Przejdź do głównej zawartości

Znamy szczęśliwca, który zrobi 80 zdjęć na koszt UE cz.2

Niektórzy z Was pewnie pamiętają mój post z lipca na temat przetargu na zdjęcia dla gminy Siewierz. 
Dwa dni temu dostałem w komentarzach odpowiedź od pana Marcina Musiała, właściciela firmy, która wygrała ten przetarg. Dzięki temu mogę Wam przedstawić stanowisko firmy, którą tak skrytykowałem.
Oto ta odpowiedź:



Witam serdecznie nazywam się Marcin Musiałek jestem właścicielem P.U.H Rekoj & Joker.
Dwa słowa od siebie Siewierz jest mega dziwną mieściną tutaj absolutnie nic się nie utrzyma jak ktoś nei urodzil się tutaj nie ma szans na jakie kolwiek dzialania.
Ceny w studio jeśli ktoś potrzebuje śmiało podam napiszcie co dokładnie interesuje.
Do "przetargu" jak powiem że była jeszcze jedna oferta droższa od mojej o 20pln uwierzycie ???
Legitka u mnie ksztuje 25pln konkurencja robi po 15-20. Zdjęcia w jednym z przedszkoli /notabene chodził tam mój syn/ robiłem po 10 i 15pln konkurencja po 5pln jak tu ziałać. Wiedziałem doskonale że oferta została wysłana również do konkurencji a co za tym idzie cena za usługę będzie mocno zaniżona - chciałem to zrobić aby mieć jakieś relacje z Urzędem tm bardziej że zakupiłem platormę do zdjęć lotniczch a to już ciut inna perspektywa.Czasami trzeba stracić aby zyskać i tak właśnie jest w tym przypadku.
Co do jakości zdjęć są poprawne nie wyrywają z butów bo nie było budżetu /wymagania kosmiczne jednak szybko zostały zweryfikowane/ niebawem będzie można je obejrzeć w publikacjach które zostaną wydane.
Reasumując:
Przyjąłem to zlecenia w myśl zasady aby zyskać trzeba stracić. Gdybym nie ja to wziął to "konkurencja" po równie śmiesznych pieniądzach.
Najłatwiej jest siedzieć za klawiaturą i czytać o przetargach za naście tysięcy złotych podkreślam czytać.
Pozdrawiam



Ucieszyłem się z tej odpowiedzi, bo chciałem wiedzieć, skąd biorą się takie oferty na rynku.
Pan Marcin pisze, że Siewierz to dziwne miasto, ale pewnie nie różni się niczym od setek innych miast podobnej wielkości. Dla fotografa praca w takim miasteczku na pewno wiąże się z wieloma ograniczeniami. Przede wszystkim nie ma tam  zapewne wielu klientów z dużymi budżetami na fotografie. Konkurencja, o której pisze pan Marcin, też nie ułatwia życia. Ale czy proporcjonalnie do ilości potencjalnych klientów, w Siewierzu jest większa konkurencja, niż w moich Katowicach lub w Warszawie? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. 
Argument, że jeśli ja tego nie zrobię, świadomie na tym tracąc, zrobi to ktoś z moich konkurentów, nie jest dla mnie dobrym argumentem. 
Załóżmy, że pan Marcin rzeczywiście pozna się dzięki temu z Urzędem Gminy. Czy po zrobieniu tego zlecenia po cenach poniżej kosztów, uda się następnym razem pracować po normalnych stawkach? Moje dwudziestoletnie doświadczenie w pracy jest jednoznaczne. NIE. Klient, który raz dostał coś po niskich cenach, nie kupi w przyszłości tego samego znacznie drożej. Wiele razy sam dawałem się nabrać na pracę z nowym klientem na zasadzie: Pierwszy raz musi pan dać nam dobry rabat, bo chcemy z panem podjąć stałą współpracę. W końcu nauczyłem się odpowiadać w taki sposób: Oczywiście, bardzo chętnie podejmę stałą współpracę i jestem gotów udzielić bardzo korzystnych rabatów, jak tylko rzeczywiście współpraca okaże się stała, natomiast pierwsze zlecenie zróbmy po normalnych stawkach. No i zawsze wtedy kończy się współpraca. W końcu liczba fotografów, którzy dadzą rabat na początku jest ogromna i ciągle na rynku pojawiają się nowi. Działając w ten sposób, wiele firm jest w stanie przez długi czas dostawać zdjęcia po bardzo niskich cenach.

Z urzędami jest jeszcze inna sprawa. Większość zleceń i tak musi mieć rozpisane procedury przetargowe lub zapytanie ofertowe. A w 99% zapewne robi się je podobnie, jak przetargi na zakup spinaczy biurowych. Ważna jest tylko cena....


Zgadzam się, że pracując w małym mieście, znacznie trudniej jest znaleźć dobrych klientów. Jednak sam znam kilku fotografów, pracujących w niedużych miastach, a mimo to mających klientów z całej Polski. W dzisiejszych czasach i możliwościach kontaktowania się przez internet nie jest to trudne. Ja też mam paru klientów, których nie widziałem nigdy na oczy, z którymi kontaktuję się wyłącznie przez internet. 
Do tego jest jedynie potrzebna prosta strona z paroma dobrymi zdjęciami. Dawno już zrozumiałem, że zamiast pracować przy bardzo nieopłacalnych zleceniach, o wiele bardziej opłaca się robić zdjęcia do własnego portfolio, dzięki którym znajduję potem dobrych klientów. To po prostu działa.

Komentarze

igi pisze…
Niestety w ten sposób to działa i jest się bardzo trudno przez to przebić, zwłaszcza nie mając tak cennej karty przetargowej, jak 20 lat praktyki. Sam zaczynając pracę z poziomu "młody to tani" i ciężko mi się przebić na kolejny poziom, "młody, ale jakieś tam doświadczenie już ma". Nie chcę zanadto narzekać, bo mam świadomość, że jeśli moje prace byłyby naprawdę dobre, to bez większych trudów znalazłbym ciekawsze i lepiej płatne zlecenia, no ale jak widać nie są.

Trzeba się rozwijać, ale ostatnio mam pomysł "przebranżowienia" na grafikę, w której w zasadzie mam więcej doświadczenia niż w fotografii, a i łatwiej jest zrobić katalog reklamowy bazując na czcionce Comic Sans, niż z uśmiechem na tważy ilustrować widzimisię niektórych sekretarek, menadżerek i tym podobnych tworów ;)

PS. Dodałem komentarz we wpisie o lampach błyskowych, byłbym niezmiernie rad, jeśli mógłbyś odpowiedzieć ;)
Rafał B pisze…
Jeśli ten człowiek robi tak zdjęcia, jak pisze (styl i interpunkcja!), to aż się boję o efekt. Ale jak zdjęcia poszły za taniochę, to chyba i efekt będzie marny...
Ninoveron pisze…
Przecież Siewierz to nie jest koniec świata!!! Fotograf z Siewierza może śmiało obsługiwać klientów z okolicznych miast np. Zawiercie, Dąbrowa Górnicza, Będzin itp... Z Siewierza do Sosnowca, Katowic czy Częstochowy jest ledwie 30-40 min jazdy autem. Dlatego nie można z siebie robić ofiary bo mieszka się w Siewierzu! :)
Unknown pisze…
dzięki za dobry, edukacyjny wpis
Artur Nyk pisze…
Cieszę się, że Ci się spodobał :)

Popularne posty z tego bloga

Test nieobiektywny czyli MacBook Pro Retina czyli gruby kontra chudy

Dawno już nie robiłem porządnego testu i postanowiłem to dzisiaj nadrobić. A okazja jest wyjątkowa, bo na moje biurko zawitał najnowszy MacBook Pro Retina. Nie ma w sieci jeszcze zbyt wielu testów, a zwłaszcza zrobionych pod kątem wykorzystania go w fotografii. Nie znajdziecie więc tu żadnych benchmarków i wykresów, a tylko mój prywatny test tego, co dla mnie, jako fotografa, najważniejsze. 1. Dlaczego Retina Gosia, która obrabia moje zdjęcia, pracuje w studio na Mac Pro 1.1, który swoje lata już ma albo w domu na MacBooku Pro sprzed ery unibody. Ten ostatni domagał się już wymiany od jakiegoś czasu i  czekaliśmy od kilku miesięcy na zapowiadaną nowość. Bez względu, co by Apple pokazał, miał to być najnowszy i silny komp, tak, aby mógł sprawnie pracować przez kolejne 3-4 lata. Po premierze byłem zachwycony Retiną i niską wagą nowego Maka. Gorzej było z ceną. 10.200 zł za podstawowy model, wyglądało na cenę z kosmosu. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak nie kupić modelu z poprze

O fotografowaniu samochodów czyli wielka ściema

W fotografii coraz mniej rzeczy jest takimi, jakimi się wydają... Na przykład fotografie samochodów. Kiedyś, jeśli na zdjęciu samochód był w ruchu to praktycznie na 100% wiadomo było, że fotograf rzeczywiście zrobił to zdjęcie w trakcie jazdy. A dzisiaj w fotografii reklamowej  pewne jest co innego. Pewne jest, że na pewno tak to nie wyglądało w rzeczywistości... W tym tygodniu robiłem sesję z mojego trochę już zapomnianego cyklu: Kobiety za kierownicą. Nadmiar pracy w ostatnich miesiącach oraz problemy w pogodą, nie pozwoliły mi na wcześniejszą kontynuację. Ale skoro w listopadzie mamy prawie wiosenne słońce, to trzeba było się brać do pracy. W planie miałem dwa zdjęcia w kabriolecie, jedno w ciągu dnia, drugie w nocy. Założeniem sesji jest pokazanie rzeczy, które kobiety nie powinny robić w trakcie jazdy, a że czasami im się zdarza to już inna sprawa... Ale skoro nie powinny, to nie mogłem od nich wymagać, by robiły to naprawdę. Od początku wiedziałem, że w związku z tym wszystki

Kalendarz Ascomp 2016

Lubię wyzwania. Gdy dowiedziałem się, że klientowi zależy, by zdjęcia do nowego kalendarza zrobić w tym samym miejscu co ostatnio, pomyślałem sobie, że lekko nie będzie. Już za pierwszym razem, sesja tam bardzo trudna, a teraz na dodatek musiałem podnieść sobie poprzeczkę, bo nowy kalendarz nie mógł być podobny do poprzedniego. Miejscem tym bowiem, znowu miała być serwerownia. Nie wiem ilu z was miało okazję zwiedzić serwerownie, ale zakładam, że raczej nie jest to powszechne doświadczenie. Tym, którzy nie mieli tego szczęścia, by zobaczyć serwerowni od środka, postaram się trochę przybliżyć warunki w jakich pracowaliśmy. Wyobraźcie sobie budynek strzeżony jak twierdza. Wysokie płoty, strażnicy, alarmy, wszystkie drzwi z zamkami, śluzy, setki kamer itd. Pomieszczenia z serwerami mają tylko wąskie korytarze pomiędzy szafami. Gdy czasem zdarzyło się, że były to korytarze o szerokości dwóch metrów, to miałem powód do świętowania. W korytarzach na zmianę wieje, albo bardzo zimne, albo