe, bo głębia ostrości tak daleko nie sięga, więc Tomek musi dodatkowo dzielić kadr na części i ostrzyć na każdy samochód osobno.

Model ubrany bardzo lekko, ma mieć zrelaksowaną, uśmiechniętą twarz. A mróz po minucie sprawia, że trzęsie się z zimna. Im dłużej pracują tym jest gorzej, trzeba więc robić przerwy i powtarzać i powtarzać. Pod tym względem modelki są dużo bardziej wytrzymałe od facetów :)

fot. Tomek Albin, rozjaśnienia po bokach są tu prawdopodobnie zrobione na potrzeby konkretnej odsłony reklamy - kliknij by otworzyć w większym rozmiarze (dzięki Paweł Okulowski za znalezienie zdjęcia)

Tomek opowiada dalej o postprodukcji, jak składali wszystko z wielu zdjęć i o końcowej decyzji klienta, który chce by jednak wszystkie samochody były poza ostrością…. Po pierwsze to beznadziejny pomysł, bo teraz wygląda to jakby zdjęcie rowerzysty było wklejone, po drugie masa czasu i energii poszła do kosza.  Gdy widzimy finalne zdjęcie, jest na nim tylko mały fragment pierwotnej sceny. Po co więc to wszystko, ciśnie się na usta pytanie. Nieważne, ta promocja już i tak minęła.


Jaki z tego wniosek? Po pierwsze ciągle, wbrew temu co wielu mówi, są jeszcze klienci, którzy są w stanie zapłacić duże pieniądze za zdjęcia. Po drugie, ci sami klienci potrafią zepsuć efekt zdjęcia nieprzemyślanymi decyzjami, to bardzo stary już wniosek. Po trzecie, i tak kochajmy takich klientów, bo dzięki nim mamy za co żyć. Po czwarte, średni format psuje się częściej niż mały obrazek (to dobra wiadomość dla wszystkich, których nie stać na taki aparat :) ). Po piąte, to będzie raczej smutny wniosek, świat dzieli się na taki, w którym fotograf nie musi mieć żadnego sprzętu, bo wszystko wypożycza na koszt klienta oraz na taki, w którym fotograf musi kupić cały sprzęt by móc pracować…

Tomek Albin, bardzo otwarty i wyluzowany facet,  potem opowiadał przy piwie jeszcze wiele innych historii i pokazywał inne sesje. Siedzieliśmy tam wszyscy do 2:00 w nocy. I za takie imprezy też lubię ten festiwal :)



A mnie przypomniała się jeszcze moja sesja, którą też robiłem kiedyś w Warszawie dla Avivy. Też była w lutym i też była to sesja letnia. Na plaży zresztą :) Opowiem o tym następnym razem.

PS. Zapraszam do udziału w ankiecie, która pomoże mi poznać Wasze opinie

Mam jeszcze do Ciebie prośbę. Jeżeli czujesz, że mój wpis dostarczył Ci wartościowych informacji i był pomocny, to skomentuj go, podziel się nim ze swoimi znajomymi i podaj im namiary na mojego bloga. Dzięki temu będę miał większą motywację do pisania :)


Komentarze

Unknown pisze…
proszę http://web.archive.org/web/20150315044325im_/http://www.mbank.pl/images/backgrounds/ekonto-mobilne-plus-1920x1080_2.jpg

pozdr. OQL
Artur Nyk pisze…
Dzięki Paweł :)

Popularne posty z tego bloga

Test nieobiektywny czyli MacBook Pro Retina czyli gruby kontra chudy

Dawno już nie robiłem porządnego testu i postanowiłem to dzisiaj nadrobić. A okazja jest wyjątkowa, bo na moje biurko zawitał najnowszy MacBook Pro Retina. Nie ma w sieci jeszcze zbyt wielu testów, a zwłaszcza zrobionych pod kątem wykorzystania go w fotografii. Nie znajdziecie więc tu żadnych benchmarków i wykresów, a tylko mój prywatny test tego, co dla mnie, jako fotografa, najważniejsze. 1. Dlaczego Retina Gosia, która obrabia moje zdjęcia, pracuje w studio na Mac Pro 1.1, który swoje lata już ma albo w domu na MacBooku Pro sprzed ery unibody. Ten ostatni domagał się już wymiany od jakiegoś czasu i  czekaliśmy od kilku miesięcy na zapowiadaną nowość. Bez względu, co by Apple pokazał, miał to być najnowszy i silny komp, tak, aby mógł sprawnie pracować przez kolejne 3-4 lata. Po premierze byłem zachwycony Retiną i niską wagą nowego Maka. Gorzej było z ceną. 10.200 zł za podstawowy model, wyglądało na cenę z kosmosu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak nie kupić modelu z poprze

O fotografowaniu samochodów czyli wielka ściema

W fotografii coraz mniej rzeczy jest takimi, jakimi się wydają... Na przykład fotografie samochodów. Kiedyś, jeśli na zdjęciu samochód był w ruchu to praktycznie na 100% wiadomo było, że fotograf rzeczywiście zrobił to zdjęcie w trakcie jazdy. A dzisiaj w fotografii reklamowej  pewne jest co innego. Pewne jest, że na pewno tak to nie wyglądało w rzeczywistości... W tym tygodniu robiłem sesję z mojego trochę już zapomnianego cyklu: Kobiety za kierownicą. Nadmiar pracy w ostatnich miesiącach oraz problemy w pogodą, nie pozwoliły mi na wcześniejszą kontynuację. Ale skoro w listopadzie mamy prawie wiosenne słońce, to trzeba było się brać do pracy. W planie miałem dwa zdjęcia w kabriolecie, jedno w ciągu dnia, drugie w nocy. Założeniem sesji jest pokazanie rzeczy, które kobiety nie powinny robić w trakcie jazdy, a że czasami im się zdarza to już inna sprawa... Ale skoro nie powinny, to nie mogłem od nich wymagać, by robiły to naprawdę. Od początku wiedziałem, że w związku z tym wszystki

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo