Przejdź do głównej zawartości

Decydujący moment czyli o utraconych szansach

Na pewno słyszeliście o "decydującym momencie", który według Henri Cartier-Bressona był kwintesencją danej chwili. To święta zasada większości pewnie fotografów dokumentalnych. Kto zdąży sfotografować moment gdy but ląduje na głowie prezydenta, ten jest królem fotografów.
Tylko, że w dzisiejszych czasach jest często efekt przypadku. Gdy Henri fotografował w swoich czasach, a zaczął to robić w latach trzydziestych ubiegłego wieku, mógł tylko pomarzyć o aparatach robiących 12 klatek na sekundę. Miałby jedną jedyną szansę na zrobienie takiego zdjęcia. Dzisiaj jest znacznie łatwiej, naciskam migawkę, aparat analizuje cały czas naświetlenie, ustawia ostrość i jeszcze kontroluje czy obiekt się porusza ją w miarę potrzeby.  A zdjęcia wcale nie robimy lepsze niż za czasów Henriego. A przynajmniej nie są o tyle lepsze, o ile polepszyła się technika od tego czasu.


I tu dochodzę do sedna. Najlepsza technika nie zastąpi umiejętności patrzenia. Fotograf wrażliwy na obraz zobaczy już chwile wcześniej, co się może zaraz wydarzyć i będzie czekał z wycelowanym obiektywem. A jeśli w uchwyceniu tego decydującego momentu pomoże mu technika, to tym lepiej. Bo (powtórzę to tysięczny raz) fotografia powstaje w głowie fotografa, a sprzęt tylko pomaga mu ją zarejestrować. Nie można liczyć, że "coś się trafi". Może się trafi, a może nie. Dobry fotograf nie liczy na przypadek tylko przewiduje, łączy fakty, wręcz projektuje w wyobraźni całe zdjęcie nim je zrobi. Myśli sobie: Ten gość dziwnie się zachowuje, jest nerwowy, zdejmuje but! Co może z nim zrobić? Będzie rzucał! Ale w kogo? Na pewno w prezydenta! Nie zdążę już przejść na prawo, musze fotografować stąd. To przekręcę na szerszy kąt i złapię w kadrze prezydenta i rękę rzucająca but. 
Oczywiście wszystko dzieje się w ułamku sekundy, ale doświadczenie zdobyte w setkach czy tysiącach takich sytuacji, pomaga. 
I dopiero wtedy fotograf zaczyna jechać serią.

A coś się dzieje gdy się nie myśli, nie przewiduje, nie jest się otwartym na otoczenie? Wtedy traci się szansę. Tak jak ja, robiąc zdjęcie tego starego Forda.
Zdjęcie byłoby całkiem sensowne (w kategoriach zdjęcia z wakacji), gdyby nie wjechał mi w kadr ten  #@!!!%###!!! peżot. 
Było leniwie i gorąco, jak to na wakacjach. nawet miałem przy sobie aparat, tyle, że w plecaku. Gdy wyłowiłem nietypowy dzwięk silnika, było już za późno, by zrobić zdjęcie od przodu. Błyskawicznym, jednym, płynnym ruchem wyjąłem mój aparat, wycelowałem i zrobiłem zdjęcie. A tu musiał się pojawić właśnie ten peżot! Taki jest właśnie efekt fotografowania gdy łapiemy moment bez zastanowienia. 

Gdybym na zdjęciu uchwycił UFO, to bez względu na to co jeszcze przypadkowego weszłoby mi w kadr i tak zdjęcie obiegło by cały świat. A w przypadku uchwycenia Forda, zdjęcie obiegnie cały mój blog.

Zresztą i tak jest poruszone :)





Komentarze

Marta pisze…
E tam, peżot dodaje smaczku, takie zderzenie starego z nowym :-)
To, że jest poruszone tylko dodaje mu uroku :-) A peżota da się usunąć w Photoshopie :-)
Mam trochę tego typu zdjęć, gdzie coś mi weszło czy wjechało w kadr. A to dlatego, że celuję i czekam, bo za moment będzie jeszcze lepsza chwila na naciśnięcie migawki... i coś wjeżdża. A tak nie wolno, trzeba celować i od razu robić i dopiero wtedy czekać na jeszcze lepszy moment i robić kolejne...
Artur Nyk pisze…
No ale to poruszenie jest za małe i na dodatek poruszony jest samochód, a nie tło. Wtedy było byto fajne :)
Ale tu masz rację, najpierw trzeba robić cokolwiek, a potem czekać na jeszcze lepszy moment :)
punktpotrójny pisze…
Trzeba było biec, wyprzedzać, oskrzydlić... ;)
Artur Artur jest już marzec ;)
Artur Nyk pisze…
wiem, wiem :) wracam lada moment :)

Popularne posty z tego bloga

Test nieobiektywny czyli MacBook Pro Retina czyli gruby kontra chudy

Dawno już nie robiłem porządnego testu i postanowiłem to dzisiaj nadrobić. A okazja jest wyjątkowa, bo na moje biurko zawitał najnowszy MacBook Pro Retina. Nie ma w sieci jeszcze zbyt wielu testów, a zwłaszcza zrobionych pod kątem wykorzystania go w fotografii. Nie znajdziecie więc tu żadnych benchmarków i wykresów, a tylko mój prywatny test tego, co dla mnie, jako fotografa, najważniejsze. 1. Dlaczego Retina Gosia, która obrabia moje zdjęcia, pracuje w studio na Mac Pro 1.1, który swoje lata już ma albo w domu na MacBooku Pro sprzed ery unibody. Ten ostatni domagał się już wymiany od jakiegoś czasu i  czekaliśmy od kilku miesięcy na zapowiadaną nowość. Bez względu, co by Apple pokazał, miał to być najnowszy i silny komp, tak, aby mógł sprawnie pracować przez kolejne 3-4 lata. Po premierze byłem zachwycony Retiną i niską wagą nowego Maka. Gorzej było z ceną. 10.200 zł za podstawowy model, wyglądało na cenę z kosmosu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak nie kupić modelu z poprze

O fotografowaniu samochodów czyli wielka ściema

W fotografii coraz mniej rzeczy jest takimi, jakimi się wydają... Na przykład fotografie samochodów. Kiedyś, jeśli na zdjęciu samochód był w ruchu to praktycznie na 100% wiadomo było, że fotograf rzeczywiście zrobił to zdjęcie w trakcie jazdy. A dzisiaj w fotografii reklamowej  pewne jest co innego. Pewne jest, że na pewno tak to nie wyglądało w rzeczywistości... W tym tygodniu robiłem sesję z mojego trochę już zapomnianego cyklu: Kobiety za kierownicą. Nadmiar pracy w ostatnich miesiącach oraz problemy w pogodą, nie pozwoliły mi na wcześniejszą kontynuację. Ale skoro w listopadzie mamy prawie wiosenne słońce, to trzeba było się brać do pracy. W planie miałem dwa zdjęcia w kabriolecie, jedno w ciągu dnia, drugie w nocy. Założeniem sesji jest pokazanie rzeczy, które kobiety nie powinny robić w trakcie jazdy, a że czasami im się zdarza to już inna sprawa... Ale skoro nie powinny, to nie mogłem od nich wymagać, by robiły to naprawdę. Od początku wiedziałem, że w związku z tym wszystki

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo